Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Dyskusja w pałacu

Jakiej debaty o GMO potrzebujemy?

Golden Rice Project / Wikipedia
Czy - jak dowodzą przeciwnicy GMO - polskie badania dowodzą szkodliwości dla zdrowia roślin genetycznie zmodyfikowanych? I czy ktoś je specjalnie ukrywa?

Miesiąc temu, na zaproszenie prezydenta Bronisława Komorowskiego, w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu licznie stawili się zwolennicy i przeciwnicy genetycznie zmodyfikowanych organizmów. Po to, by debatować na temat GMO. Dyskusja ta okazała się, przynajmniej dla ludzi znających temat, niezbyt interesująca – obydwie strony sporu powtórzyły te same, znane już wcześniej, argumenty i okopały się na swoich pozycjach. Gotowości na kompromis nie było widać, zwłaszcza po stronie przeciwników GMO. I pewnie nie warto by wspominać dziś o tamtym spotkaniu, gdyby nie jedno wydarzenie.

1.

Wśród osób zabierających głos znalazła się bowiem dr hab. Katarzyna Lisowska, biolog molekularny z Instytutu Onkologii w Gliwicach, która już wcześniej dała się poznać jako nieprzejednana przeciwniczka GMO. Jest ona również członkiem Komisji ds. GMO przy ministrze środowiska, w którym to gremium reprezentuje pozarządowe organizacje ekologiczne.

W trakcie swojego trzyminutowego wystąpienia dr Lisowska stwierdziła m.in.: „Na zakończenie chcę jeszcze wrócić do zagrożeń zdrowotnych(…)  Pytał mnie pan prezydent o to w sierpniu, a pan prof. Twardowski zalecił mi swego czasu lekturę polskich publikacji dotyczących bezpieczeństwa zdrowotnego GMO. Ja przeczytałam 17 polskich publikacji dotyczących oceny ryzyka wiążącego się z GMO. Wbrew temu, co się mówi, tam są ciekawe rzeczy. Tam są wyniki, które pokazują, że karmienie zwierząt doświadczalnych eksperymentalnymi odmianami GMO powoduje różne skutki uboczne. Są zaburzenia układu odpornościowego, jest zwiększenie ilości adduktów w DNA, są zaburzenia wskaźników wzrostowych. O tym się nie mówi. Mówi się całkiem co innego. Nie wiem, dlaczego.

Pomijając mało zrozumiałe dla przeciętnego śmiertelnika stwierdzenie o „adduktach w DNA”, wypowiedź ta zabrzmiała bardzo groźnie. Oto polscy uczeni, nie dość, że mają w rękach niepokojące dowody wpływu GMO na zdrowie, to jeszcze o nich nie mówią (a może wręcz ukrywają?). Już następnego dnia po debacie na stronach internetowych organizacji zwalczających GMO (np. ICPPC) pojawiła się informacja: „Prof. Lisowska zwróciła uwagę na fakt nie nagłaśniania tych wyników polskich badań, które wskazują na niekorzystne skutki zdrowotne spożywania GMO.”

To nie wszystko. Wypowiedź dr. Lisowskiej weszła również w medialny obieg. W ostatni piątek w porannej audycji radia TOK FM Jacek Żakowski, komentując artykuł Krystyny Naszkowskiej w „Gazecie Wyborczej”, nawiązał (nie wprost) do wypowiedzi dr Lisowskiej. Stwierdził mianowicie, że szkoda, iż autorki publikacji w „GW” nie było na debacie u prezydenta, bo usłyszałaby różne argumenty, m.in. o sprzecznej interpretacji przeprowadzonych w Polsce badań nad GMO. I zaapelował o zrównoważenie debaty nad transgenicznymi roślinami.

Postanowiłem więc sprawdzić, jakie to niepokojące badania polskich uczonych miała na myśli dr Lisowska. Pierwsza odpowiedź (z dłuższej wymiany korespondencji e-mailowej) brzmiała następująco: „Twierdzę, że w polskich pracach badawczych są sygnały o szkodliwości niektórych roślin transgenicznych (i tak proszę przytaczać moją wypowiedź). Moim zdaniem, wobec powyższego głoszenie, że "polskie prace wykazały absolutne bezpieczeństwo GMO" albo "nigdy nikt nie wykazał żadnych szkodliwości GMO" jest zwyczajnym nadużyciem.”

OK, ale co konkretnie zaniepokoiło dr Lisowską? Okazuje się, że TYLKO CZTERY spośród 17 polskich prac, które przeczytała. Poprosiłem zatem o ich przesłanie i zaniepokojony zagłębiłem się w lekturę.

2.

W jej trakcie moje zdumienie rosło. W pierwszej pracy opisano bowiem wyniki karmienia szczurów eksperymentalnym ziemniakiem odpornym na wirusa atakującego tę roślinę. Pod względem składników odżywczych okazał się on odpowiednikiem zwykłego kartofla. W żołądkach zwierząt karmionych ziemniakiem GMO zaobserwowano natomiast pewną odmienność – w procesie fermentacji pojawiało się więcej tzw. krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (SCFA), które jednak okazują się mieć działanie prozdrowotne. Zresztą kwestia zwiększonego wydzielania się SCFA wymaga dalszych badań – twierdzą autorzy pracy w jej podsumowaniu. W czym zatem problem? Skonfundowany tą lekturą (oraz świadomy własnych braków specjalistycznej wiedzy) zapytałem dr Lisowską, co tak niepokojącego dojrzała w powyższym artykule? Niestety, nie otrzymałem na nie odpowiedzi.

Publikacja nr 2: nie podejmuję się wytłumaczyć w prosty i krótki sposób opisanego w niej  eksperymentu. Napiszę tylko, że polscy naukowcy ograniczyli metodami inżynierii genetycznej produkcję pewnego białka (o nawie „14-3-3”) w ziemniaku, która to proteina wpływa na poziom innych ważnych substancji w roślinie (flawonoidów). Karmione takimi kartoflami szczury miały się ogólnie dobrze. Ale jeden parametr, mogący wskazywać na uszkodzenia DNA powodowane przez tlen, odbiegał od normy. Konkluzja autorów brzmiała więc: ziemniak z taką modyfikacją może być szkodliwy.

Publikacja nr 3: polscy naukowcy badali eksperymentalny ogórek. Zmienili go tak, że produkował więcej białka zwanego taumatyną, dzięki czemu był słodszy. Do jedzenia takich ogórków znów zaproszono szczury. Wszystko było z nimi OK, poza pewną reakcję układu odpornościowego: nastąpił mianowicie „istotny wzrost liczby granulocytów obojętnochłonnych”. Nie wiem, czy to bardzo niepokojący wynik, ale, jak piszą autorzy, wcześniejsze badania z użyciem podobnie zmodyfikowanego ogórka nie dały takich efektów u szczurów. Pewnie więc trzeba będzie przeprowadzić kolejne eksperymenty.

Publikacja nr 4: to praca przeglądowa dr hab. Iwony Kosieradzkiej z SGGW zatytułowana: „Krajowe doświadczenia in vivo [a więc na zwierzętach – przyp. MR] w ocenie wartości odżywczej i dietetycznej wybranych roślin transgenicznych” (dodam, że chodzi oczywiście o rośliny stworzone w polskich laboratoriach). Publikacja ta kończy się następujacą konkluzją: „W badaniach bezpieczeństwa GMO wartość niemal wszystkich ocenianych parametrów stanu zdrowia zwierząt mieściła się w zakresie wartości charakterystycznych dla osobników zdrowych, mimo długotrwałego skarmiania roślin transgenicznych w ilości znacznie przekraczającej prawdopodobne dzienne pobranie przez zwierzęta i ludzi(…)Transgeniczne rośliny uznano za bezpieczny dla konsumenta składnik diety”. Cóż zatem tak zaniepokoiło dr Lisowską? Okazuje się, że sformułowanie „niemal wszystkich ocenianych parametrów”. Może i racja, choć bardzo niepokojąco to nie brzmi.

3.

Ale nawet gdyby wyniki polskich prac nad polskimi EKSPERYMENTALNYMI ziemniakami i ogórkami wykazały, że są one zabójcze dla szczurów, czy należałoby się bać? Bynajmniej. Nie wiadomo bowiem, czy kiedykolwiek ten konkretny ziemniak odporny na wirusa lub słodszy ogórek trafi na nasze stoły. Zanim by się tak miało stać, rośliny te musiałyby przejść długotrwałe badania biobezpieczeństwa, a ostateczną decyzję podjęłaby Komisja Europejska na wniosek Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), bardzo restrykcyjnie podchodzącego do badań nowych odmian GMO.

Jednak nawet nie to jest najważniejsze: polskie badania ziemniaka i ogórka nie mają żadnego wpływu na ocenę bezpieczeństwa GMO w ogóle, a w szczególe transgenicznej soi czy kukurydzy, które są dopuszczone do spożywania na świecie i w Europie. Poddano je bowiem zupełnie innym modyfikacjom (są odporne na herbicyd lub szkodniki dzięki wszczepionym genom bakterii). Dlaczego wyraźnie o tym nie wspomniała dr Lisowska w swojej wypowiedzi? Z jakiego powodu nie zaznaczyła, że nawet jeśli jej wątpliwości są uzasadnione, to dotyczą wyłącznie dwóch eksperymentalnych roślin stworzonych w polskich państwowych laboratoriach? Co miała na myśli twierdząc, że o tych badaniach się „nie mówi” (przecież zostały opublikowane)? (Pomińmy tu także kwestię rzekomych zaburzeń „wskaźników wzrostowych”, o których owe cztery prace milczą).

Oto jaką otrzymałem odpowiedź: „Gdyby formuła organizacyjna debaty dawała możliwość szerszych, merytorycznych wypowiedzi, z przyjemnością bym przedstawiła to zagadnienie w wyczerpujący sposób. Jeszcze raz podkreślę to, co pojawia się we wszystkich moich wypowiedziach - najpoważniejsze zagrożenia wynikające z ewentualnej zgody Polski na uprawy GMO będą miały charakter społeczno-ekonomiczny. Stąd się bierze moje stanowisko, że Polska powinna wprowadzić zakaz. Natomiast zagrożeń zdrowotnych nie uważam, przy dzisiejszym stanie wiedzy, za kluczowe. Jednak wobec faktu, że zwolennicy GMO przy każdej okazji wygłaszają twierdzenia w stylu „badania naukowe dowiodły, że żywność GMO jest absolutnie bezpieczna dla zdrowia i niczym się nie różni od żywności tradycyjnej” uważam za swój obowiązek wykazać, że te twierdzenia są nieuprawnione.

Czy takie stawianie sprawy jest intelektualnie uczciwe - zwłaszcza, że zwolennicy GMO mówią o braku naukowych dowodów szkodliwości roślin transgenicznych JUŻ DOPUSZCZONYCH do upraw i konsumpcji, a nie odmian eksperymentalnych? Czy nie jest to straszenie opinii publicznej i liczenie na to, że zapamięta ona wyłącznie krótkie przesłanie: „polskie badania dowodzą, że GMO szkodzi i jest niebezpieczne”? Bo kto będzie mailował do dr Lisowskiej, dopytywał i czytał skomplikowane prace naukowe… Ocenę tej kwestii pozostawiam Czytelnikom.

4.

Może dodam tylko na koniec, że dr hab. Katarzyna Lisowska znana jest z innych nierzetelnych wypowiedzi na temat GMO. Powoływała się np. na badania Iriny Jermakowej, nie informując o ich zerowej wartości naukowej. Z kolei w filmie TVN pt. „Obcy gen” z 2010 r. powoływała się na: „rzetelnie wykonany pakiet badań na zlecenie austriackiego rządu, gdzie wykazano, że myszy karmione zmodyfikowaną kukurydzą w trzecim i czwartym pokoleniu zaczynają wykazywać obniżoną płodność. A w 90 proc. przypadków to, co jest prawdą u myszy sprawdza się u człowieka”. Tymczasem w październiku 2009 r. przedstawiciele rządu Austrii oświadczyli na spotkaniu Stałego Komitetu ds. Łańcucha Żywnościowego i Zdrowia Zwierząt (komitet Komisji Europejskiej), że wycofują się z powoływania na wspomniane przez dr Lisowską badania (chodziło o eksperymenty prof. Zenteka), gdyż okazały się one całkowicie niewiarygodne (dodajmy, że austriacki rząd jest przeciwny GMO, więc prace Zenteka byłyby mu bardzo na rękę).

Chyba nie o taką „zrównoważoną debatę” nad GMO chodzi… 

 

1) J. Juśkiewicz at al Nutritional properties of tubers of conventionally bred and transgenic lines of potato resistant to necrotic strain of Potato virus Y (PVYN) (Acta Biochimica Polonica; Vol. 52 No. 3/2005, 725–729)
2) I. Kosieradzka at Potato genetically modified by 14-3-3 protein repression in growing rat diets. Part II: Health status of experimental animals  (Pol. J. Food Nutr. Sci. 2008, Vol. 58, No. 3, pp. 377-382)
3) I. Kosieradzka at al The effect of transgenic cucumbers expressing thaumatin on selected immunity parameters in rats (Journal of Animal and Feed Sciences, 13, Suppl. 2, 2004, 97–100)
4) I. Kosieradzka Krajowe doświadczenia in vivo w ocenie wartości odżywczej i dietetycznej wybranych roślin transgenicznych (Postępy nauk rolniczych; 3-4/2009; str. 71)
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną