Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Grzeszna reforma

Uzdrawiamy szkolnictwo wyższe

Interdyscyplinarność ma dobrą prasę, w praktyce jednak reforma nauki pogłębia podziały między dziedzinami. Interdyscyplinarność ma dobrą prasę, w praktyce jednak reforma nauki pogłębia podziały między dziedzinami. Frank Boston / PantherMedia
Nauką i szkołami wyższymi nie powinno się zarządzać niczym barem fast food czy hipermarketem. Zmiana na stanowisku ministra powinna skłonić do ponownego namysłu nad reformą uczelni.
Mirosław Gryń/Polityka
Dr hab. Dariusz Jemielniak - członek Akademii Młodych Uczonych PAN.Akademia Leona Koźmińskiego/Archiwum Dr hab. Dariusz Jemielniak - członek Akademii Młodych Uczonych PAN.

Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska przyniosła zmianę na stanowisku ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Prof. Lena Kolarska-Bobińska nie zapowiedziała radykalnej zmiany kursu swej poprzedniczki. A Barbara Kudrycka konsekwentnie i radykalnie reformowała szkolnictwo wyższe. Wiele z tych zmian ma charakter pozytywny, wiele jednak jest zwyczajnie szkodliwych. Są też wciąż obszary zaniedbań. Oto siedem grzechów głównych reformy szkolnictwa wyższego i propozycje środków zaradczych.

1. Młodzi naukowcy: definicja dyskryminująca

MNiSW usilnie stara się promować programy dla wybitnych młodych naukowców (przed 35 rokiem życia), co samo w sobie jest sensowne na początku kariery takie wsparcie jest bardzo pomocne. Jednak ministerstwo robi to w sposób mało systemowy: już np. naukowcy w średnim wieku pozostawieni są sami sobie i o większość grantów muszą konkurować w kategoriach otwartych, choć to oni najprawdopodobniej mają największe znaczenie dla rozwoju nauki i największy potencjał przyszłych osiągnięć. Sama definicja młodego naukowca jest dyskryminująca, bo opiera się na metryce urodzenia, a nie na liczbie lat poświęconych karierze naukowej. Akceptowalny jest więc tylko jeden model kariery: doktorat zaraz po studiach, bez marnowania czasu na rodzinę czy zdobywanie doświadczenia praktycznego (choć i jedno, i drugie może procentować długofalowo).

Z drugiej strony, MNiSW nadal pozwala na quasi-wyzysk doktorantów na uczelniach publicznych wykonują oni pracę bez etatu, często za półdarmo i bez szans na późniejsze realne zatrudnienie. Powoduje to rezygnację z kariery naukowej przez wiele zdolnych osób. Ludzi tych traktuje się też nieco przedmiotowo: dyskutowane są np. pomysły wymuszonej mobilności po doktoracie, która co prawda ma sens zawodowy (co wiem, spędziwszy ponad trzy lata na uczelniach takich jak Cornell, Harvard czy Berkeley), ale dla niektórych niesie ogromne koszty społeczne i prywatne.

Remedia: rozwinąć granty dla naukowców w średnim wieku (do 10 lat po habilitacji). Uelastycznić kryterium „młodego naukowca” tak, aby wybitne osoby, które np. wcześniej z powodzeniem zaczęły karierę nienaukową, mogły być beneficjentami programów dla początkujących. Zlikwidować wyzysk doktorantów (przywrócić asystenturę, zabronić pracy bez płacy). Dopuścić możliwość różnorakiego rozwoju kariery naukowej, nie według jednej sztancy.

2. Fiksacja parametryczna

MNiSW dąży do tego, aby mierzyć wartość publikacji naukowych i rozliczać badaczy z ich rezultatów. Idea jest w teorii sensowna, niestety prowadzi do problemów. Po pierwsze, dla rozwoju nauki bardziej wartościowe jest jedno przełomowe odkrycie niż sto przyczynków. Po drugie, mechanizm oceny dorobku skłania do wszelkiego rodzaju zabaw z systemem i wykorzystywania jego nielogiczności. Tych jest sporo: np. publikacja monografii w Oxford University Press (duże osiągnięcie dla każdego naukowca na świecie) jest warta w ocenie parametrycznej tyle samo co publikacja po angielsku w garażowym wydawnictwie. Na ministerialnej liście czasopism punktowanych nie ma części czasopism z tzw. listy filadelfijskiej (JCR), bo lista MNiSW nie jest błyskawicznie aktualizowana; nie ma także wielu czasopism ze średniej półki, które nadal przewyższają jakością niektóre czasopisma krajowe; występują natomiast inne czasopisma, dodane na podstawie dyskusyjnych kryteriów. Same wagi różnych publikacji są niedostosowane do specyfiki dyscyplin a nie da się tak samo skonstruowanej skali oceny stosować z sensem np. w chemii, prawie i polonistyce.

Remedia: postawić na najlepsze publikacje (a tych, którzy je mają, zwolnić z kryteriów punktowych). Urealnić system ocen (zróżnicować oceny wydawców, poprawić proporcje dla czasopism, ale w każdej z dyscyplin osobno). Wprowadzić logiczny i stabilny w czasie system oceny publikacji w czasopismach.

3. Brak radykalnej polityki antyplagiatowej

Kopiowanie fragmentów cudzych prac bez wyraźnego zaznaczenia początku, końca i źródła cytatu jest na uczelniach problemem, tymczasem wciąż brakuje formalnych rozwiązań w skali kraju, które powodowałyby, że drobne plagiaty przestałyby się opłacać zarówno naukowcom, jak i studentom.

Remedia: powołać komisję oceniającą wszystkie zgłoszone przypadki potencjalnych plagiatów u naukowców na wzór (lub w ramach) Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, dysponującą odpowiednimi sankcjami. Wprowadzić obowiązek rozpatrywania wszystkich przypadków plagiatów studenckich przez uczelnie z zakresem sankcji ustalonym jednolicie w całym kraju.

4. Patologie ścieżki awansu

Reforma szkolnictwa w zamierzeniu miała wprowadzić ułatwienia na ścieżce awansu naukowcom. Niestety, obecne regulacje doprowadziły do tego, że „młodzi zdolni”, którzy mieli tego pecha, że zrobili szybko habilitację, z uzyskaniem tytułu profesorskiego będą mieli teraz wyraźnie większe trudności. By ubiegać się o ten tytuł, trzeba co najmniej trzykrotnie pełnić rolę promotora lub promotora pomocniczego doktoratu (tym ostatnim może natomiast być doktor, ale nie doktor habilitowany). W mojej dyscyplinie doktorantów jest sporo, ale istnieją kierunki, na których jest ich niewielu i młody samodzielny pracownik nauki przez długie lata nie będzie miał szans na wyrobienie tak postawionej normy, niezależnie od tego, jak wybitnych osiągnięć naukowych by dokonał.

Remedia: pozwolić na rolę promotora pomocniczego w okresie do 9 lat od obrony doktoratu. Wymóg trzykrotnego bycia promotorem dostosować do specyfiki dyscyplin lub znieść.

5. Za dużo biurokracji

Od naukowców wymaga się w coraz większym stopniu pracy papierkowej czy to w zakresie ubiegania się o granty, czy to dydaktyki. Znowu: idea nie jest bardzo zła, ale szwankuje polskie wykonanie, w którym biurokratyczny rytuał staje się ważniejszy od celu działania. W rezultacie np. zabrania się przesunięć środków w ramach grantów badawczych powyżej pewnego procentu. Wymaga się też np. pisania szczegółowych syllabusów zajęć, by pasowały do Krajowych Ram Kwalifikacji, określania z góry formy zaliczeń (co uniemożliwia np. wspólne określenie ich ze studentami), ale już mniejszą wagę przykłada się do sensowności samych treści.

System finansowania nauki zakłada sztywny podział na badania podstawowe (dokonywanie odkryć) i aplikacyjne (wymyślanie praktycznych rozwiązań). Tymczasem istnieją rodzaje badań naukowych na pograniczu, które przy takim dwupodziale mają bardzo niskie szanse na finansowanie, bo zawsze wydają się przynależeć trochę do innej niż oceniana kategorii.

Remedia: precyzyjnie określać wymagane rezultaty grantów i o ile zostaną spełnione pozwolić na dużą swobodę przesunięć środków. Wymagać precyzyjnej pracy papierkowej w zakresie dydaktyki, ale tylko od uczelni lub naukowców poniżej średniej jakości nauczania. Pozwalać na większą swobodę w określaniu form nauczania i testowania wiedzy. Skoncentrować się na tworzeniu i promowaniu nowoczesnych programów nauczania (np. przez centra doskonałości, konkursy na innowacyjne programy), a nie na samych narzędziach kontroli. Zamiast sztucznie różnicować badania pierwotne i aplikacyjne, w większym stopniu finansować tworzenie nowych przedsięwzięć biznesowych wykorzystujących dorobek polskich naukowców, tworzyć inkubatory start-upów naukowych, a także szkolić naukowców z zarządzania, przedsiębiorczości czy prawa własności intelektualnej.

6. Za mało interdyscyplinarności

Chociaż interdyscyplinarność ma dobrą prasę, w praktyce reforma nauki pogłębia podziały między dziedzinami. Występując o granty, naukowcy muszą precyzyjnie określać dyscypliny nauki, w których chcą być oceniani. Aby zostać promotorem pracy doktorskiej, a w pewnym stopniu także recenzentem wniosku grantowego czy prac awansowych, trzeba wykazać się formalnym stopniem naukowym w danej lub pokrewnej dyscyplinie (często uzyskanym dziesiątki lat temu), a nie realnymi zainteresowaniami i dorobkiem. Ma to fatalny rezultat dla projektów interdyscyplinarnych w końcu można wyobrazić sobie tematy, w których np. połączenie promotorów i recenzentów z zakresu medycyny, matematyki i socjologii ma głęboki sens. Praktyka wiodących światowych uczelni idzie dokładnie w tym kierunku. Stopnie i tytuł naukowy również rozumiane są ściśle w kategoriach formalnych dyscyplin, a jakiekolwiek zmiany oficjalnego zaklasyfikowania danego uczonego czy uczonej bardzo trudne, niezależnie od faktycznych zainteresowań badawczych i dorobku.

Remedia: wprowadzić we wszystkich konkursach grantowych osobną kategorię grantów interdyscyplinarnych, ocenianych przez recenzentów z różnych dziedzin. Pozwolić radom wydziałów i senatom uczelni wybierać promotorów i recenzentów prac awansowych na podstawie ich aktualnego dorobku, niezależnie od formalnej dyscypliny, którą reprezentują, wedle rozsądnej oceny ciał wyznaczających recenzentów. Umożliwić zmiany formalnego zaklasyfikowania do dyscyplin, a także ułatwić przynależność do więcej niż jednej naraz.

7. Nieuczciwa konkurencja

Niepubliczne uczelnie (co warto przypomnieć, również nienastawione na zysk), nawet jeżeli mają więcej publikacji, lepsze badania, wyższą jakość nauczania i większą efektywność działania, nadal są na przegranej pozycji w zestawieniu z tymi uczelniami publicznymi, które choćby nie dbały ani o naukę, ani o dydaktykę, ani o gospodarność, mają zapewnione państwowe dofinansowanie realizacji studiów. To nie tylko sytuacja nieuczciwej konkurencji, ale także mniejszej gospodarności finansów publicznych.

Remedia: uzależnić dotacje na bezpłatne studia tylko od jakości badań, dydaktyki oraz gospodarności. Większość uczelni publicznych nadal je otrzyma, ale te najgorsze nie; za to pomoc uzyskają najlepsze uczelnie niepubliczne.

Część wymienionych problemów jest wynikiem samej reformy. Część wynika z zaniedbań. Zajęcie się niektórymi wymagałoby naruszenia status quo i pozycji silnych interesariuszy. Jednak klucza do zrozumienia kierunku zmian w szkolnictwie wyższym trzeba szukać głębiej.

Logika organizacyjna reformy szkolnictwa opiera się na ubezwłasnowolnieniu naukowców i przekazaniu władzy w ręce urzędników. Fiksacja parametryczna, zwiększanie nadzoru, dehumanizacja, ślepa wiara w procedury, standaryzacja zawodu według jednego pożądanego wzorca wszystkie te recepty mają wspólny mianownik: odbierają naukowcom kontrolę nad ich pracą.

Rozwiązania takie nie są niczym nowym w nauce o zarządzaniu i przypominają zalecenia Fredericka F. Taylora, orędownika ścisłego nadzoru nad robotnikiem w fabryce. Taylorowskie systemy zarządzania są dosyć skuteczne także dziś, np. w restauracjach fast food, urzędach pocztowych czy hipermarketach. Wiemy jednak od wielu lat, że nie sprawdzają się w przypadku organizacji opartych na wiedzy.

Wprowadzamy dziś rozwiązania, które w Wielkiej Brytanii, USA czy Szwecji zastosowano już jakiś czas temu, a obecnie są one powszechnie krytykowane, ale najwyraźniej nie chcemy uczyć się na cudzych błędach.

Owszem, szkolnictwo wyższe w Polsce przechodzi kryzys i wymaga zdecydowanych działań. Ale w reformie powinniśmy wzorować się raczej na takich organizacjach, jak Google, 3M czy Wikipedia, a nie McDonald’s.

 

Dr hab. Dariusz Jemielniak – profesor Akademii Leona Koźmińskiego, członek Akademii Młodych Uczo­nych PAN. Specjalizacja nauko­wa: organizacja i zarzą­dzanie. Stypendysta programu stypendialnego POLITYKI dla młodych naukowców w 2009 r.

Polityka 2.2014 (2940) z dnia 07.01.2014; Nauka; s. 64
Oryginalny tytuł tekstu: "Grzeszna reforma"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną