Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Przyspieszenie z poślizgiem

Chiny stają się potęgą naukową

Jedna z prezentacji w Muzeum Nauki i Technologii w Nanjing, stolicy chińskiej prowincji Jiangsu. Jedna z prezentacji w Muzeum Nauki i Technologii w Nanjing, stolicy chińskiej prowincji Jiangsu. Sun Can/Xinhua Press/Corbis / FOTOCHANNELS
Tempo rozwoju gospodarczego Chin blednie w porównaniu z szybkością rozwoju ich nauki. Zanim jednak zostaną światowym liderem w tej dziedzinie, będą musiały pokonać kilka barier.
Chiny są patentowym liderem świata. W 2011 r. naukowcom i inżynierom chińskim przyznano 526 412 patentów.Getty Images/FPM Chiny są patentowym liderem świata. W 2011 r. naukowcom i inżynierom chińskim przyznano 526 412 patentów.

Najlepszym przykładem chińskich aspiracji, ale także patologii, jest firma SiBiono Gene Technologies z Shenzhenu. Założyli ją w 1998 r. dwaj naukowcy – Peng Zhaohui i Li Dinggang. Dzięki 300 tys. dol. dotacji od władz miasta Shenzhen rozpoczęli pionierskie na terenie Chin badania nad terapią genową wymierzoną w konkretny typ nowotworu. W ciągu pięciu lat firma otrzymała od państwa ponad 6 mln dol. dotacji, a od prywatnych inwestorów uzyskała kolejne 5 mln.

Inwestycje się opłaciły – SiBiono wprowadziła w 2004 r. pierwszą na świecie dostępną dla pacjentów terapię genową Gendicine. Została dopuszczona do leczenia nowotworów płaskonabłonkowych głowy i szyi oraz oczekuje na zgodę na zastosowanie w leczeniu innych odmian raka. To nie przypadek ani wyjątek (choć zagraniczna konkurencja zarzuca SiBiono naruszenie patentów). Na spektakularne wyniki składają się szczodre finansowanie przez państwo, przyjazne prawo, rozwój chińskich ośrodków badawczych i uniwersytetów, a także olbrzymia liczba pracowników naukowych.

Pieniądze w chińskiej nauce pochodzą głównie z kasy państwa, a konkretniej z czterech głównych źródeł: resortu nauki i techniki, ministerstwa edukacji, Natural Science Foundation (NSF) oraz Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Na początku lat 80. ubiegłego wieku ojciec chińskich reform Deng Xiaoping uznał, że nauka i technologia są kluczowymi czynnikami rozwoju kraju, i zapoczątkował ich szybki rozwój. Od 1999 r. Chiny zwiększają swoje wydatki na badania w tempie średnio ok. 20 proc. rocznie. W 2011 r. nakłady państwowe i prywatne na ten cel wyniosły łącznie prawie 138 mld dol. (w USA ok. 400 mld dol.), w 2015 r. chcą przeznaczyć na naukę blisko 400 mld dol.

Pieniądze płyną niezależnie od aktualnego układu personalnego we władzach, bo państwo przyjęło strategię – jak najszybciej skończyć z Made in China i przejść do etapu Designed in China. Od 2003 r. najwyższe władze Chin promują więc koncepcję naukowego rozwoju, wpisaną cztery lata później do konstytucji kraju. Chińscy naukowcy nie muszą się borykać nie tylko z brakiem pieniędzy. Ich pracy nie blokują ograniczenia prawne i etyczne, z jakimi zmagają się ich zachodni koledzy.

Pół miliona patentów

W Chinach nie istnieją przepisy ograniczające eksperymenty na embrionach ludzkich. Badaniom nad pozyskiwanymi z nich komórkami macierzystymi nie przeszkadzają również kwestie etyczne i moralne, bo w oczach zdecydowanej większości ateistycznych Chińczyków nie są one istotami ludzkimi. W Państwie Środka obecnie podejmuje się próby leczenia (mniej lub bardziej legalnie) za pomocą komórek macierzystych np. cukrzycy, autyzmu i chorób centralnego układu nerwowego (dziecięce porażenie mózgowe czy ataksja).

Rząd chiński uruchamia wiele programów mających wspierać badania w określonych dziedzinach (genetyka i biotechnologia zawsze lokują się w ścisłej czołówce) i rozwój konkretnych ośrodków. Np. zapoczątkowany w 1986 r. i realizowany w ramach czterech kolejnych planów pięcioletnich Program 863 służył rozwojowi takich dyscyplin, jak biologia, farmacja, rolnictwo, ochrona środowiska czy nowe materiały i technologie. W 1997 r. zainicjowano Narodowy Program Badań o Podstawowym Znaczeniu (Program 973), z którego finansowane są projekty naukowe w dziedzinach uznanych za strategiczne dla rozwoju kraju, m.in. rolnictwo, medycyna, energia, bezpieczeństwo i nowe materiały.

Wspominane SiBiono otrzymało dotacje z obu programów, jak również wiele nagród i wyróżnień. Nie tylko jednak pieniądze przyczyniły się do sukcesu chińskiego biotechnologicznego lidera. Obaj założyciele firmy przez kilka lat pracowali w amerykańskich instytucjach, Peng w University of California w Los Angeles, Li – w Johns Hopkins University. Nic dziwnego, że chińskim władzom zależy na przyciągnięciu z zagranicy jak największej liczby wybitnych naukowców, nie tylko Chińczyków.

Inwestycje w naukę przynoszą owoce. W 2000 r. Chińczycy mogli pochwalić się tylko 37 artykułami dotyczącymi komórek macierzystych, w 2008 r. było ich już 1116, co w tej dziedzinie zapewniło im piąte miejsce w światowym rankingu. Według raportu brytyjskiego Royal Society z 2011 r. dotyczącego sytuacji światowej nauki, w ciągu ostatnich lat Państwo Środka wykonało spektakularny skok i zajęło drugie miejsce na świecie pod względem liczby publikacji naukowych, ustępując już tylko Stanom Zjednoczonym.

W ślad za publikacjami rośnie liczba zgłaszanych przez Chiny wniosków o ochronę własności intelektualnej. World Intellectual Property Organization (WIPO) ocenia, że Chiny zajęły pierwszą pozycję na świecie w każdej z czterech dziedzin własności intelektualnej: wynalazków, znaków towarowych, nowego designu i wzorów użytkowych w 2011 r. Chinom przyznano 526 412 patentów na wynalazki, a firmy ZTE i Huawei zajęły pierwsze i trzecie miejsce w rankingu firm, z największą liczbą patentów (drugie i czwarte zajęły japońskie Panasonic i Sharp).

Krytycy wytykają jednak, że chińskie wnioski patentowe w większości mają niewielką wagę i nie przyczyniają się do powstania rewolucyjnych produktów lub odkrycia przełomowych technologii, a często są jedynie wnioskami racjonalizatorskimi. Nierzadko zgłoszenie patentu ma na celu zablokowanie dostępu na miejscowy rynek zagranicznym firmom. Doskonałym przykładem jest proces o program rozpoznawania głosu – Siri, jaki firmie Apple wytoczyło Zhizheng Network Technology, zarzucając Amerykanom naruszenie patentu. Chińskie firmy zgłaszają także bez wahania jako własne wynalazki i wzory przemysłowe najzwyczajniej skopiowane od zagranicznej konkurencji, jak oprogramowanie American Superconductor (AMSC) do turbin wiatrowych, opatentowane przez ich klienta, chiński Sinovel.

Chiński system badań i rozwoju narażony jest także na inne patologie. Dążenie do jak największej liczby publikacji, a nie ich jakości czy znaczenia (impact factor), powoduje, że zjawiska plagiatów i oszustw naukowych osiągnęły tam olbrzymie rozmiary. Przyczynia się również do tego skala kraju i wielość czasopism naukowych – aż 5300 (w tym jedynie 189 wydawanych w języku angielskim), w których rocznie pojawia się ok. 600 tys. artykułów. Gdy w 2008 r. redaktorka „Journal of Zhejiang University” rozpoczęła sprawdzanie artykułów programem antyplagiatowym CrossCheck, okazało się, że ponad 30 proc. zgłoszonych tekstów nie przeszło tej próby oryginalności.

Mistrzowie uleprzania i  udoskonalania

Mimo wzrostu liczby publikacji naukowych ich jakość nie rośnie w podobnym tempie. W zestawieniu dotyczącym liczby cytowań w latach 2003–08 wciąż dominują Stany Zjednoczone – 30 proc., Chiny osiągnęły skromne 4 proc., choć w niektórych gałęziach, jak np. w nanotechnologii, już udało im się osiągnąć pozycję lidera. Prace chińskich naukowców zazwyczaj dotyczą jedynie nieznacznych ulepszeń czy udoskonaleń już istniejących rozwiązań i nie są na tyle przełomowe, aby wywrzeć znaczący wpływ na stan badań lub ich kierunek. Nie mówiąc już o prestiżowej Nagrodzie Nobla, której nie otrzymał jeszcze żaden chiński uczony pracujący w Chinach.

Podobnie jak publikacje naukowe, różnią się między sobą uniwersytety i instytuty. Uniwersytet Pekiński czy Uniwersytet Tsinghua reprezentują już światowy poziom. Zdecydowaną większość wyższych uczelni dzieli jednak od nich przepaść. Powstawały, by jak najszybciej nadrobić spustoszenie wywołane przez rewolucję kulturalną, kiedy zamknięto wszystkie placówki akademickie. W 1978 r. naukę podjęło zaledwie 860 tys. studentów – studiowało 1,6 proc. młodzieży w wieku akademickim. W 2011 r. na ponad stu uniwersytetach kształciło się już 27 proc. młodzieży. W 2012 r. studia doktoranckie w całym kraju rozpoczęło 517 tys. osób. Co roku chińskie uczelnie opuszcza ok. 400 tys. absolwentów kierunków technicznych i medycznych.

Deficyt talentów

Sami chińscy naukowcy coraz głośniej mówią jednak, że pompowanie pieniędzy niedługo przestanie wystarczać. Konieczne są zmiany w kulturze akademickiej, zarządzaniu i administracji. Problemem jest także słabo wykształcona i kiepsko opłacana kadra naukowo-dydaktyczna – tylko 14 proc. pracowników ma tytuł doktora. Pracownicy naukowi, poza wybitnymi jednostkami w czołowych instytucjach, dostają mizerne pensje i podejmują pracę na kilku etatach, przez co zaniedbują pracę naukową.

Słynny naukowiec Qian Xuesen, ojciec chińskiego programu kosmicznego, miał powiedzieć, że chińskie uniwersytety nigdy nie wykształciły wielkiego talentu. Opinię tę podziela Bai Chunli, przewodniczący Chińskiej Akademii Nauk. Uważa on, że chińska nauka jest wciąż słaba, a w kraju brakuje atmosfery sprzyjającej innowacyjnemu myśleniu i rewolucyjnym odkryciom. Kiepsko zarządza zasobami ludzkimi, trawi ją nadmierna rywalizacja, walka o fundusze, interesy frakcyjne i nadmierna skłonność do szybkich sukcesów. Na to zaś nakładają się nepotyzm, korupcja i imponująco rozbudowana hierarchia.

Naukowcy skarżą się przede wszystkim na cztery bolączki: większość czasu poświęcają na zdobywanie rządowych funduszy na badania, podlegają ścisłemu nadzorowi ze strony państwa, mają niestabilne dochody i zmagają się z niską efektywnością personelu technicznego.

Nie można zapominać o kwestiach cywilizacyjnych związanych z historią i kulturą. Na uniwersytetach wciąż dominuje system pamięciowego opanowywania wiedzy, nie zachęca się studentów do zadawania pytań i szukania niestandardowych odpowiedzi. Kreatywność jest tłumiona w dzieciach od pierwszego kontaktu z systemem edukacyjnym, w którym wymaga się bezwzględnego posłuszeństwa i gdzie nadrzędnym celem są wyniki testów.

Normy kulturowe uniemożliwiają wręcz krytykowanie starszych wiekiem i rangą, co hamuje dyskusje i spory naukowe, a także blokuje młodych naukowców, wykształconych za granicą i przyzwyczajonych do odmiennych standardów. Brak indywidualizmu, ograniczona wolność słowa, brak swobodnej wymiany myśli i platform do otwartej dyskusji pogłębia tylko trudności. Chińscy naukowcy coraz częściej domagają się publicznie reform. Postulowane zmiany dotyczą przede wszystkim rozdzielania pieniędzy w bardziej przejrzysty sposób oraz wyjęcia tego procesu z rąk wąskiego i nie zawsze odpowiedniego kręgu ludzi.

Mimo coraz większych dotacji państwowych i rosnących nakładów sektora prywatnego Chiny mogą mieć poważny problem w osiągnięciu pozycji naukowego lidera. Pieniądze to nie wszystko. W walce z patologiami niweczącymi najambitniejsze nawet plany szczególnie trudno pokonać bariery kulturowe i cywilizacyjne.

Autorka jest doktorantką w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, członkinią redakcji „Kultury Liberalnej”.

Polityka 11.2013 (2899) z dnia 12.03.2013; Nauka; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Przyspieszenie z poślizgiem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną