Cała Polska walczy z barszczem
Śmiertelnie trująca roślina rozprzestrzenia się po Polsce
Nie wolno dotykać długich liści, a tym bardziej wąchać wielkich kwiatów. Lepiej obchodzić barszcz szerokim łukiem, bo parzy także na odległość. Zwłaszcza w bezwietrzny upał wydziela całe chmury olejków eterycznych. Wejście w nie i oddychanie niewidzialnymi oparami (nie tylko bezpośredni kontakt z rośliną) jest groźne dla zdrowia. Turyści piesi i rowerzyści są w gorszej sytuacji, kiedy znajdą się przy dużych skupiskach barszczu kaukaskiego. Szacuje się, że zajął dziś w dolinie Rospudy już ok. 30 ha.
Jak ten obcy przybysz z Kaukazu znalazł się w środku narodowego symbolu dzikiej przyrody? Schemat jest bardzo typowy. W latach 70. XX w. został posadzony na działce przy szkole rolniczej w pobliskich Raczkach. Panowała wtedy odgórnie tworzona moda na ten gatunek, sprowadzony i propagowany jako idealna roślina pastewna. Sadzili go na terenie całej Polski naukowcy i pegeerowcy, leśnicy, a nawet pszczelarze (ze względu na obfite i miododajne kwiatostany). Był też polecany jako efektowna roślina ozdobna, zwłaszcza odmiana zwana barszczem olbrzymim lub barszczem Mantegnazziego.
Niezwykle szybki przyrost, czyli główna zaleta i powód importu, stał się przekleństwem, kiedy się okazało, że z pozoru niewinna roślina w naszym klimacie jest szkodliwa dla ludzi i zwierząt. Barszcz Sosnowskiego zawiódł także jako pasza (mleko i mięso nie nadawały się do spożycia), ale przede wszystkim okazał się niebezpieczny. Ze względu na zawarte w łodygach, liściach, kwiatach i owocach toksyczne żywice, olejki lotne i alkaloidy – zwłaszcza w kontakcie ze słońcem i wilgocią – powoduje silne reakcje alergiczne, tworzy głębokie (i trudno się gojące) rany.