Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Gorące wykopaliska

Archeolodzy współczesności

Ekipa archeologów w trakcie dwutygodniowych prac na miejscu smoleńskiej katastrofy opisała 5 tys. zanlezisk. Ekipa archeologów w trakcie dwutygodniowych prac na miejscu smoleńskiej katastrofy opisała 5 tys. zanlezisk. Grzegorz Michałowski / PAP
Czy archeolodzy mogą pomóc w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej? Ich wiedza i umiejętności coraz częściej przydają się policji i kryminologom.
W świadomosci ludzi etos archeologa uosabia wykreowana przez Hollywood postać heroicznego Indiany Jonesa.Last Hero/Flickr CC by SA W świadomosci ludzi etos archeologa uosabia wykreowana przez Hollywood postać heroicznego Indiany Jonesa.

Gdy w mediach pojawiła się informacja, że polscy archeolodzy jadą do Smoleńska, wielu zadawało sobie pytanie – po co? Czy będą w stanie znaleźć coś więcej niż kryminolodzy i spece od katastrof lotniczych?

Podjęcie decyzji o wpuszczeniu polskich archeologów na miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu trwało kilka miesięcy, bo był to precedens i prokuratura rosyjska nie bardzo wiedziała, który resort ma wydać na to pozwolenie. Wreszcie w październiku kilkunastu archeologów trafiło do Smoleńska, znaleźli tam jeszcze ponad 5 tys. przedmiotów, w tym fragmenty samolotu, jego wyposażenia, domniemane szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste. Archeolodzy podzielili cały teren na ary, a potem na kwadraty o boku 2,5 m.

– Na każdy z nich poświęciliśmy sporo czasu, po nas wchodzili detektoryści z wykrywaczami metali i wskazywali, jeżeli coś przeoczyliśmy. Następnie dla każdego odcinka robiliśmy dwie mapy – znalezisk na powierzchni i tego, co znajduje się 20–30 cm pod powierzchnią – mówi prof. Andrzej Buko, dyrektor Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, kierownik badań w Smoleńsku. – Wiemy też, że w miejscu katastrofy są warstwy przemieszczone po tym, jak podnoszono i usuwano wrak oraz poszukiwano szczątków ludzkich, dlatego rozmieszczenie znalezisk w miejscu upadku samolotu jest losowe. Największą grupą znalezisk były oczywiście fragmenty samolotu różnej wielkości, ale niektóre dane, choćby ich rozrzut w terenie, mogą okazać się przydatne śledczym ustalającym przebieg katastrofy. Szczegółów badań archeolodzy nie mogą na razie ujawniać, gdyż – jak wszystkich innych członków ekipy dochodzeniowej – obowiązuje ich tajemnica śledztwa.

Już teraz wiadomo, że ich pomoc była bardzo przydatna. – Prokuratorzy rosyjscy z początku patrzyli na nasze poczynania bez przekonania, pod koniec przyznali jednak, że dużo się nauczyli. Nie wykluczali, że wystąpią z propozycją do swoich władz, by w szczególnie skomplikowanych przypadkach korzystać z naszych metod – mówi prof. Buko. Archeolodzy na miejscu katastrofy samolotu to nowość, dlatego gdy materiały zostaną odtajnione, wyniki badań smoleńskich zostaną opublikowane w światowych czasopismach naukowych.

– To może być ciekawe zarówno dla archeologów, jak i kryminologów – tłumaczy profesor. Obydwie te dziedziny starają się odtworzyć przeszłość – z tym że tych pierwszych interesuje głęboka historia, a drugich – wydarzenia dnia wczorajszego. Różnią ich też metody pracy, ale umiejętność czytania warstw stratygraficznych okazuje się bardzo przydatna na miejscach zbrodni, gdzie zwłoki ofiary leżą w ziemi.

Po uszy w polityce

Wbrew pozorom, współczesność nie jest dla archeologów niczym nowym – w końcu zanim dokopią się do warstw najstarszych, mają do czynienia z zabytkami z czasów najnowszych. Fakt, nie zawsze zwracano na nie uwagę. – To kwestia definicji zabytku archeologicznego, która go odróżnia od zwykłych śmieci, ale oczywiście wszystko zależy od celu prac badawczych. Dla nas każdy element przeszłości jest ważny i z każdego możemy coś wyczytać – mówi dr Rafał Zapłata z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, uczestnik badań smoleńskich. Obecność archeologów, doskonale przygotowanych do badania warstw kulturowych, staje się na stanowiskach współczesnych coraz bardziej naturalna. A zaczęło się od ściągania ich na miejsca masowych mordów i obozów koncentracyjnych, np. do Oświęcimia, Stutthofu, Katynia czy Miednoje.

W latach 2006–08 postanowiono porównać w Oświęcimiu plany niemieckie z tym, co zachowało się w ziemi. – Okazało się, że więźniowie musieli nawozić wielkie ilości gruzu, którym wysypywano wiecznie podmakające drogi. O tym nie można przeczytać w dokumentach, a był to istotny element życia obozowego – tłumaczy dr Małgorzata Grupa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W Katyniu i Charkowie w latach 90. archeolodzy pomagali przy odsłanianiu grobów. Prace te pozwoliły na identyfikację niektórych szczątków i rzeczy osobistych zastrzelonych oficerów, a nawet wykazały, że zamordowanych było więcej, niż wynika to z list NKWD. Badania potwierdziły też wersję, że mord miał miejsce, zanim tereny te zajęli Niemcy.

Pojawiają się archeolodzy specjalizujący się w badaniu historii najnowszej, tak atrakcyjnej dla wielu tropicieli sensacji z przeszłości (największą grupę wśród poszukiwaczy skarbów stanowią tzw. militaryści, czyli osoby zainteresowane pamiątkami z czasów wojen). Spece od grzebania w ziemi mogą mieć jeszcze sporo do powiedzenia na temat wielu niewyjaśnionych spraw i nierozstrzygniętych sporów z niedalekiej przeszłości.

Mówi się, że archeologia coraz bardziej wchodzi w politykę, ale ona zawsze była w nią zanurzona po same uszy. Jeszcze przed drugą wojną światową spierano się, gdzie żyli Germanie, a gdzie Słowianie, co miało przecież konsekwencje polityczne. Potem trafiliśmy do Oświęcimia, Katynia, no a teraz do Smoleńska – mówi prof. Buko. To z pewnością nie koniec. Na archeologów czeka jeszcze wiele innych politycznie zaangażowanych spraw.

Archeologiczny hi-tech

Pan z łopatą i pędzelkiem to już przeszłość. W Smoleńsku wykorzystywano jedynie tachimetr cyfrowy, będący połączeniem teodolitu i dalmierza, i wykrywacz metali. Planowane badania geofizyczne nie doszły do skutku, gdy okazało się, że tamtejsza gliniasta gleba do nich się nie nadaje. Polscy archeolodzy wcale nie odstają od czołówki światowej, jeśli chodzi o wykorzystanie najnowszych technologii. Dr Rafał Zapłata wykorzystywał np. lotniczy skaning laserowy LIDAR (Light Detection and Ranging), który pomaga w znajdowaniu interesujących dla archeologa obszarów. – Zwykła fotografia lotnicza nie radzi sobie w lasach, a LIDAR prześwietla szatę roślinną, dzięki czemu mamy możliwość rozpoznania takich obiektów jak kurhany, grobowce czy grodziska, które dziś porastają drzewa. Urządzenie próbkuje teren z prędkością 400 tys. punktów na sekundę, w wyniku czego powstaje zapis chmury punktów, a dalej Numeryczny Model Terenu pozwalający na drobiazgową analizę obiektów i stanowiska archeologicznych.

Coraz powszechniejsze jest też wykorzystywanie technik cyfrowych w dokumentowaniu i analizowaniu starych już materiałów wykopaliskowych. Zwolennicy nieinwazyjnych metod badawczych twierdzą, że kopanie to ostateczność, istnieje bowiem coraz więcej sposobów badania przeszłości bez uciekania się do niszczenia zabytków. W wielu sytuacjach nie można jednak obejść się bez kopania, szczególnie wtedy, gdy zależy nam na wydobyciu badanych obiektów.

Ciężar odpowiedzialności

Nie tylko polscy archeolodzy badają współczesne stanowiska. W Europie powstał ostatnio międzynarodowy projekt o wiele mówiącej nazwie Painful Heritage – Bolesne Dziedzictwo, poświęcony badaniu miejsc związanych z mordami z czasów II wojny (np. znajdujące się na terenie Norwegii niemieckie obozy jenieckie). W Irlandii istnieje projekt o nazwie Independent Commission for the Location of Victims’ Remains (ICLVR), zajmujący się poszukiwaniem osób zaginionych, najczęściej ofiar IRA. Ponieważ często topiono je w bagnach, od kilku lat przeczesuje się je pod tym kątem w ścisłej współpracy z policją. John McIlwain, archeolog z Uniwersytetu w Bradford, już odnalazł sześć ciał.

Gdy od policji archeolodzy dowiadują się, gdzie po raz ostatni widziano ofiarę, starają się zrekonstruować wygląd okolicy z czasów jej zniknięcia. Kolejnym etapem są badania na wyznaczonym terenie za pomocą LIDAR i metod geofizycznych, które wyłapują anomalie w głębi ziemi. Na koniec przychodzą wyszkolone do szukania ciał psy. Dopiero gdy wszystkie te trzy elementy wskazują, że „coś tu może być”, w ruch idą łopaty.

Ze względu na wysoką kwasowość gleby i obecność taniny ludzkie szczątki szybko brunatnieją, co sprawia, że trudno je odróżnić w terenie. McIlwain przyznaje, że czuje większą odpowiedzialność szukając ciał ofiar niż pracując na zwykłych wykopaliskach. Tam przeoczona skorupa to nie tragedia, podczas gdy przeoczenie szczątków ludzkich w trakcie poszukiwań w ramach ICLVR może pogrzebać nadzieje rodziny na znalezienie ciała bliskiej osoby. Wbrew rozsądkowi archeolodzy czują wyrzuty sumienia, gdy nie udaje się im niczego znaleźć, gdyż wiedzą, jak ważne jest dla rodzin ofiar, by szczątki ich bliskich spoczęły na cmentarzu.

Podobne emocje towarzyszyły naszym archeologom, tym bardziej że wśród ofiar było kilka osób związanych z ich środowiskiem (Izabela Tomaszewska, szefowa protokołu w Kancelarii Prezydenta, była z wykształcenia archeologiem). – Pomysł wyjazdu do Smoleńska spontanicznie narodził się w naszym instytucie po doniesieniach, że na miejscu katastrofy są rozsypane szczątki ofiar i ich rzeczy osobiste. Chcieliśmy je zebrać i oddać rodzinom – mówi prof. Buko.

Jest wiele tajemnic związanych z historią najnowszą, które mogą rozwikłać archeolodzy. Austriacy w 2003 r. zbadali miejsce postoju 25 tys. Kozaków, którzy w czasie wojny walczyli po stronie Niemców, a na początku maja 1945 r., uciekając z rodzinami i całym dobytkiem przed partyzantami jugosłowiańskimi, zatrzymali się we wschodnim Tyrolu koło miejscowości Lienz. Po niecałym miesiącu Brytyjczycy wydali ich w ręce Rosjan. W czasie przymusowej deportacji kilkudziesięciu Kozaków popełniło samobójstwo.

To znane wydarzenia, ale Harald Stadler z Uniwersytetu w Innsbrucku postanowił sprawdzić, co pozostało po pobycie tylu tysięcy ludzi w alpejskiej dolinie. Badania prowadzono dwutorowo – szukając pamiątek i prowadząc wykopaliska. Na terenie, gdzie obozowali, udało się znaleźć aż 300 obiektów, w tym fundamenty kuźni, groby, podkowy, broń, monety, fragmenty umundurowania i amunicję, a w okolicznych domach szyszak, szable, kindżał, kozackie baranice, a nawet kompletny wóz. – Archeologia historyczna zajmuje się uzupełnianiem informacji znanych z tekstów, bo nie każdy aspekt rzeczywistości jest opisany. My odtwarzamy te zjawiska, których ślady zachowały się w ziemi, najczęściej związane z życiem codziennym – mówi dr Zapłata.

Archeologia ewoluuje, ale mówienie, że archeolog wchodzi w buty kryminologa, to przesada. – W coraz większym stopniu zacieśnia się współpraca między nami. Dlatego należałoby pomyśleć nad kształceniem nie tylko specjalistów od głębokich pradziejów, ale archeologów współczesności – mówi prof. Buko.

 

 

Indiana Jones na czele

W świadomości ludzi dominuje wykreowany przez media wizerunek archeologa poszukiwacza skarbów i ratującego świat. Tak wynika z przeprowadzonego ostatnio przez Pracownię Badań Społecznych (PBS DGA) i ZooM Advertising sondażu. Na pytanie, jaka postać najbardziej kojarzy się z archeologią, pierwsze miejsce zajął Indiana Jones (62 proc.), drugie – Pan Samochodzik (24 proc.), a trzecie Lara Croft (21 proc.). Poza podium znaleźli się prawdziwi badacze: Kazimierz Michałowski – odkrywca Faras i Palmyry, Heinrich Schliemann – odkrywca Troi, czy Howard Carter – odkrywca grobowca Tutanchamona. Są oni rozpoznawalni tylko dla 10 proc. z 1054 pytanych Polaków.

Polityka 47.2010 (2783) z dnia 20.11.2010; Nauka; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Gorące wykopaliska"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną