Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Katastrofa w teorii

Jak profesorowie symulowali katastrofę?

Scięta brzoza w Smoleńsku - przedmiot ciągłych kontrowersji i podejrzeń. Scięta brzoza w Smoleńsku - przedmiot ciągłych kontrowersji i podejrzeń. Lech Gawuć / Reporter
Do sporu o przyczyny i okoliczności katastrofy smoleńskiej coraz głośniej przyłączają się naukowcy różnych dziedzin. Jak należy rozumieć ich postulaty?
Fragment komputerowej symulacji wypadku prezentowany wraz z raportem tzw. komisji Millera.Andrzej Iwańczuk/Reporter Fragment komputerowej symulacji wypadku prezentowany wraz z raportem tzw. komisji Millera.

Wśród ekspertów pierwszoplanowe role odgrywają teraz dwaj profesorowie pracujący w USA: Wiesław Binienda z University of Akron i Kazimierz Nowaczyk z University of Maryland. W styczniu 2012 r. za pomocą telemostu połączyli się z zebranymi w Sejmie członkami Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej (zwanego w skrócie zespołem Macierewicza) i przedstawili swoje opinie na temat tego, co miało się wydarzyć w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.

Dowodzili, na podstawie sporządzonej przez siebie symulacji komputerowej, że samolot nie mógł się zderzyć z brzozą, bo znajdował się wyżej nad ziemią, niż podały MAK i komisja Millera; a gdyby nawet się zderzył, to powinien ściąć drzewo i lecieć dalej (do takiego wniosku już wcześniej doszedł prezes Jarosław Kaczyński). Kolegów zza Oceanu wsparł fizyk z Politechniki Gdańskiej prof. Marek Czachor, twierdząc, iż fragment skrzydła, który miała oderwać brzoza, nie mógł upaść aż 111 m od niej.

W trakcie tej prezentacji prof. Binienda przywołał opinię kolejnego eksperta – dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego, pracującego w Australii. Twierdzi on, na podstawie oględzin zdjęć wraku samolotu, że na pokładzie musiało dojść do dwóch wybuchów.

Polski głos

W sprawie katastrofy smoleńskiej uaktywniają się także krajowi akademicy. Jak choćby przywołany już prof. Marek Czachor. Kiedyś aktywny działacz opozycji (m.in. Solidarności Walczącej), wielokrotnie aresztowany za czasów PRL, w ostatnich latach osoba bliska PiS, dziś jest członkiem Instytutu Polska Racja Stanu 2010 im. Lecha Kaczyńskiego, czyli think tanku partii Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei prof. Piotr Witakowski z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (specjalista od budownictwa betonowego) w czerwcu 2010 r. zwrócił się wraz z dwoma innymi uczonymi do Komitetu Mechaniki PAN o powołanie zespołu, który zająłby się analizą katastrofy smoleńskiej. Inicjatorzy otrzymali dyplomatyczną odmowę: komitet nie dysponuje ani środkami finansowymi, ani osobowością prawną, by coś takiego zorganizować.

Inicjatywa prof. Witakowskiego rozrosła się jednak do kilkunastu uczonych. W 2011 r. rozesłali oni apel o wsparcie do szefów polskich placówek badawczych, zajmujących się mechaniką i innymi dziedzinami mogącymi pomóc w ponownej analizie katastrofy. Nie zyskali poparcia. Grupa prof. Witakowskiego postanowiła więc za własne pieniądze zorganizować 22 października 2012 r. w Instytucie Podstaw Informatyki PAN konferencję na temat katastrofy smoleńskiej. Akces zgłosiło już 52 uczonych – informuje gazeta „Nasz Dziennik”.

Na pomoc Witakowskiemu pospieszyło ostatnio kilkunastu kolejnych naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego (głównie Wydziału Chemii). Skrzyknął ich prof. Lucjan Piela, znany chemik kwantowy. Grupa ta napisała krótki i emocjonalny artykuł, w którym oskarżyła komisję Millera o „skrajny brak profesjonalizmu” i zaapelowała do świata nauki o „zintensyfikowanie i skoordynowanie już prowadzonych kompleksowych badań naukowych” w sprawie katastrofy smoleńskiej. Tekst ten prof. Piela chciał zamieścić w kwartalniku Uniwersytetu Warszawskiego, co spotkało się z odmową. To zaś sprowokowało prof. Pielę do oskarżenia, m.in. rektor UW prof. Katarzyny Chałasińskiej-Macukow, o wprowadzanie cenzury. Artykuł został wydrukowany w „Naszym Dzienniku”.

Brak komentarzy

Jak traktować głosy tych naukowców (spośród których tylko część mogłaby merytorycznie coś wnieść do oceny katastrofy lotniczej)? Jaką wartość mają symulacje prof. Biniendy i twierdzenia prof. Czachora? Zwykły śmiertelnik może czuć się zagubiony, a równocześnie onieśmielony autorytetem tytułów naukowych. Tym bardziej że większość środowiska naukowego sprawy nie komentuje.

Na otwartą krytykę rewelacji prof. Biniendy zdecydował się tylko prof. Paweł Artymowicz, fizyk i pilot z University of Toronto. Udzielił obszernego wywiadu „Gazecie Wyborczej”, gdzie stwierdził m.in.: „Nie widziałem jeszcze analizy komputerowej żadnego wypadku lotniczego zrobionej tak technicznie niepoprawnie jak symulacje pokazane w Sejmie [prof. Biniendy]. Wyniki przeczą nieraz prawom fizyki i wiedzy inżynieryjnej”. Można bowiem w ogóle pytać o możliwości stosowania symulacji matematycznych – przy ich obecnym poziomie zaawansowania – do wyjaśniania realnych procesów i zjawisk fizycznych oraz chemicznych.

Ale być może trzeba dziś powołać profesjonalny zespół, który zweryfikuje symulacje profesorów Biniendy i Nowaczyka. We wspomnianym już wywiadzie prof. Artymowicz wskazał na niedociągnięcia w ustaleniach komisji Millera oraz fakt, że symulacja prof. Biniendy była pierwszą i na razie jedyną tego typu próbą. „Gdyby udało się doprowadzić do współpracy polskich inżynierów i naukowców w ramach apolitycznych, naukowych inicjatyw, byłby to największy zysk z dotychczasowych prac zespołu Macierewicza i największy ich wkład w wyjaśnianie przyczyn katastrofy” – twierdzi pracujący w Kanadzie naukowiec.

Polityka 16.2012 (2855) z dnia 18.04.2012; Nauka; s. 59
Oryginalny tytuł tekstu: "Katastrofa w teorii"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną