Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Rezerwat Czarnobyl

Zamknięta strefa wokół czarnobylskiej elektrowni jądrowej stała się enklawą, w której schronienie znalazły zwierzęta zagrożone wyginięciem. Czyżby człowiek był większym zagrożeniem dla przyrody niż skażenia radioaktywne?

30-kilometrową strefę wokół elektrowni utworzono bardzo szybko po eksplozji reaktora jądrowego. Na jej terenie znajduje się między innymi niezamieszkane po dziś dzień miasto Prypeć, w którym żyli pracownicy elektrowni. Ewakuowano je już 27 kwietnia 1986 r., dzień po katastrofie. Wywieziono wówczas 50 tys. mieszkańców. Dziesięć dni po awarii wysiedlono także wszystkich ludzi mieszkających w promieniu 30 km od elektrowni. Swoje domy na zawsze opuściło 116 tys. osób.

Czarnobylska zona szybko obrosła legendą. W prasie na całym świecie zaczęły pojawiać się reportaże ze „strefy śmierci”, a w nich doniesienia o zmutowanych roślinach i zwierzętach. Także o ludziach, którzy mimo promieniowania wracają do opuszczonych domów. Mit zony trafił też do kultury masowej – mutanty i zabójcze promieniowanie pojawiły się w grach komputerowych.

Dziś w strefie żyje i pracuje kilka tysięcy osób. Część z nich to przesiedleńcy, którzy nielegalnie powrócili do opuszczonych wiosek, resztę stanowi obsługa likwidowanej elektrowni. Według raportów naukowych na terenie strefy silnie skażony pozostał do dziś jedynie obszar o powierzchni niecałego kilometra kwadratowego. Reszta zony właściwie nadaje się do ponownego zamieszkania.

W ostatnich latach w mediach zaczęły pojawiać się doniesienia, że zamknięta strefa w rzeczywistości nie jest wyjałowioną przez promieniowanie pustynią i siedliskiem mutantów, ale stała się rajem dla dzikiej przyrody, w którym bujnie rozwija się wszelkie życie. W zonie licznie występują między innymi żubry, konie Przewalskiego, wilki, zagrożone wymarciem czarne bociany i orły bieliki. Populacja dzików jest 10–15 razy liczniejsza niż poza strefą. „Największa katastrofa w historii energetyki jądrowej okazała się znacznie mniej groźna dla przyrody niż zwykła obecność człowieka” – napisał w ubiegłym roku na łamach magazynu „American Scientist” prof. Robert Baker z Texas Tech University.

Ten amerykański uczony od 1994 r. badał na terenach czarnobylskiej zony wpływ promieniowania na organizmy żywe. Wraz ze współpracownikami jeździł tam aż 15 razy. Początkowo był przekonany, że skażenie promieniotwórcze wywarło bardzo negatywny wpływ na rośliny i zwierzęta. Dlatego w czasie pierwszej wyprawy udał się do tzw. czerwonego lasu, czyli niewielkiego obszaru w pobliżu elektrowni. Jego nazwa pochodzi od koloru sosen obumarłych z powodu bardzo wysokich dawek promieniowania.

W czerwonym lesie naukowcy złapali myszy. Okazało się, ku ich ogromnemu zaskoczeniu, że choć kości i mięśnie gryzoni wykazywały bardzo wysoki poziom skażenia, zwierzęta pod względem budowy fizycznej były zupełnie normalne, a samice miały w swoich macicach prawidłowo rozwijające się płody. Co więcej, uczeni przenieśli do czerwonego lasu zamknięte w klatkach myszy pochodzące z terenów nieskażonych. Pobyt w tak potencjalnie niebezpiecznym miejscu nie wywołał zmian genetycznych. Gryzonie wydawały się wyjątkowo odporne na promieniowanie.

W 1996 r. Baker ze współpracownikami opublikowali na łamach prestiżowego tygodnika naukowego „Nature” pierwszy raport ze swoich badań. Jego konkluzja brzmiała następująco: norniki (małe gryzonie podobne do myszy) żyjące w zonie mają wyższy poziom mutacji genetycznych. Ale gdy zespół Bakera kupił później znacznie dokładniejszą aparaturę do analizy DNA, opublikowanych w „Nature” wyników nie udało się powtórzyć. Choć uczeni przeprowadzali badanie wielokrotnie, nie wskazywały one zwiększonego poziomu mutacji genetycznych u norników. W 1997 r. w „Nature” ukazał się tekst, w którym zespół Bakera uznał poprzednio opublikowane wyniki za pomyłkę spowodowaną niedokładnością metody badania DNA.

Jesteśmy znacznie bardziej odporni na negatywne skutki promieniowania jonizującego, niż do tej pory sądzono – taka konkluzja zdaje się płynąć z badań Bakera. Naturalne mechanizmy naprawcze DNA zwierząt są niezwykle skuteczne. Być może, jak uważają zwolennicy hipotezy tzw. hormezy radiacyjnej (więcej o hormezie czytaj w „Polityce” 27/02 i 15/06), nieduże dawki promieniowania są wręcz dobroczynne dla zdrowia. Pobudzają bowiem mechanizmy obronne i naprawcze organizmu. „Nasza dotychczasowa wiedza na temat oddziaływania promieniowania na przyrodę musi zostać poddana krytycznej analizie” – konkluduje Baker na łamach „American Scientist”.

Jednak nie wszyscy uczeni zgadzają się z jego poglądami. Jeden z ostatnich numerów czasopisma naukowego „Biology Letters”, wydawanego przez brytyjskie Royal Society, publikuje artykuł Andersa Mollera z francuskiego Univercité Pierre et Marie Curie oraz Tima Mousseau z University of South Carolina. Przebadali oni 1570 ptaków należących do 57 gatunków żyjących w czarnobylskiej zonie. Ich liczebność w jej najbardziej skażonych rejonach jest mniejsza o 66 proc. w porównaniu z terenami, gdzie poziom promieniowania jest niski. Tim Mousseau już klika lat wcześniej opublikował artykuł, w którym dowodził, że wśród pewnego gatunku jaskółek (tzw. dymówek), żyjących na terenach skażonych północnej Ukrainy, odnotowano zwiększoną liczbę szkodliwych mutacji genetycznych (objawiających się m.in. uszkodzeniami płodów).

Robert Baker zarzucił wówczas Mousseau’owi wadliwe przeprowadzenie badań. Nie oznaczono bowiem, gdzie dokładnie żyły ptaki, co uniemożliwiło ustalenie wysokości dawek promieniowania, na które były narażone. Ponadto zespół Bakera również zbadał jaskółki dymówki mieszkające w odległości 10 km od zniszczonego reaktora i nie stwierdził, by ich organizmy zostały silnie skażone. Mousseau nie zgadza się z zarzutami swojego amerykańskiego kolegi i podtrzymuje twierdzenie, że czarnobylska zona nie jest aż tak przyjaznym miejscem dla roślin i zwierząt, jak to on opisuje.

Być może spór obydwu uczonych rozstrzygną kolejne badania. Na razie jednak wypada zgodzić się z prof. Bakerem, że nasza wiedza o wpływie promieniowania jonizującego na środowisko jest niepełna i wszelkie jednoznaczne konkluzje wydają się przedwczesne.

Polityka 38.2007 (2621) z dnia 22.09.2007; Nauka; s. 114
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną