Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Kanał na dobre i złe

Morski Jedwabny Szlak w Nikaragui

Jezioro Nikaragua to jedyne miejsce na świecie, gdzie żyją słodkowodne rekiny. Jezioro Nikaragua to jedyne miejsce na świecie, gdzie żyją słodkowodne rekiny. Ron and Valerie Taylor / EAST NEWS
Jedni pukają się w czoło. Inni są oburzeni i zapowiadają protesty. Wielu mu jednak kibicuje. Jeśli powstanie, Kanał Nikaraguański będzie największym takim projektem na Ziemi od stu lat.
MS/Polityka
Bogate zasoby jeziora Nikaragua są źródłem utrzymania dla rybaków.swaldo Rivas/Reuters/Forum Bogate zasoby jeziora Nikaragua są źródłem utrzymania dla rybaków.
Plany wybudowania kanału wywołują zrozumiałe protesty mieszkańców niepokojących się o swoje domy i swoją przyszłość.Oswaldo Rivas/Reuters/Forum Plany wybudowania kanału wywołują zrozumiałe protesty mieszkańców niepokojących się o swoje domy i swoją przyszłość.

Nie codziennie buduje się kanały łączące oceany. Do tej pory powstały tylko dwa. Pierwszym był Kanał Sueski, wykopany półtora wieku temu pomiędzy Morzem Śródziemnym a Morzem Czerwonym. Zbudowali go Francuzi, by utrzeć nosa Brytyjczykom i przy okazji nieźle zarobić. Swoje dzieło nazywali „drugim Bosforem”, lecz szybko stracili nad nim kontrolę – na rzecz Brytyjczyków. Drugi kanał otwarto w sierpniu 1914 r., dwa tygodnie po wybuchu pierwszej wojny światowej. Wiedzie przez Panamę i łączy Atlantyk z Pacyfikiem. Jego budowę także zainicjowali Francuzi, ale ostatecznie dokończyli go i długo władali nim Amerykanie. Trzeci kanał, najdłuższy ze wszystkich, ma przeciąć Nikaraguę. On także, tak jak Kanał Panamski, połączyłby Ocean Spokojny z Atlantykiem. Od swego konkurenta byłby jednak większy, a ponadto prawie o tysiąc kilometrów skracał drogę ze Wschodniego na Zachodnie Wybrzeże USA. Chęć jego budowy zadeklarowali Chińczycy.

Wielu uważa ten pomysł za żart. Z pewnością jednak sprawę traktuje poważnie Daniel Ortega, prezydent Nikaragui. „Po wiekach starań nadszedł dla naszego kraju ten wspaniały historyczny moment” – oznajmił z radością, składając podpis pod umową z chińskim konsorcjum o nazwie HK Nicaragua Canal (HKNC), które zobowiązało się do zbudowania kanału w zamian za wyłączne prawa do niego przez 50 lat. Porozumienie w ekspresowym tempie ratyfikował nikaraguański parlament, w którym większość ma partia Ortegi – Sandinowski Front Wyzwolenia Narodowego (FSLN). Było to w czerwcu 2013 r. Półtora roku później, w grudniu 2014 r., Ortega oraz prezes HKNC Wang Jing, 42-letni miliarder z Pekinu, który dorobił się majątku w branży telekomunikacyjnej, wbili pierwsze łopaty w ziemię. Budowa kanału, który Jing podczas ceremonii nazwał „morskim Jedwabnym Szlakiem”, formalnie ruszyła.

Czy się uda?

Sześciomilionowa Nikaragua, po Haiti najbiedniejszy kraj półkuli zachodniej, liczy, że zdarzy się cud i wielki kanał, pokonywany co roku przez dziesiątki tysięcy statków, wyciągnie ją ze skrajnej nędzy. Taką nadzieję żywi Ortega. Dla niego im szybciej nowa droga morska powstanie, tym lepiej. Chińczycy będą płacili za koncesję, oddawali niewielki procent zysków i dadzą wielu ludziom dobrze płatną pracę. Tak zapisano w porozumieniu. Chiński inwestor już dziś kusi Nikaraguańczyków kilkudziesięcioma tysiącami miejsc pracy przy budowie kanału oraz gigantycznymi zamówieniami na dostawy ryżu, warzyw i mięsa dla jego budowniczych.

Plan budowy kanału jest ambitny, a harmonogram jego realizacji – napięty. Zgodnie z nim pierwsze oceaniczne olbrzymy popłyną przez środek Nikaragui na początku 2021 r., czyli już za sześć lat. Nie jest to jedyna inwestycja, jaką zapowiada Wang Jing. Trzeba przyznać, że obietnic nie skąpi.

Zamierza też wybudować rurociąg, nowoczesną linię kolejową, dwa głębokowodne porty i dwa lotniska. Do tego drogi, mosty i linie energetyczne. Wszystko praktycznie od zera. W bardziej odległej przyszłości, po 2021 r., w obszarze kanału o szerokości 10 km planuje się zbudowanie od strony Atlantyku i Pacyfiku wielu luksusowych ośrodków turystycznych ze strefami wolnocłowymi.

Czy to się może udać? Już same wyzwania inżynieryjne zadziwiają rozmachem. Poprzeczkę ustawiono wysoko. Kanał Nikaraguański będzie miał długość 260 km, czyli o 70 km więcej od Kanału Sueskiego i o 180 km więcej od Kanału Panamskiego. Szerokość tego gigantycznego, największego na globie rowu wyniesie od 230 do 280 m, a głębokość – od 27 do 29 m. Na jego końcach powstaną olbrzymie śluzy. Każda będzie podzielona na trzy baseny o łącznej długości 1,5 km oraz szerokości 75 m. To kolosy, jakich nie ma na świecie. Do ich zbudowania będzie potrzeba ok. 10 mld litrów betonu. Dzięki tym monstrualnym śluzom nowa droga morska stanie się dostępna dla statków większych niż te, które mieszczą się w Kanale Panamskim. Co prawda ten ostatni jest obecnie pogłębiany i poszerzany, a jego remont ma się zakończyć w przyszłym roku, ale nawet po powiększeniu nie pomieści największych jednostek. Takie olbrzymy, jak kontenerowce klasy Triple E o długości 400 m i szerokości 59 m (najdłuższe obecnie statki świata), budowane przez Koreańczyków na zamówienie duńskiej firmy Maersk, nie wpłyną do niego. Za to zmieściłyby się w śluzach kanału wykopanego w Nikaragui. Maersk już zresztą wypowiedział się przychylnie o tym pomyśle.

Śluzy są konieczne, ponieważ żegluga po Kanale Nikaraguańskim będzie się odbywała na wysokości ok. 30 m powyżej lustra wody oceanicznej. Na tym poziomie znajduje się bowiem jezioro Nikaragua, przez które wytyczony zostanie tor wodny. To największy zbiornik słodkowodny w Ameryce Środkowej, 80 razy rozleglejszy od naszych Śniardw. Odgrywa kluczową rolę w planach budowy kanału. Od Pacyfiku dzieli go zaledwie 25 km, od Atlantyku ok. 120 km. Zamysł jest taki, by przekopać się do niego od obu oceanów. Wtedy na długości ok. 100 km stanie się częścią drogi morskiej i zaczną po nim pływać największe oceaniczne olbrzymy.

Do widzenia żarłacze

Na samą myśl, że do tego dojdzie, wielu ludziom, w tym licznym naukowcom, cierpnie skóra. Jezioro Nikaragua jest bowiem także największym w regionie źródłem wody pitnej. Korzystają z niego setki tysięcy ludzi, rolnikom służy do nawadniania pól. Olbrzymi zbiornik jest również ważnym żywicielem. Jest siedliskiem setek gatunków ryb i skorupiaków poławianych przez tysiące rybaków, którzy z połowów utrzymują rodziny. Ewentualne zanieczyszczenie jego wód w wyniku wycieku paliwa ze statku doprowadziłoby do katastrofy ekologicznej. Dlatego przyrodnicy nie kryją oburzenia planami poprowadzenia drogi morskiej przez jezioro Nikaragua. Ostrzegają, że konsekwencją zbudowania kanału będzie zniszczenie unikalnego ekosystemu, w tym ostateczna zagłada jedynej na świecie populacji rekinów, które żyją w słodkiej wodzie.

Tymi rekinami są żarłacze tępogłowe, zwane też z racji masywnej budowy ciała rekinami buldogami. Ich krewniacy włóczą się po ciepłych morzach świata i nie mają najlepszej prasy. W oceanach trzymają się blisko brzegu, polując na ryby i ssaki morskie, a ponieważ bywają agresywne, zdarza im się pokiereszować człowieka. Lubią ujścia wielkich rzek. Chętnie wpływają do Amazonki, Missisipi czy Gangesu. Ich młode często przychodzą na świat w słodkiej wodzie. Ale tylko osobniki z jeziora Nikaragua pozostają w niej na stałe. Dawno temu dostały się tu rzeką, która łączy jezioro z Morzem Karaibskim. Najpierw były postrachem rybaków, a potem ich ulubioną zdobyczą. Zabijano je tysiącami dla płetw i mięsa. W końcu niemal je wytrzebiono. Wciąż żyją w jeziorze, ale wyniosą się stąd lub wyginą, gdy zamieni się ono w uczęszczany szlak morski. Zniknięcie głównego drapieżcy odmieni miejscowy ekosystem nie do poznania. Konsekwencji nie sposób przewidzieć.

Tak oto od wyzwań inżynieryjnych przeszliśmy do środowiskowych. Tych jest więcej. Z pewnością ucierpi też puszcza tropikalna. Spore jej fragmenty trzeba będzie wyciąć pod budowę tego odcinka kanału, który połączy jezioro z Oceanem Atlantyckim. Pod uwagę trzeba też brać ryzyko geologiczne – wielkie statki pływałyby w pobliżu czynnych wulkanów oraz w sąsiedztwie uskoku tektonicznego podatnego na silne wstrząsy sejsmiczne. Tych ostatnich najwięcej notuje się w sąsiedztwie Pacyfiku, gdzie przebiega granica pomiędzy dwiema płytami ziemskiej litosfery. W tej części kraju znajduje się stolica kraju, dwumilionowa Managua, od wieków niszczona przez trzęsienia.

Znaczenie mają też czynniki społeczne i polityczne. Ludzie zamieszkujący ziemie przeznaczone pod budowę kanału nie zamierzają się z nich wyprowadzać dobrowolnie i zapowiadają opór w razie przymusowych wysiedleń. Umowę z Chińczykami oprotestowała też część opozycji twierdzącej, że Ortega zgodził się na utratę suwerenności nad częścią terytorium. Jeśli zatem w Nikaragui dojdzie do zmiany władzy, nowy rząd może przekreślić kontrakt.

Może, ale nie musi. To bowiem opozycja, gdy rządziła w zeszłej dekadzie, jako pierwsza zamówiła nowy projekt budowy kanału w najlepszych firmach inżynieryjnych i konsultingowych. Gdy był gotowy w 2006 r., posłańcy biedniutkiego kraju zaczęli wędrować po globie w poszukiwaniu inwestorów. W 2010 r. pomysł przypadł do gustu emirowi Abu Zabiemu. W 2012 r. rząd nikaraguański, zachęcony pozytywnym odzewem, zaangażował holenderską firmę konsultingową Royal HaskoningDHV do przygotowania szczegółowego studium wykonalności projektu. Wtedy właśnie zjawił się Wang Jing.

Chińskie obietnice

Idea budowy kanału przez Nikaraguę ma długą tradycję. Przez niemal cały XIX w. dość zgodnie uważano, że jeśli już przebijać się przez Amerykę Środkową, to właśnie wykorzystując doskonale położone jezioro Nikaragua. Pierwszą próbę podjęto w 1850 r., ale roboty przerwano z powodu wybuchu wojny domowej. 30 lat później pojawili się tu Amerykanie, potem Japończycy i Francuzi. Gdy w 1881 r. ci ostatni postanowili w końcu wybudować kanał, tyle że w Panamie, reakcja Nikaragui była natychmiastowa: dała Amerykanom prawo do poprowadzenia kanału przez jej terytorium. Na rok przed końcem XIX w. naukowcy z USA opracowali studium wykonalności Kanału Nikaraguańskiego. Wydawało się, że budowa ruszy lada dzień. Ale nie ruszyła. Amerykanie w końcu uznali, że lepiej będzie odkupić koncesję na Przesmyk Panamski od Francuzów, którzy poddali się w 1889 r. I tak Nikaragua została bez kanału.

Czy Chińczycy rzeczywiście chcą wykopać kanał? Niektórzy uważają, że koncesja, którą dostali od Ortegi, ma im jedynie zagwarantować to, że nikt inny nie uczyni tego przed nimi, natomiast z samą budową śpieszyć się specjalnie nie będą. Harmonogram budowy, który przedstawiono na początku tego roku, mówi, że w październiku 2015 r. robota przy kanale zacznie się na całego. Wkrótce więc powinno stać się jasne, na ile poważna jest oferta Wang Jinga i stojącego za nim kapitału chińskiego.

Wcześniej zakończone zostaną prace przygotowawcze i przedstawiona będzie niezależna ocena środowiskowych i społecznych skutków przedsięwzięcia. Tę ostatnią przygotowuje znana brytyjska firma Environmental Resources Management. Chińczycy zapewniają, że dostosują się do wszelkich zaleceń konsultantów, ale czas pokaże, co wyniknie z tych deklaracji.

Wang Jing twierdzi też, że bez problemu zdobędzie 50 mld dol. na inwestycję. Już zresztą podpisał warte łącznie około miliarda dolarów umowy na ekspertyzy i fachową pomoc. Trzeba przyznać, że zwrócił się do najlepszych. Przy kopaniu kanału mają mu doradzać Australijczycy z MEC Mining, którzy wydrążyli już niejedną kopalnię odkrywkową. Śluzy zaprojektują Belgowie z firmy SBE (z ich usług skorzystano też przy rozbudowie Kanału Panamskiego), a ocenę biznesową pomysłu przygotowują Amerykanie z McKinsey&Company.

Ci ostatni mają nad czym dumać. Wielu analityków uważa, że jeden kanał pomiędzy Atlantykiem a Pacyfikiem na razie wystarczy. Poza tym koszty budowy drugiego, w kraju z tak ubogą infrastrukturą techniczną i transportową, jak Nikaragua, mogą okazać się gigantyczne. Owe 50 mld szybko trzeba będzie podwoić. Jednym z większych wyzwań, także finansowych, jest przebicie się przez pasmo wulkanicznych wzgórz Cordillera Chontaleńa wznoszących się na wysokość ponad 200 m n.p.m. W tym celu trzeba będzie usunąć ponad 4 mld m sześc. gruntu. Kopiąc Kanał Panamski, usunięto 20 razy mniej ziemi. No, ale od tamtych czasów minęło sto lat i dziś mamy stumetrowej wysokości koparki pracujące w kopalniach odkrywkowych. Jeden taki olbrzym, pracując dzień i noc, wykopałby Kanał Panamski w trzy lata.

Dlatego Chińczycy są przekonani, że dadzą radę. W kluczowym momencie przybędą tu z wielkimi maszynami i 20–30 tys. pracowników. U siebie też drążą wielkie dziury w ziemi, a nawet – jak ostatnio w Lanzhou, trzymilionowej stolicy prowincji Gansu – usuwają góry, aby na zniwelowanych terenach wznosić nowe dzielnice mieszkaniowe. Dewastacja krajobrazu to dla nich nic nowego.

W Nikaragui wszystkimi pracami ziemnymi ma zarządzać ta sama chińska firma, która nadzorowała budowę Tamy Trzech Przełomów na Jangcy, największej zapory wodnej świata. Co jednak zrobią Wang Jing i jego zleceniodawcy, gdy się okaże, że dziewicza przyroda Nikaragui (i jej mieszkańcy) stawiają znacznie większy opór?

Niewiele wiadomo o zamiarach Chińczyków ani o stopniu ich determinacji. Wiadomo jednak, że w projekt nazwany przez nich Nicaragua Grand Canal zaangażowane są największe koncerny infrastrukturalne oraz kilkanaście instytutów badawczych. Wedle optymistycznych chińskich scenariuszy, a wbrew sceptykom, nowy kanał przez Amerykę Łacińską wkrótce okaże się niezbędny. Liczba statków kursujących pomiędzy atlantyckimi wybrzeżami obu Ameryk a wschodnią Azją rośnie bowiem błyskawicznie od dwóch dekad. W przyszłości będzie podobnie.

Niektórzy oceniają, że do 2030 r. natężenie ruchu na trasach transpacyficznych wzrośnie 3–4 razy. Z Azji będą płynęły gotowe towary, do Azji – surowce z USA, Brazylii i Wenezueli. Jeden szlak morski przez Amerykę Środkową zwyczajnie nie wystarczy. Tak jak na początku XX w. USA potrzebowały Kanału Panamskiego i gotowe były wydać na ten cel gigantyczną kwotę, tak na początku XXI w. Chiny mogą potrzebować Kanału Nikaraguańskiego, by zapewnić sobie własną drogę do Ameryki.

Polityka 5.2015 (2994) z dnia 27.01.2015; Nauka; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Kanał na dobre i złe"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną