Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Lekcja siódma: Diabeł

Pofilozofuj z Jarkiem Makowskim. Lekcja siódma: Diabeł

KŻ / Polityka
Czy gdyby nie było człowieka, byłoby zło? Nie. Bo to my, ludzie, możemy i niestety potrafimy je przywołać tak, jak piorunochron ściąga błyskawice.
KŻ/Polityka

To jedna z najlepszych rzeczy, jaka może się dzisiaj przytrafić polskiej edukacji: filozofia wraca do szkół. Cieszy to tym bardziej, że trudno zliczyć, ile to razy w ostatnim czasie zapraszano nas na pogrzeb filozofii. Jeśli więc jesteś człowiekiem młodym, nie chcesz myśleć sztampowo i powtarzać utartych opinii, ale chcesz rozumieć świat w jego całej złożoności – musisz to zrobić. Podejmijmy razem tę intrygującą przygodę, jaka wiąże się z poznawaniem filozofii.

LEKCJA SIÓDMA: DIABEŁ

1. 

Nie, nie chodzi o to, moi Drodzy, by teraz Was straszyć. Nie chcę też, by tych kilka zdań zabrzmiało jak bajka dla niegrzecznych, ale już przecież dorosłych dzieci. Jest znacznie groźniej. Diabeł, bo o nim będzie mowa, nie istnieje tak, jak zwykliśmy sądzić. Nie działa tak, jak gotowi jesteśmy mniemać. Co to więc za czort, co tak przemyślnie zwodzi, skutecznie kusi, namiętnie fascynuje? Gdzie go szukać? Jak przeciwstawić się jego mocy?

Oczyma wyobraźni widzę, że pojawia się na Waszych twarzach uśmiech. Któż dziś, w dobie rozumu, w świecie techniki, dałby wiarę w diabła, który ponoć – jak mówi tradycja chrześcijańska – jest upadłym aniołem? Któż po psychoanalizie i kozetce, prozacu i psychoterapii wierzyłby jeszcze w demony, które – zgodnie z greckim źródłosłowem słowa daimon – brużdżą między ludźmi?

Jedna ze sztuczek diabła na tym właśnie polega, byśmy nie dawali wiary w jego istnienie. Nie kto inny jak Denis de Rougemont notował: „Jedna z ulubionych metod Złego polega na przekonaniu intelektualistów, że jest on tylko mitycznym wyrazem wewnętrznych lęków prostych ludzi, którzy nie czytali Freuda”. Mało? To posłuchajcie Leszka Kołakowskiego, który – jak łatwo się domyśleć – Freuda z pewnością czytał: „Obecność diabła potwierdza bez wątpliwości, że zło jest trwałą częścią świata, której wyrugować całkowicie nigdy się nie da, i że nie należy spodziewać się pojednania uniwersalnego”.

Z przekonaniami filozofów koresponduje stwierdzenie, które ponoć wyraził jeden z zacnych kardynałów. Otóż zauważył on trzeźwo, że pojmuje doskonale, iż po przygodach ze złem w XX wieku, którego symbolem są Auschwitz i Kołyma, człowiek może nie wierzyć w Boga. Żeby jednak nie wierzyć w diabła, to już czyste szaleństwo…

2.

Może więc zastosujemy wobec diabła jego metodę: „diabelską sztuczkę”. Chciałbym bowiem zmienić tu powszechnie znany zakład Pascala. Jak pamiętacie, francuski filozof proponuje, aby założyć (wierzyć), że Bóg istnieje. Tym samym w życiu najważniejsza staje się modlitwa i czynienie dobra. Jeśli po śmierci okaże się, że Bóg istnieje, to człowiek zyska życie wieczne, bo żył godnie. Jeśli nie, to ominęło go co najwyżej trochę cielesnych rozkoszy, wypił mniej kieliszków wódki.

A gdyby tak, idąc tropem Pascala, w świecie, który już dawno wyegzorcyzmował Diabła, człowiek przyjął (uwierzył), że on jednak istnieje? I działa. Wtedy musiałby się trzymać na baczności, miarkować w każdej chwili, czy aby nie jest kuszony, pilnować się, czy folgując swoim żądzom nie realizuje diabelskich planów. Jeśli po śmierci okazałoby się, że jednak Diabeł nie istnieje, to człowiek zyskałby to, że mniej uczynił zła swoim bliźnim. Jeśli okazałoby się natomiast, że jednak Diabeł jest, co znaczyłoby też, że i Bóg istnieje, to zyskałby życie wieczne. I wilk syty, i owca cała. Rzadka sytuacja.

Ten „diabelski zakład” tym bardziej jest zasadny, że z tych dwojga: Bóg czy Diabeł, ten drugi daje obecnie więcej dowodów obecności swego istnienia. Trudno więc nie przyznać racji „ateistycznemu teologowi”, Emilowi Cioranowi, który powiada, że nasze czasy charakteryzuje nieobecność Boga. Ani pioruny, ani przekleństwa nie ożywiają już firmamentów, a patrząc na Krzyż, zaczynamy ziewać. „W jakim przytułku odpoczywa ten starzec (Bóg)” – pyta prowokacyjnie rumuński myśliciel.

3.

Zło – lub Zły – o czym pouczał nas ks. Józef Tischner, pojawia się między ludźmi. Zjawia się między nami. Jako zjawa właśnie. Zjawa kłamie i nie kłamie zarazem, grozi i nęci, odbiera jedne nadzieje, by karmić innymi. Zło nęci, zło kusi, zło zwodzi. A nęci, kusi i zwodzi, kiedy obiecuje wielkie rzeczy, kiedy daje człowiekowi możliwość władzy i panowania, gdy zapewnia, że „człek będzie jak bóg”.

Zło nie jest więc realnością bytu. Lub jego braku. Ono zjawia się w chwili, kiedy „ja” staje naprzeciw „ty”: face to face. Czy zatem gdyby nie było człowieka, byłoby zło? Nie. Bo to my, ludzie, możemy i niestety potrafimy je przywołać tak, jak piorunochron ściąga błyskawice. Zło nie jest więc na podobieństwo farby, notuje dalej Tischner, która z zewnątrz zabarwia ludzi. Mamy raczej do czynienia z ruchem przeciwnym: człowiek wyłania się z horyzontu zła – człowiek przychodzi z wnętrza zła jako posłaniec zjawy. Powiada się: „zły człowiek to posłaniec piekła”. Komentarz Tischnera: „piekło jest siłą, której wykonawcami są ludzie. Zło jest w wykonawcach”.

Mam pokusę, i jej ulegnę, by powiedzieć tak: diabeł mieszka w człowieku. Drzemie spokojnie w nas, a objawia się w chwili, kiedy dochodzi do spotkania z drugim. Kiedy z innym człowiekiem wchodzę w relację. Jasne, że natychmiast się pocieszamy, iż nie w każdym z nas sypia bestia, a raczej że tylko w niektórych, najczęściej określanych przez nas, dobrych ludzi, potworami, psychopatami, dewiantami. Jakże złudna to nadzieja. Jakże „diabelska” to sztuczka, by sądzić, że złe rzeczy robią tylko źli ludzie. Jest odwrotnie, dlatego do myślenia powinno dawać, dlaczego złe rzeczy robią, zdawać by się mogło, dobrzy ludzie? Tacy jak my!

4.

Przywołam więc, jeśli pozwolicie, opowieść chorwackiej eseistki i dziennikarki Slavenki Drakulić, która napisała książkę pod złowieszczo brzmiącym tytułem „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy” (lekturę tej książki zawdzięczam polskiemu eseiście Darkowi Czai). Otóż raport Drakulić opisuje bałkańskich zbrodniarzy wojennych, którzy stanęli przed Trybunałem w Hadze. Zbrodniarze, czyli kto: mordercy, którzy dopuścili się terroru w czasie bałkańskiej zawieruchy. Czy byli to nieludzie, jak chcielibyśmy sądzić my, ludzie? Diabły wcielone, których podniecały gwałt i śmierć? Pewnie tak, dlatego czujemy do nich odrazę i wstręt. Nie tak szybko jednak z tym świętym, demonstracyjnym oburzeniem...

Pokusa, by tak mniemać, jest trudna do odrzucenia. A to dlatego, że u podstaw takiego rozumowania leży przyjemnie dla naszego ucha brzmiący sylogizm: „zwyczajni ludzie nie mogliby zrobić tego, co zrobiły te potwory. Jesteśmy zwyczajnymi ludźmi, wobec tego nie możemy popełnić takich zbrodni”. Sęk w tym, że – jak dowodzi Drakalić – te „potwory” to byli zwyczajni ludzie. Mieli pogodne twarze, a nawet miłe usposobienie. To byli ojcowie i mężowie, którzy bawili się ze swoimi dziećmi. To byli sumienni pracownicy, którzy każdego ranka z uśmiechem, gdy wychodzili do pracy, mówili do swoich sąsiadów: „dzień dobry”. Któż by się spodziewał, że w inny słoneczny dzień przedzierzgną się w bezwzględnych morderców, dusząc gołymi rękami swoich dotychczasowych współobywateli, gwałcąc ich córki i żony. I teraz, raz jeszcze, pytanie: dlaczego dobrzy ludzie robią tak złe rzeczy?

To nie jawni psychopaci, monstrualne potwory są problemem – z nimi spokojnie dalibyśmy sobie radę. Oni stanowią, na szczęście, wyjątki. Ba, im nawet należałoby współczuć, okazać miłosierdzie, zamiast prowadzić na szubienice. Prawdziwym problemem są „zwykli ludzie”, „mili sąsiedzi”, czyli większość z nas, w których – jak się okazuje – drzemie bestia. Demon, gotowy w każdej chwili się przebudzić, by siać gwałt, zniszczenie i okrucieństwo. I nieważne, czy ktoś jest biedny czy bogaty, biały czy czarny, hetero- czy homoseksualny, ma poglądy lewicowe czy prawicowe.

Nie dajecie wiary? Wiem. Trudno się z tym pogodzić. A jednak... Drakulić swoją książkę kończy opisem sytuacji, która właśnie jest nie-do-wiary i nie-do-wyobrażenia. Opisuje jeden z tych normalnych dni w więzieniu Scheveningen, gdzie siedzieli bałkańscy zbrodniarze. Pokazuje, jak wczorajsi, zajadli wrogowie na śmierć i życie siedzą teraz przy jednym stole, wspólnie gotują i rozmawiają. Jedyne, co im teraz pozostało do zabicia, to czas – dopowiada gorzko Czaja. „Jeśli braterstwo i jedność między niedawnymi zaciekłymi wrogami jest istotnie epilogiem wojny, człowiek się zastanawia: po co to wszystko? Gdy patrzy się na wesołych chłopców w areszcie w Scheviningen, odpowiedź wydaje się prosta: po nic”.

Po NIC jest zło! A więc: mogłoby go nie być. Czy wręcz: powinno go nie być. Paradoks jednak na tym polega, że kiedy idzie o zło, jakie człowiek może czynić drugiemu człowiekowi, i to właściwie po NIC, to musimy być gotowi na to, by wyobrazić sobie rzeczy niewyobrażalne. Nieludzkość – czy też diabelskość – jest w ludzkiej mocy. Mojej i Twojej.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną