Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Debata o GMO c.d. Polemika od Greenpeace

Rośliny modyfikowane mogą być odporne na szkodniki i chwasty. Mogą być większe od tradycyjnych i bardziej trwałe. Mogą mieć wiele innych korzystnych cech, ale czy są bezpieczne? Rośliny modyfikowane mogą być odporne na szkodniki i chwasty. Mogą być większe od tradycyjnych i bardziej trwałe. Mogą mieć wiele innych korzystnych cech, ale czy są bezpieczne? Ian Sane / Flickr CC by 2.0
Zdaniem Greenpeace, GMO to niekontrolowany eksperyment na światową skalę na ludziach i przyrodzie.

Polemika z artykułem red. Marcina Rotkiewicza nadesłana przez przedstawicielkę organizacji Greenpeace Polska. Polemikę publikujemy bez redakcyjnych skrótów i innych ingerencji. Poniżej zamieszczamy odpowiedź red. Marcina Rotkiewicza.

Znów zawrzało o GMO. Tym razem stało się tak za sprawą zawetowanej przez prezydenta nowej ustawy o nasiennictwie. Głos zabrali zarówno znani już z wcześniejszych działań zwolennicy i przeciwnicy tej nowej technologii, jak i „nowi gracze”, którzy w różnym stopniu zdążyli poznać związane z nią badania, fakty oraz niuanse. I choć nie wszyscy muszą je zgłębiać, warto, żeby o bardziej gruntowną analizę problemu pokusili się dziennikarze takich opiniotwórczych pism jak „Polityka”, w tym redaktor Marcin Rotkiewicz, który w artykule „Gmatwanina wokół GMO”, opublikowanym na stronie internetowej tygodnika, próbuje rozwikłać spór, jaki powstał wokół transgenicznych roślin.

 Na wstępie tekstu obrywa się Greenpeace i innym organizacjom ekologicznym, które sprzeciwiają się wprowadzaniu do środowiska naturalnego organizmów transgenicznych. Autor nie zadał sobie trudu i nie sprawdził, dlaczego Zieloni zdecydowali się na protest, który prowadzą konsekwentnie już około dwadzieścia lat.  Zarzucając im „zwalczanie GMO wszelkimi możliwymi sposobami”, zapomina lub może nie wie, że to koncerny biotechnologiczne w pogoni za zyskiem, uciekają się do przekupywania polityków, fałszowania i utajniania wyników badań, bezpardonowego dyskredytowania na światowym forum naukowców, którzy odważą się na krytykę produktów inżynierii genetycznej. Jedną z ofiar tych praktyk stał się np. prof. Ignacio Chapela z University of California w Berkeley. Przedstawiciele jednej z firm public relations, pracujący na zlecenie agrochemicznego giganta – firmy Monsanto, fabrykowali oszczerstwa na jego temat w pismach naukowych.    

Redaktor przytacza natomiast argumenty producentów GMO oraz współpracujących z nimi naukowców. Działanie genów jest procesem bardziej złożonym niż wynikałoby to z opisu red. Rotkiewicza. Jeden gen nie odpowiada za jedną funkcję w organizmie. Potwierdził to w 2007 roku zespół naukowców skupiający 35 grup badawczych z 80 organizacji z całego świata pracujący w projekcie zorganizowanym przez The United States National Human Genome Research Institute, który dowiódł, że geny nie działają od siebie niezależnie, siatka ich powiązań jest bardzo złożona i wciąż niepoznana, co według badaczy podważa praktycznie każdą ocenę bezpieczeństwa tworów inżynierii genetycznej.

W swoim tekście red. Rotkiewicz wyraża bezkrytyczne zaufanie do pozytywnych ocen bezpieczeństwa produktów GMO wydawanych przez Europejski Urząd Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Nie każdy jednak podziela wiarę w metody pracy tej instytucji, ponieważ jej oceny opierają się na danych dostarczanych przez przemysł agrochemiczny. Ich poprawność, jak i niezależność osób tam zatrudnionych (przewodnicząca EFSA Diana Banati ukryła fakt piastowania wysokiej funkcji w zarządzie organizacji International Life Science Institute, która wspiera takich producentów roślin genetycznie modyfikowanych jak Monsanto, czy BASF) były podważane nie tylko przez Greenpeace, co sugeruje autor artykułu. Zwrócili na to także uwagę w 2008 roku podczas grudniowej Rady ds. Środowiska UE, ministrowie wszystkich krajów Wspólnoty wystosowując apel, w którym wskazali na konieczność wzmocnienia procesu autoryzacji produktów GMO w Europie.

Uwaga autora, że obawy o długofalowe skutki stosowania GMO w rolnictwie i produkcji żywności jest chybiony oraz porównanie go do obaw przed skutkami używania telefonów komórkowych i leków, wydaje się nadużyciem. Trudno bowiem wierzyć badaniom udostępnianym przez przemysł biotechnologiczny. Większość z nich to badania krótkoterminowe, nieuwzględniające długotrwałego wpływu GMO na organizm ludzki, zwierzęcy i środowisko naturalne, co ma znaczenie, ponieważ w przeciwieństwie do telefonów komórkowych, czy leków, GMO to organizmy żywe, które rozmnażają się i samoistnie rozprzestrzeniają w naturze. Jest to proces, którego człowiek nie jest wstanie kontrolować.

Ponadto koncerny z reguły nie udostępniają swoich badań niezależnym ekspertom. Np. w 2005 dopiero niemiecki sąd zmusił koncern Monsanto do ujawnienia wyników doświadczeń nad dopuszczoną do obrotu i konsumpcji w Unii Europejskiej kukurydzą MON863.  Analiza dokonana przez francuski instytut badawczy CRIIGEN wykazała, że firma źle zinterpretowała swoje własne dane. Ten sam instytut przeprowadził także liczne badania, które dowiodły negatywnego wpływu GMO na funkcjonowanie organów wewnętrznych zwierząt laboratoryjnych, np. w 2007 roku zespół badawczy pod kierownictwem prof. Gillesa Erica Seraliniego przeprowadził badania nad kukurydzą NK603, które wykazały znaczne odchylenia w rozmiarze organów wewnętrznych u szczurów karmionych transgeniczną kukurydzą w porównaniu ze szczurami karmionymi kukurydzą konwencjonalną

Wbrew twierdzeniu red. Rotkiewicza, tendencja znacznego wzrostu zastosowania chemikaliów w rolnictwie  (zarówno środka Roundup, jak i innych) przy uprawach GMO nie jest wymysłem Greenpeace, ale faktem, który potwierdzają liczne dane [1]. W konsekwencji na skutek uodparniania się chwastów na stosowane środki chemiczne powstają tzw. superchwasty (tego także nie wymyślił Greenpeace, ani żadna z organizacji ekologicznych, ale odnotowała m.in. cytowana przez autora National Academy of Sciences), które rolnicy często zmuszeni są usuwać ręcznie [2]

Jak słusznie zauważył red. Rotkiewicz, środowisko naukowe jest podzielone w kwestii GMO. Trudno jednak się domyślić, na jakiej podstawie twierdzi, iż zdecydowana większość specjalistów opowiada się za tą technologią. Przykład członków Papieskiej Akademii Nauk, którzy opowiadają się za  pracami nad roślinami transgenicznymi oraz ich wykorzystaniem w rolnictwie to nic innego jak retoryczny trik. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że redaktor, próbował przekazać tezę, że Watykan popiera GMO. Nie wspomniał jednak, że jest to stanowisko tylko niektórych członków Papieskiej Akademii Nauk i nie odzwierciedla oficjalnego stanowiska tej instytucji, ani samego Watykanu [3]. W Polsce natomiast przeciw GMO opowiada się zarówno Komitet Ochrony Przyrody PAN, jak i dziesiątki naukowców, z wielu placówek badawczych, którzy m.in. podpisali list do senatorów [4] w sprawie odrzucenia zapisów w ustawie o nasiennictwie ułatwiających wysiew GMO. List został przekazany senatorom podczas posiedzenia Komisji ds. Rolnictwa w lipcu b.r. przez przedstawicieli Koalicji Polska Wolna od GMO i świata nauki.

Zastrzeżenia wobec omawianego tekstu można mnożyć. Pisząc, że „koegzystencja upraw ekologicznych i GMO „jest możliwa dzięki zastosowaniu stref buforowych i oddzielnych systemów skupu produktów rolnych”, autor nie wspomniał, gdzie strefy buforowe spełniły swoją rolę. Otóż nigdzie. Natura nie zna granic, znane są przypadki przenoszenia pyłków nawet przez kanał La Manche, a jedyną chyba bezpieczną strefą ochronną jest Atlantyk.

Choć, jak wspomina autor, jedyne uprawiane w Europie rośliny GMO - kukurydza MON810 i ziemniak Amflora nie mają bliskich krewnych, to stały się one bardzo  popularne i ich skrzyżowanie z naturalnymi odpowiednikami jest realne. W Hiszpanii nie uprawia się już ekologicznej kukurydzy, bo pomimo wspomnianych pasów ochronnych dochodziło do zbyt wielu przypadków zanieczyszczeń i uprawy te przestały się opłacać. Dochodziło tam do przypadków palenia swoich zbiorów, przez rolników, po tym jak dowiedzieli się, że ich kukurydza jest skażona GMO.

Same uprawy GMO także nie są tak opłacalne jak przekonują koncerny. Jednymi z największych ofiar przemysłu agrochemicznego stali się rolnicy indyjscy, których niskie zbiory transgenicznej bawełny doprowadziły do bankructwa. Do tej pory z tego powodu 250,000 rolników w tym kraju popełniło samobójstwo, co jest tragicznym ewenementem na światową skalę. 

 W jednym muszę się z red Rotkiewiczem zgodzić. Koncerny rzeczywiście nie są zainteresowane prowadzeniem badań nad roślinami ważnymi dla krajów tzw. trzeciego świata. Na świecie uprawiane są głównie rośliny z wbudowanym genem Bt, toksycznym dla niektórych owadów i genem odporności na opryski środka Roundup Ready, którego producentem, jak i większości roślin GMO jest koncern Monsanto. Cyniczny argument o ratowaniu świata przed głodem nierzadko znów pojawia się w „rozgrzanej do czerwoności” dyskusji o GMO, choć nie potwierdzają go ani raporty ONZ [5], które wskazują m.in. na konieczność rozwoju zrównoważonego rolnictwa w oparciu o gatunki lokalne w celu zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego, ani potencjalni główni zainteresowani. Były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan  w 2007 roku już jako przewodniczący organizacji The Alliance for a Green Revolution in Africa, na łamach Business Daily (Kenia) potwierdził , że kraje rozwijające się potrzebują np. wsparcia infrastruktury, nie zaś kolejnej drogiej technologii, która uzależni je od Zachodu.  

Na koniec warto dodać, że gwałtowny wzrost cen, który rzekomo nastąpiłby w wyniku odstąpienia od importu pasz GMO, a którym regularnie straszą społeczeństwo niektórzy politycy i dziennikarze, nie ma poparcia w liczbach. Ceny konwencjonalnej soi są o około 3% wyższe od soi GMO (wynika to z kosztów certyfikacji). Soja stanowi około 20% składników pasz, ewentualne podwyżki mięs, czy nabiału byłyby więc minimalne.

Społeczeństwo, jak zauważył red. Rotkiewicz, boi się i nie chce tej nowej technologii. Ma ku temu powody. Z GMO wiąże się zbyt wiele niewiadomych i niewygodnych faktów. Chciałabym wierzyć, że dziennikarze naukowi tak poważnego, opiniotwórczego tygodnika, jakim jest Polityka, również to zauważą.

Joanna Miś, Koordynatorka Kampanii STOP GMO, Greenpeace Polska

 

 

Odpowiedź  red. Marcina Rotkiewicza na polemikę Joanny Miś, Koordynatorki Kampanii STOP GMO, Greenpeace Polska

Szanowna Pani,

dziękuję za list. Pozwoli Pani, że, podobnie jak w przypadku mojej polemiki z dr. hab. Katarzyną Lisowską, nie będę odpowiadał na retoryczne uszczypliwości typu „warto, żeby o bardziej gruntowną analizę problemu pokusili się dziennikarze takich opiniotwórczych pism jak „Polityka”, w tym redaktor Marcin Rotkiewicz” i skupię się na tych fragmentach Pani tekstu, które można uznać za polemikę merytoryczną.

1) Nie jestem rzecznikiem ani obrońcą jakichkolwiek koncernów, tym bardziej biotechnologicznych. Natomiast nie przekonują mnie argumenty w stylu „a u was biją Murzynów”. I jak najbardziej podtrzymuję swoją ocenę, że organizacje tzw. zielonych, z Greenpeace na czele, zwalczają GMO wszelkimi dostępnymi metodami, włącznie ze stosowaniem demagogicznych argumentów czy posługiwaniem się nieprawdziwymi bądź niezweryfikowanymi informacjami. Ponadto Greenpeace potrafi łamać prawo w sytuacjach, gdy nie jest to uzasadnione żadnym wyższym dobrem. Dlatego chętnie usłyszałbym, co kierowało Pani koleżankami i kolegami, którzy ostatnio przeprowadzili w Australii następującą akcję: http://www.cosmosmagazine.com/blog/4523/the-sad-sad-demise-greenpeace Dodam jeszcze, że podpisuję się pod oceną działalności Greenpeace sformułowaną w tym tekście.

Z prof. Ignacio Chapela, który zdecydowanie bardziej niż naukowcem jest wojującym działaczem ekologicznym, miałem okazję dyskutować o GMO przez ponad godzinę (w 2005 r. w Kalifornii). I wiem na pewno jedno – krytyka wartości jego artykułów naukowych nie miała nic wspólnego z jakąkolwiek nagonką i była całkowicie merytoryczna (jej skrótowy opis można przeczytać tu: http://en.wikipedia.org/wiki/Ignacio_Chapela oraz znaleźć odnośniki do materiałów źródłowych).

2) Nie rozumiem, o co chodzi, gdy pisze Pani: Działanie genów jest procesem bardziej złożonym niż wynikałoby to z opisu red. Rotkiewicza. Jeden gen nie odpowiada za jedną funkcję w organizmie.”. W moim tekście nigdzie nie pojawia się stwierdzenie, że „jeden gen odpowiada za jedną funkcję w organizmie”. Że taka zasada nie obowiązuje, biologowie wiedzą od bardzo dawna (natomiast, póki co, obowiązuje zasada jeden gen = jeden polipeptyd). Pisze Pani również o jakimś fundamentalnym odkryciu z 2007 r. dokonanym przez naukowców z US National Human Genome Research Institute, którzy mieli stwierdzić, iż „geny nie działają od siebie niezależnie, siatka ich powiązań jest bardzo złożona”. Ponieważ fakt ten był znany jeszcze przed 2007 r., czy mogłaby Pani powołać się na jakąś pracę naukową, wyjaśniającą, o co Pani chodzi?

Ale nawet odwołując się do Pani wątpliwej argumentacji, podnoszącej nieznajomość sieci wzajemnych oddziaływań genów, to czy w jej świetle mieszanie w laboratorium całych genomów dwóch osobnych gatunków, jak to miało miejsce np. w przypadku tworzenia pszenżyta, nie niesie ze sobą więcej niewiadomych (i jak rozumiem niebezpieczeństw) niż np. precyzyjne wstawianie w określone miejsce genomu kukurydzy pojedynczego genu bakterii?

3) Nigdzie w swoim tekście nie wyrażam „bezkrytycznego zaufania” do EFSA. Natomiast nie mam powodów, by podważać wiarygodność prac tej instytucji, co obszernie uzasadniłem w polemice z dr. Katarzyną Lisowską.

Pisze Pani również w liczbie mnogiej „(…)poprawność [ocen] (…) niezależność osób tam [w EFSA] zatrudnionych były podważane nie tylko przez Greenpeace”, ale przywołuje Pani jedynie przykład prof. Diany Banati. Otóż nie ukrywała ona faktu zasiadania w zarządzie organizacji International Life Science Institute. Po drugie, nie jest to organizacja, która „wspiera” producentów GMO, tylko na jej działalność przekazują pieniądze m.in. firmy biotechnologiczne. O organizacji tej można przeczytać tutaj: http://en.wikipedia.org/wiki/International_Life_Sciences_Institute

Podważanie wiarygodności całej EFSA na podstawie tego jednego, wątpliwego zresztą, przykładu konfliktu interesów jest więc demagogicznym chwytem.

4) Moje porównanie z telefonami komórkowymi dotyczyło wpływu GMO na zdrowie zwierząt i ludzi a nie środowisko.

5) Stwierdzenie, że „(…) koncerny z reguły nie udostępniają swoich badań niezależnym ekspertom” jest nieprawdziwe. Tutaj może Pani znaleźć listę ponad stu niezależnych badań nad biobezpieczeństwem GMO: http://www.biofortified.org/genera/studies-for-genera/independent-funding/ O kwestii dostępności badań piszę obszerniej w dyskusji pod moim tekstem, jak również w polemice z dr. Lisowską.

Prace Instytutu CRIIGEN, którego założycielem jest m.in. prof. Seralini, były finansowane m.in. przez Carrefour i Greenpeace. Ale nie to jest najistotniejsze, tylko ich wartość naukowa. Została ona bardzo dobrze, z podaniem źródeł, opisana w anglojęzycznej wersji Wikipedii: http://en.wikipedia.org/wiki/Genetically_modified_food_controversies#Bioequivalence_study_of_a_corn_cultivar

A oto odpowiedni fragment: “Greenpeace stated in a 2007 press release that Séralini et al. had completed a similar analysis of the NK603 strain of corn and came to similar conclusions as they did in their previous study. Séralini et al included this in a re-analysis of three existing rat feeding studies published in 2009. The European Food Safety Authority reviewed the 2009 Seralini et al paper and concluded that the author's claims were not supported by the data in their paper. They noted that many of their fundamental statistical criticisms of the 2007 paper also applied to the 2009 paper. There was no new information that would change the EFSA's conclusions that the three GM maize types were safe for human, animal health and the environment. The French High Council of Biotechnologies Scientific Committee (HCB) also reviewed the 2009 study and concluded that it "..presents no admissible scientific element likely to ascribe any haematological, hepatic or renal toxicity to the three re-analysed GMOs." The HCB also questioned the author's independence. Food Standards Australia New Zealand concluded that the results from the 2009 Séralini et al. study were due to chance alone.

6) O raporcie dr. Benbrooka, na który się Pani powołuje w kontekście zużycia herbicydów i pestycydów w uprawach GMO, wypowiedziałem się obszerniej w polemice z dr. Lisowską.

7) Nigdzie nie twierdziłem, że dokument na temat GMO sygnowany przez członków Papieskiej Akademii Nauk i dostępny na jej stronie internetowej jest odzwierciedleniem stanowiska Watykanu (czyli całego Kościoła katolickiego). Sprawę tę dokładnie omówiłem na forum dyskusyjnym pod moim tekstem.

8) O stanowisku Komitetu Ochrony Przyrody PAN informowałem w swoim tekście, jak również o oświadczeniach w sprawie GMO innych komitetów merytorycznych PAN. Kwestię „czy większość specjalistów jest za GMO” opisałem również w dyskusji na forum pod moim artykułem.

9) Nie wiem, czy koegzystencja upraw GMO i konwencjonalnych/ekologicznych jest możliwa. Wiem natomiast, że o takiej możliwości pisał m.in. Komitet Ochrony Roślin PAN (http://www.ppr.pl/artykul-stanowisko-komitetu-ochrony-roslin-pan-141160-dzial-2.php)

10) Sprawę rzekomych masowych samobójstw w Indiach z powodu GMO poruszyłem w dyskusji pod moim tekstem. Ale jeszcze raz podaję link, jeśli ktoś chce zweryfikować te informacje: http://www.ifpri.org/publication/bt-cotton-and-farmer-suicides-india

11) Nie wiem, na jakiej podstawie twierdzi Pani, że zakaz importu do Polski składników do pasz (przede wszystkim soi GMO) nie spowodowałby wzrostu cen żywności, ponieważ nie powołuje się Pani na żadne wiarygodne źródła. Tymczasem o wzroście cen w przypadku wprowadzenia takiego zakazu (co może nastąpić w 2012 r., choć jest niezgodne z prawem międzynarodowym i europejskim), informował w swoich opracowaniach m.in. Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej - Państwowy Instytut Badawczy. Opracowanie na ten temat można również przeczytać tutaj: http://www.izoo.krakow.pl/czasopisma/wiadzoot/2009/3/1FBrzoska.pdf

Podsumowanie: Nie rozumiem, dlaczego Greenpeace unika racjonalnej debaty na temat korzyści i zagrożeń związanych z GMO; ucieka od merytorycznej oceny, czy dzięki biotechnologii moglibyśmy ulżyć wyeksploatowanemu środowisku. I dlaczego wybiera zamiast rzetelnej argumentacji demagogiczną kampanię i uprawianie czarnego PR-u. Czy na ołtarzu, powodowanej nawet najbardziej szlachetnymi pobudkami, walki z wielkimi koncernami można składać prawdę? Czy etyczne jest sianie za wszelką cenę strachu i paniki w społeczeństwie? Czy walka o czyste środowisko i zrównoważony rozwój musi przybierać formę antynaukowgo sekciarstwa? Chciałbym poznać odpowiedzi na te pytania.

Marcin Rotkiewicz

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną