Na powyższe pytania dr hab. Andrzej Krupienicz, kardiolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, szuka odpowiedzi już długo. – W innych krajach producenci muszą umieszczać na opakowaniach żywności informacje o zawartości izomerów trans i coraz więcej państw wprowadza zakaz ich stosowania, a u nas nikt na tę truciznę nie zwraca uwagi – mówi.
Gdy starał się zainteresować tematem Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, by jako organizacja fachowa, zajmująca się m.in. zdrowotną edukacją Polaków i ich odżywianiem, zażądała od władz usunięcia transów z produktów spożywczych, entuzjazmu nie było. Gdy planował w tym roku zorganizować na Uniwersytecie Medycznym konferencję poświęconą tym zagadnieniom, usłyszał od zaprzyjaźnionych profesorów: kto ci to zasponsoruje? Kiedy napisał list do Ministerstwa Zdrowia, odpowiedź otrzymał rozczarowującą.
– Na dwóch pierwszych stronach przyznano mi rację, że temat wymaga pilnej rewizji prawa, by ukrócić samowolę producentów – relacjonuje. – Ale na końcu znalazło się kluczowe zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: w obecnej chwili Ministerstwo nie planuje podjęcia jakichkolwiek działań legislacyjnych w tej sprawie.
Ameryka się budzi
Dr Krupienicz nie składa broni. Od połowy czerwca ma nowego sojusznika, Amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA), która właśnie zażądała od branży spożywczej bezwzględnego wycofania tłuszczów trans z żywności, dając jej tylko trzy lata na dostosowanie się do nowych regulacji i zmianę receptur. – To będzie z pożytkiem dla zdrowia Amerykanów – z przekonaniem twierdzi Andrzej Krupienicz. – Czy ktoś mi w końcu uwierzy, że w Polsce umiera z powodu tego składnika kilka tysięcy osób rocznie?
Trudno przyjmować na wiarę takie szacunki, jeśli nie da się ich w żaden sposób zweryfikować.