Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Strach na wróble

Światowy dzień wróbla. Czy szara ptaszyna jest skazana na wyginięcie?

Mniej owadów, odpadków i miejsc nadających się do gniazdowania - oto najbardziej prawdopodobne przyczyny sapdku populacji wróbli w wielu miejscach na świecie. Mniej owadów, odpadków i miejsc nadających się do gniazdowania - oto najbardziej prawdopodobne przyczyny sapdku populacji wróbli w wielu miejscach na świecie. Meijco van Velzen/KINA / EAST NEWS
Są tak pospolite, że nigdy nie zwracaliśmy na nie uwagi. A chyba powinniśmy zacząć, skoro od 2000 r. w Polsce wyginęło 1,5 mln par wróbli.
EAST NEWS
Polityka
Wróble żyją wszędzie poza lasami deszczowymi, pustyniami i okolicami biegunów.Milvus/Wikipedia Wróble żyją wszędzie poza lasami deszczowymi, pustyniami i okolicami biegunów.

[Tekst ukazał się w POLITYCE 19 marca 2013 roku] 

Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Na przykład pod naszą redakcją grupa około 20 wróbli od lat urzęduje w tych samych żywopłotach z ligustru. Zimą przenoszą się kilkadziesiąt metrów dalej, w pobliże zawsze pełnego karmnika, a wiosną bardziej niż żywopłotami interesują się okolicznymi kamienicami, na których zakładają gniazda. Zdaje się, że od dobrych kilku lat wróbli na tym krótkim odcinku ul. Słupeckiej jest mniej więcej tyle samo, bo dają o sobie znać podobnie głośnym ćwierkaniem.

Kto ma wróble w swojej okolicy, wie, że już kilka samców w brązowych, eleganckich kubrakach, z szarymi beretami na głowie i czarnymi śliniakami na podgardlu (zimą śliniaki są cieńsze i przypominają krawaty), wspólnie ze skromniej ubarwionymi samicami, potrafi wytworzyć całkiem spory harmider. Pozornie nic się od kilku sezonów nie zmienia, ale starsze osoby świetnie pamiętają, że „kiedyś wróbli było więcej”. Przy czym obserwacja ta nie odnosi się wyłącznie do niewielkiej populacji na warszawskiej Starej Ochocie.

Czy wróble wyginą?

Te podejrzenia potwierdzają ornitolodzy dysponujący dokładniejszymi narzędziami niż nasłuchiwanie odgłosów z żywopłotów. Najlepszych danych dostarcza im prowadzony wysiłkiem kilkuset obserwatorów (także amatorów) Monitoring Pospolitych Ptaków Lęgowych. To ogromny program badawczy, finansowany przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, dzięki któremu co wiosnę można sprawdzić, ilu przedstawicieli najbardziej rozpowszechnionych gatunków żyje w Polsce (patrz ramka) i jak sobie radzą w porównaniu z poprzednimi latami. Wiadomości dla wróbli są co najmniej alarmujące. – W porównaniu z 2000 r. polska populacja zmniejszyła się o ponad 20 proc. – mówi dr Przemysław Chylarecki z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN, koordynator monitoringu.

I nie do końca wiadomo, dlaczego tak się dzieje – biolodzy jeszcze nie znaleźli rozwiązania tej zagadki. Od maja 2000 r. dopinguje ich m.in. dziennik „The Independent”, który ufundował nagrodę wysokości 5 tys. funtów dla autora artykułu wskazującego główną przyczynę masowego wymierania wróbli na Wyspach (do dziś ok. 70 proc. w porównaniu z 1977 r.). Nikt na razie nie uszczuplił konta gazety.

Wymieniono już dziesiątki możliwych powodów. Ostatnio zgłosiła się grupa naukowców, m.in. z uniwersytetu w Leicester, która upatruje przyczyny w zmniejszającej się liczbie owadów. Bardzo ważnych w życiu wróbla, bo przez pierwsze dni po wykluciu pisklęta jedzą wyłącznie owady. Ten powód wskazywano dotąd wielokrotnie, choć tym razem redakcja przyznaje, że zgłoszenie jest dobrze uzasadnione i objawił się jeden z mocniejszych pretendentów do nagrody. Sęk jednak w tym, że spadek populacji w Wielkiej Brytanii, zresztą tak jak w Polsce, dotyczy wróbli bardziej w miastach niż na wsi (gdzie masowo niszczy się owady na polach), a śladem wróbli nie poszły inne owadożerne mieszczuchy, np. rudziki i kosy.

Jak zmiany klimatu wpływają na wróble?

W wymyślaniu hipotez badawczych amatorzy, korzystający jedynie z intuicji, mogą rywalizować z zawodowcami. W Polsce miasta, miasteczka i wsie stają się coraz czystsze, choć niejeden czytelnik, widząc zaśmiecone ulice, może mieć co do tego wątpliwości. Tyle że na ulicach lądują śmieci dla wróbli z reguły nieprzydatne. Najcenniejsza dla nich żywność jest coraz częściej szczelnie zapakowana w plastikowe worki. Ocieplanie budynków styropianem doprowadziło do zalepiania dziur i szczelin w murach, świetnie nadających się na gniazda. Nowe budynki w centrach miast są ze szkła i metalu i wróble nie mają za bardzo gdzie zamieszkać. Nawet latarnie uliczne nie oferują już dziś dogodnego miejsca do założenia gniazda. W miastach przybyło także ptaków krukowatych, srok i wron siwych, dla których młody, słabo jeszcze latający wróbel jest łatwą ofiarą.

To wszystko prawda, choć mnie najbardziej przekonuje tzw. hipoteza wystraszonego wróbla – mówi dr Chylarecki. I objaśnia: żeby przeżyć okres złej pogody, wszystkie ptaki, niezależnie od gatunku, muszą zgromadzić zapas tłuszczu, który spalą zimą. Ptak zapobiegliwy, który odłoży sadełko, ma mniejszą szansę uciec przed drapieżnikami. Badania angielskich ornitologów wykazały, że spośród wielu gatunków małych ptaków właśnie wróble, mające wyjątkowo niski poziom tłuszczu, zupełnie sobie nie radzą, gdy załamuje się pogoda. W związku ze zmianą klimatu zdarza się to coraz częściej i wystarczy kilkanaście godzin bez jedzenia, by ptak zupełnie opadł z sił i skończył w szponach krogulca lub kocim pyszczku. Stąd ratunkiem dla wróbli może być zimowe dokarmianie.

Nie tylko w Polsce i Europie Zachodniej wróble przeżywają ciężkie chwile. Jest na tyle źle, że Nature Forever Society, organizacja chroniąca środowisko w Indiach, ogłosiła 20 marca światowym dniem wróbla, po to, by zwrócić uwagę na jego sytuację. Wygląda na to, że Passer domesticus (z łac. wróbel domowy), który wiele tysięcy lat temu, razem z początkiem rewolucji rolniczej, gdzieś na Bliskim Wschodzie albo w Azji Mniejszej przeprowadził się w pobliże człowieka i dzięki temu stał się jednym z najbardziej rozpowszechnionych zwierząt na świecie, m.in. w Indiach, może przechodzić obecnie najtrudniejsze chwile w historii.

„Pewien podróżnik, znający wiele kontynentów, zapytany o to, co go najbardziej zadziwia w świecie, odparł: wszechobecność wróbli” – pisze w „W cudzym pięknie” Adam Zagajewski. Faktycznie, dotąd wróble skolonizowały prawie całą planetę, z wyjątkiem lasów deszczowych, wnętrza niektórych pustyń (w oazach są) i okolic biegunów. A przy tym lotnikami są niechętnymi. Gdy np. jaskółki pokonują podczas jesiennych i wiosennych migracji do Afryki nawet 10 tys. km w jedną stronę, wróble właściwie się nie ruszają. Tylko młode ptaki przenoszą się góra o kilkanaście kilometrów od miejsca, gdzie przyszły na świat. Dorosłe ptaki pozostają wierne swojemu sąsiedztwu (i sobie nawzajem, bo są monogamiczne). Są tak nieruchliwe, że wielu ornitologów wróblom nie zakłada obrączek, bo i tak wiadomo, że nigdzie nie polecą. Wyjątkiem jest podgatunek występujący na niewielkim obszarze Bliskiego Wschodu – to potomkowie wróbli, które nie zamieszkały z człowiekiem – żyją na pustkowiu i wędrują na duże odległości.

Wróble są wybitnymi domatorami. Wyższość tej nierychliwej strategii pokazały w Ameryce, dokąd zawiózł je człowiek. Wiadomo dokładnie, kim był. Pierwsze 8 par wypuścił jesienią 1851 r. w Nowym Jorku Nicholas Pike, ówczesny dyrektor Instytutu Brooklińskiego (obecnie znanego jako Muzeum Brooklińskie). Niektórzy amerykańscy ornitolodzy, m.in. prof. Michael Moulton z University of Florida, twierdzą, że już te 16 ptaszków wystarczyło, by wróble zbudowały w mieście solidny przyczółek, skąd ruszyły na podbój kontynentu. Pozostali biolodzy dają raczej wiarę słabo potwierdzonym wspominkom samego Pike’a, który w 1852 r. został mianowany konsulem generalnym w Portugalii i po drodze na placówkę zawinął m.in. do Liverpoolu, gdzie miał zamówić partię kilkudziesięciu wróbli. Pike pojechał do Lizbony, a jego ptaki podobno popłynęły na pokładzie parowca „Europa” do Nowego Jorku. Część z nich ponoć odzyskało wolność nad rzeką Hudson, resztę współpracownicy dyplomaty trzymali w wieży kaplicy na brooklińskim cmentarzu Green-Wood i tam później wypuścili.

Niezależnie od tego, ile wróbli Pike przerzucił przez Atlantyk, wiadomo z pewnością, że w drugiej połowie XIX w. Amerykę ogarnęła moda na aklimatyzowanie obcych gatunków. Intencje były różne. Ściągano zwierzęta, za którymi tęsknili imigranci z Europy, choćby pięknie śpiewające słowiki i polne skowronki. Amerykańskie Towarzystwo Aklimatyzacyjne realizowało romantyczny projekt przeszczepienia do nowojorskiego Central Parku fauny występującej w sztukach Szekspira.

Polowanie na wróbla

Wróble wypuszczano w różnych regionach USA, by zjadały owady – dokuczające ludziom komary i insekty atakujące rośliny uprawne. Ale gdy w latach 70. ptaki – często pochodziły ze Wschodniego Wybrzeża – wypuszczano jeszcze w Kalifornii i na Hawajach, zauważono, że zamiast pomagać, są raczej utrapieniem, bo zamiast owadów wolą zjadać ziarno farmerom. Spośród wszystkich europejskich gatunków wypuszczonych w USA tylko wróble i szpaki przetrwały o własnych siłach. Co tam przetrwały – przypuściły prawdziwą inwazję i stały się wręcz najbardziej znienawidzonymi ptakami Ameryki. Setka szpaków wypuszczona w 1890 i 1891 r. przez miłośniczkę Szekspira rozmnożyła się do populacji liczącej 100 mln par, które żyją od Alaski po Meksyk. Wróbli jest około 75 mln par.

Rozrodziły się, mimo że od lat 80. XIX w. są regularnie tępione. Próbowano wszystkiego. Władze stanowe wydawały za nimi listy gończe z obietnicą wypłaty niewielkiej nagrody za dostarczenie wróbla martwego, jego jaj lub piskląt. Polowaniami i poszukiwaniem gniazd trudniły się przede wszystkim dzieci. I choć w 1892 r. z budżetu Indiany za 3 miesiące polowań wyasygnowano 8 tys. dol. nagród (płacono 2 centy od główki, co daje 400 tys. ptaszków), wróble mnożyły się dalej, mimo regularnego odstrzału i wabienia w specjalne pułapki.

W Ameryce też w końcu zaczęło ubywać wróbli, ale nadal można do nich strzelać przez cały rok. Są na cenzurowanym, bo budując gniazda, zapychają klimatyzatory i kanały wentylacyjne, co może być niebezpieczne. „Chciałbym zbudować wehikuł czasu i strzelić Nicholasowi Pike’owi prosto w oko z mojej ulubionej wróblówki” – pisze na internetowym forum jeden z miłośników tępienia ćwirków. Eksterminację napędzają farmerzy i… miłośnicy ptaków, którzy zamiast wróbli wolą w swoich karmnikach i budkach lęgowych rodzime gatunki. Usługę odstrzału można zamówić do własnego ogródka, eliminatorzy reklamują się w sieci makabrycznymi filmami z takich polowań. Ich klienci wierzą w miejską legendę – biolodzy nie znaleźli na to przekonujących dowodów – jakoby wróble przepędzały z ogrodów szkarłatne kardynały i niebieskie błękitniki rudogardłe. Czyli ptaki rdzennie amerykańskie i ciekawiej ubarwione (przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia) niż szarobury wróbel z europejskiego importu.

W różne zakątki świata wróble sprowadzano intencjonalnie – np. Cecil Rhodes, współtwórca brytyjskiej potęgi kolonialnej, do Afryki Południowej – albo przez przypadek, często pod pokładami statków przewożących zboże. Również poza Ameryką bywały bezlitośnie tępione. W XVIII w. była to stała praktyka w wielu krajach Europy, także Rosji. Za to słynne wymordowanie wróbli w Chinach, posądzonych o wyjadanie zboża, dotyczyło nie wróbli domowych, a ich kuzynów – występujących także w Polsce mazurków. W naszej części Europy wolą wieś i przedmieścia, w Chinach żyją wśród ludzi. Od wróbli najłatwiej odróżnić je po czarnej plamce na policzku, berecik mają brązowy, a samica i samiec są niemal nie do odróżnienia.

Część ornitologów pociesza, że spadki populacji wróbli nie są gwałtowne, nie zmienia się natomiast rozpowszechnienie ptaków – wróble są w tych samych miejscach, gdzie były. To wątpliwe pocieszenie, bo zniknięcie w ciągu dekady kilku milionów małych i bardzo pospolitych ptaszków ma dla przyrody podobnie ważne znaczenie, jak np. wyginięcie żubrów. Jest się więc czym przejmować.

 

O wróbelku

Wróbelek jest mała ptaszyna,

wróbelek istota niewielka,

on brzydką stonogę pochłania,

Lecz nikt nie popiera wróbelka

Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,

że wróbelek jest druh nasz szczery?!

kochajcie wróbelka, dziewczęta,

kochajcie do jasnej cholery!

Konstanty Ildefons Gałczyński, 1947 r.

 

Najliczniejsze ptaki w Polsce

Ornitolodzy mierzą wielkość ptasich populacji liczbą par, ponieważ ptaki najłatwiej liczy się w sezonie lęgowym, kiedy wysiadują jaja lub karmią młode. Wtedy nie tylko są mniej płochliwe, ale też pozostają dłużej w pobliżu gniazda i dzięki temu spada ryzyko kilkakrotnego policzenia tych samych osobników.

Polityka 12.2013 (2900) z dnia 19.03.2013; Nauka; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Strach na wróble"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną