Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Oparzeni w domowym ognisku

Krótka historia rodziny

Rodzinne spotkanie - rycina z XIX w. Rodzinne spotkanie - rycina z XIX w. Piotr Męcik / Forum
Ci, którzy mówią o dzisiejszym upadku rodziny, nie powinni tak bezwarunkowo powoływać się na „stare, dobre czasy”. Mitem jest też figura matki Polki.
Pocztówka ze zdjęciem rodzinnym. 1910 r.born 1945/Flickr CC by SA Pocztówka ze zdjęciem rodzinnym. 1910 r.

Na kształt rodziny wpływ miały religia i obyczajowość. Rodziny były znacznie liczniejsze tam, gdzie zezwalano na wielożeństwo (choć utrzymywanie wielu kobiet i dzieci zawsze stanowiło przywilej najzamożniejszej grupy wybrańców). W takich rodzinach kobiety nie bywały partnerkami mężczyzn, a stosunki oparte na współzawodnictwie między kobietami były bardzo skomplikowane. Pozamykane w domach Chinki czy Arabki miały rodzić potomków, ich jedyną kartą przetargową w relacjach z małżonkiem było łoże i synowie. Związki rozpadały się rzadko, bo kobiety nie dysponowały majątkami, dzieci zaś były własnością ojców. W tym kontekście monogamia, najpierw w starożytnej Grecji i Rzymie, a potem w kulturze judeochrześcijańskiej, miała chronić kobietę i jej pozycję w rodzinie. W kształtującym nasze pojęcie moralności dekalogu wartość rodziny zawarta jest w przykazaniu: czcij ojca swego i matkę swoją. Ojco- i matkobójstwo napiętnowano jako największą ze zbrodni, co oznacza, że wcześniej musiało się zdarzać i nie było tak potępiane. Podczas gdy szacunek dla rodziców był obowiązkiem, nie istniał nakaz kochania dzieci, co fatalnie odbiło się na ich pozycji.

W starożytnej Grecji i Rzymie kobieta była podporządkowana najpierw ojcu, a potem mężowi. Prawowita małżonka rodziła obywateli, ale sama nie uczestniczyła w polityce; wnosiła majątek, lecz w razie rozwodu część pozostawała w rękach jej męża; córki były mniej warte niż synowie. Jednak dokładna analiza źródeł dowodzi, że sytuacja kobiet nie była tak fatalna. Jak zauważa Andrzej Wypustek w „Życiu rodzinnym starożytnych Greków”, paternalizm Greków wynikał z dużej różnicy wieku między mężem i żoną, ponadto w epoce hellenizmu zmieniono prawo na znacznie przychylniejsze kobietom, chociażby w kwestii rozwodów czy zdrad. Teksty greckie i łacińskie o uczuciach między małżonkami wspominają rzadko – namiętność uważano za domenę młodych i zakochanych, małżeństwo opisywano jako obowiązek i rutynę. Mimo to w sztuce (nagrobki) i epistolografii są dowody czułości między małżonkami i rozpaczy po ich stracie.

Rodzice znacznie mniej niż dzisiaj przejmowali się losem dzieci, i to nie tylko tych z nieprawego łoża. Ociec, jako pater familias, decydował o ich życiu i śmierci i nie groziła mu kara za pozbycie się niechcianego noworodka. Małych dzieci nie zauważano, co wynikało z ich wysokiej śmiertelności i braku przywiązania ze strony niezaangażowanych w opiekę nad nimi mężczyzn. Chrześcijaństwo, czyniąc z małżeństwa sakrament, utrwaliło model monogamicznej rodziny patriarchalnej, niewiele zmieniając w sytuacji dzieci i jeszcze bardziej tłamsząc kobiety, argumentując to ich grzeszną cielesnością.

Panna (nie)młoda

Nawet jeśli kobiety w życiu publicznym były w cieniu, dom i rodzina były ich domeną – miejscem pracy i stałej obecności. Religijne, prawne i obyczajowe obostrzenia nie były w stanie zmienić faktu, że rodziły i karmiły dzieci, mogły natomiast kobietę mniej lub bardziej w tym domu uwięzić. Jaką zatem kobiety miały pozycję w rodzinie staropolskiej? Badania demografów historycznych obalają wiele mitów, jak chociażby ten, że mężczyźni, aby zapewnić sobie potomstwo, wybierali na małżonki młode dziewice. – W XVII i XVIII w. w zachodniej Polsce chłopki wychodziły za mąż średnio w wieku 2223 lat, nawet o rok starsze były mieszczki, najmłodsze – bo około 20-letnie – były panny młode na wsiach na wschodnich rubieżach kraju oraz magnatki. W rodzinach magnackich występowała też często duża różnica wieku i nierzadko zdarzało się, że 60-letni wdowiec żenił się z 20-latką, jak zrobił w 1620 r. Jan Karol Chodkiewicz, biorąc za żonę Annę Ostrogską – mówi prof. dr hab. Cezary Kuklo z Instytutu Historii i Nauk Politycznych Uniwersytetu w Białymstoku.

Liczba dzieci w większym stopniu zależała od czasu małżeństwa, które do końca XVIII w. trwało przeciętnie ok. 15 lat. Ponieważ jednak w Polsce umierało 30–35 proc. noworodków, a dorosłość osiągała mniej niż połowa, rodzina średnio miała 6 dzieci. Żyjąca w XVII w. Elżbieta z Poradowskich Druszkiewiczowa w ciągu 17 lat małżeństwa rodziła 11 razy, ale zaledwie piątka z jej potomstwa doczekała pełnoletności. Dopiero poprawa warunków higienicznych i postęp w medycynie XIX w. obniżyły poziom umieralności niemowląt.

Podsumowując – w Polsce przedrozbiorowej kobiety trochę wcześniej wychodziły za mąż niż na Zachodzie, nieco większa była różnica wieku między małżonkami i większa dzietność, chociażby z tego względu, że rzadziej stosowano antykoncepcję, co nie znaczy, że jej zupełnie nie znano.

Matki i mamki

Według teorii francuskiego historyka Philippe’a Arièsa, aż do okresu oświecenia człowiek był pozbawiony dzieciństwa. Dziś badacze nie są już tak stanowczy i podkreślają, że wiele zależało od zróżnicowania społecznego, choć obowiązki dzieci względem patriarchalnej rodziny ograniczały czas dzieciństwa. Zdawać by się mogło, że lepiej miały dzieci z zamożnych rodzin magnackich, ale podczas gdy w jednych rodzinach znajdujemy dowody na więź emocjonalną z dziećmi, o które dbano, przykładając wagę do ich wychowania, w drugich praktykowano oddawanie noworodków w ręce mamek, które zabierały je do swoich domów, często znacznie oddalonych od miejsca zamieszkania rodziców. Jean Louis Flandrin zauważa w „Historii rodziny”, że w XVII w. z tego powodu Francja przy największej liczbie porodów (bo kobietom niekarmiącym szybko wracała płodność) miała najwyższą umieralność dzieci w Europie. W Polsce z usług mamek korzystali tylko najbogatsi i nie tak często jak we Francji. Ale u nas można mówić o indywidualnym podejściu rodziców do dzieci – o miłości świadczą treny Kochanowskiego, nagrobki i epitafia zmarłych przedwcześnie córek i synów, a o chęci pozbycia się ich z domu – częste wśród magnatów odsyłanie dzieci na wychowanie do dziadków.

Od XVIII w. dzieciństwo w rodzinach mieszczańskich kończyło się wraz z wyjściem chłopca „spod spódnicy” matki w wieku 6–7 lat. W tym samym wieku dzieci chłopów i ubogich mieszczan zaganiano do pracy, a nieco starsze wysyłano na służbę. To nie wszystko. – Wedle najnowszych badań, w największych miastach Korony zdarzały się przypadki drastycznego stosowania przemocy seksualnej – dzieci gwałcono, zmuszano do nierządu, dochodziło nawet do aktów kazirodztwa. Obcowanie z agresją, przemocą i przymusem prowadziło do deprawacji nieletnich i utrwalało swoistą znieczulicę społeczną – mówi prof. Kuklo. Jednak spędzenie płodu czy zabicie noworodka należało w Polsce do najcięższych zbrodni. O dzieciobójstwie wspominają już statuty z XIV w., a z dokumentów wynika, że od XVI do XVII w. w Warszawie i Lwowie dzieciobójczynie stanowiły 10–12 proc. skazanych, w Gdańsku zaś ich odsetek był jeszcze większy. Najczęściej o zabicie dziecka oskarżano dziewki służebne, które zachodziły w przypadkowe ciąże. Sytuacja nieślubnych dzieci (na wsiach od 1 do 4 proc., w miastach nawet do 15 proc.) była tragiczna. Ponieważ pracująca matka nie mogła się zajmować dzieckiem, często zostawiała je w przytułku (warszawski Szpital Dzieciątka Jezus przyjmował w latach 60. XVIII w. ok. 400 podrzutków rocznie, a w latach 80. i 90. już 700–800). Los bękartów poprawił się dopiero wraz z emancypacją kobiet pod koniec XIX w.

Brudy pierz w domu

W późnośredniowiecznym Gdańsku uchylający się od żeniaczki mężczyźni stawali przed sądem i płacili bykowe. Kościół i władze widziały w małżeństwie podstawową wartość, gdyż gwarantowało pewną stabilność i uporządkowanie życia. Małżeństwo i dzieci uważano też za rodzaj zabezpieczenia na starość. Mimo to wyobrażenie o wielopokoleniowej, żyjącej w zgodzie rodzinie z przeszłości to kolejny mit. Z badań zachodnich mediewistów wynika, że w średniowiecznej Europie w jednym gospodarstwie mieszkało przeciętnie 5–6 osób, a zatem już wtedy dominowała rodzina złożona z rodziców i dzieci. To obala stworzoną przez socjologów teorię, że tzw. rodzina nuklearna wykształciła się dopiero wskutek industrializacji i urbanizacji. Jack Goody z University of Cambridge stwierdził swego czasu, że do wykształcenia się i umocnienia w Europie modelu małej rodziny przyczynił się Kościół, walczący od wczesnego średniowiecza z rozwodami, związkami między krewnymi i ponownie wychodzącymi za mąż wdowami. Zdaniem brytyjskiego antropologa, Kościołowi zależało na zawężeniu kręgu potencjalnych spadkobierców, gdyż umożliwiało mu to sięgnięcie po kapitał zgromadzony przez rodziny.

Zachowane w zachodniej Europie średniowieczne dokumenty wspominają o wewnątrzrodzinnych więziach – rozpaczy po śmierci jednego z bliskich, finansowym wsparciu i pomocy w potrzebie, ale i kłótniach. Testament kolońskiego mieszczanina Daniela Paffa z 1484 r. daje wgląd w skomplikowane stosunki w jego rodzinie. Chociaż jego syn roztrwonił część fortuny ojca i zachowywał się niewdzięcznie wobec rodziców, kupiec przekazał mu resztę majątku w zamian za to, że będzie się nim opiekował aż do śmierci. Owdowiały i prawdopodobnie chory ojciec był zmuszony podpisać z synem umowę prawną, bo nie istniały żadne obyczajowe nakazy zajmowania się starymi rodzicami i często dochodziło do wyrzucania ich na bruk. Choć konflikty w rodzinach – np. o spadek czy mezalians – były częste, rzadko znajdowały finał przed sądem, bo starano się strzec honoru rodziny i brudy prać w domu. Zdaniem Kerstin Seidel z Universität Zürich to dlatego średniowieczną rodzinę długo uważano za wzór bezkonfliktowego współżycia, tymczasem jej solidarność bywała wynikiem prawnych negocjacji.

Staruszkowie na łasce

W Polsce było podobnie. Badania społeczno-demograficzne dowodzą, że już w XVII w. małe rodziny stanowiły aż 75 proc. – Trochę wyższy odsetek rodzin wielopokoleniowych był wśród bogatych chłopów wielkopolskich i brzesko-kujawskich oraz we wsiach na wschodzie Rzeczpospolitej, zamieszkanych w dużym stopniu przez ludność ruską. Rodzina nuklearna wcale nie była zjawiskiem typowym dla zachodu Europy i pojawiła się u nas dużo wcześniej niż w XIX w. – mówi prof. Kuklo. Polscy staruszkowie borykali się z podobnymi kłopotami jak ci na Zachodzie. Ich pozycja w rodzinie i społeczeństwie zależała od tego, czy byli dobrze sytuowani, a przecież w momencie przekazania majątku tracili znaczenie i byli zdani na łaskę synów lub zięciów. – Część chłopów powyżej 60 roku życia pozostawała w swoim gospodarstwie w charakterze dożywotników, część znajdowała schronienie w przytułkach parafialnych. W gorszym położeniu byli starcy w miastach, zwłaszcza samotne kobiety, które często zmuszone były wieść życie żebracze. XIX w. niewiele zmienił w położeniu ludzi starych, tylko w rodzinach zamożnych czy inteligenckich osoby posiadające odłożony kapitał mogły wieść spokojniejszy starczy żywot – tłumaczy profesor.

Badania historyków pokazują, że wyobrażenie o idealnej, żyjącej po bożemu rodzinie z przeszłości można włożyć między bajki. Choć rozwody są dziś powszechne, nie są niczym nowym, a ich częstotliwość wynika zarówno z ich dopuszczalności, jak i wydłużenia się ludzkiego życia. Faktem jest, że dzietność drastycznie spada, ale jednocześnie wzrasta pozycja wyczekiwanego potomka i wzmacnia się społeczna niezgoda na nadużycia wobec nieletnich.

Nieporównywalne jest również w rodzinie miejsce starszych osób, które jako dziadkowie aktywnie pomagają w wychowaniu wnucząt. Pomyłką jest też powoływanie się na mit poświęcającej się dla dzieci, rodziny i ojczyzny matki Polki. Ta wykreowana figura propagandowa, która pojawiła się w czasie zaborów, pokutowała w kulturze przez dziesięciolecia, wciskając kobiety w schemat ograniczający ich emancypację.

Polityka 21.2013 (2908) z dnia 21.05.2013; Nauka; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Oparzeni w domowym ognisku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną