Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Lekcja ósma: Śmierć

Pofilozofuj z Jarkiem Makowskim. Lekcja ósma: Śmierć

KŻ / Polityka
To nie śmierć jest naszym wyzwaniem. To nie ona powinna przerażać. Przerażać powinno życie.
KŻ/Polityka

To jedna z najlepszych rzeczy, jaka może się dzisiaj przytrafić polskiej edukacji: filozofia wraca do szkół. Cieszy to tym bardziej, że trudno zliczyć, ile to razy w ostatnim czasie zapraszano nas na pogrzeb filozofii. Jeśli więc jesteś człowiekiem młodym, nie chcesz myśleć sztampowo i powtarzać utartych opinii, ale chcesz rozumieć świat w jego całej złożoności – musisz to zrobić. Podejmijmy razem tę intrygującą przygodę, jaka wiąże się z poznawaniem filozofii.

LEKCJA ÓSMA: ŚMIERĆ

1.

To słowo wywołuje dreszcz. Burzy spokój. Przeraża. To słowo wypowiadamy, jak pewnie sami dobrze wiecie, po cichu. Szeptem. Tak by nikt nie słyszał. Żebyśmy nawet sami, jeśli już musimy to słowo powiedzieć, bo inaczej się nie da, gdyż straciliśmy ukochaną osobę bezpowrotnie, to najlepiej tak, by jednak zabrzmiało niewyraźnie. Śmierć!

Dlaczego śmierć tak przeraża i trwoży? Dlaczego na samą myśl o niej, choć przecież – jak w dziele Jacka Malczewskiego, przybiera twarz pięknej kobiety – dostajemy gęsiej skorki? Tracimy oddech, a nasze ciało ogarnia niemiły chłód? Otóż śmierć przeraża, gdyż przychodzi jak złodziej. W nocy. W chwili, kiedy się jej nie spodziewamy. Kiedy chcemy, by do tego spotkania, spotkania ze śmiercią, jednak nie doszło. Dlatego gotowi jesteśmy za Emilem Cioranem, rumuńskim myślicielem, powiedzieć: „Śmierć jest czymś odrażającym, je­dyną ob­sesją, która nie może stać się rozkoszna”.

A więc śmierć nie dość, że nie daje żadnej rozkoszy, to jeszcze – jak przekonuje francuski filozof Vladimir Jankélévitch – jest tym, „co nieuchronne”. I dodaje bez znieczulenia: „Człowiek to istota skazana na śmierć, od tego wyroku nie ma apelacji”. Czy zatem powinniśmy się pogodzić, ba, wziąć za dobrą monetę tę brutalną prawdę, że z prochu powstajemy i w proch się obrócimy?

2.

Jasne, tak byłoby i sensowniej, i – przede wszystkim – uczciwiej. Ale człowiek dzisiejszy, Ty i ja, lęka się śmierci niczym diabeł święconej wody. Kultura współczesna, wiedziona trucizną przybierającą postać pokusy, żyje mitem wiecznej młodości. Postanowiła więc, wbrew faktom, śmierć pokonać. Przezwyciężyć. Jakich zatem imamy się sposobów, by „to, co nieuchronne”, nie dopadło nas w ciemną noc znienacka?

Po pierwsze, jesteśmy pojętnymi uczniami greckich filozofów, którzy pouczali, że śmierć nie jest taka straszna, jak ją niektórzy malują. Kiedy my żyjemy, śmierci nie ma, kiedy śmierć przychodzi, to nas już nie ma. Jeśli więc nie żyjesz na pełnych obrotach, jeśli nie wyciskasz życia jak cytrynu, jeśli nie nadajesz mu barwy przyjemności, toś naiwny frajer.

Po drugie, dzięki popkulturze staramy się odebrać powagę każdej sprawie, nie tylko polityce czy miłości, ale także śmierci. Tej śmierci, której, zdawać by się mogło, powagi odebrać nie sposób. Nie szczędzimy więc wysiłku, by śmierć i grozę, którą ze sobą niesie, poddać procesowi banalizacji. W popkulturze symbolem śmierci jest pusta dynia, do której wstawia się świeczki i wycina wielkie kły oraz groźne oczyska tak, by całość straszyła przechodniów. Nie dziwi zatem, że Halloween obchodzony w noc poprzedzającą Wszystkich Świętych jako maskarada przebierańców i strachów jest dziś tym dniem (w niektórych krajach, jak Irlandia, jest to nawet święto państwowe), w czasie którego przednio się bawimy.

Po trzecie, żyjemy w kulturze, która bije pokłony przed młodością, witalnością i przyjemnością, a na boczny tor usuwa ból i cierpienie. A więc śmierć i związane z nią kody. Dziś cmentarze buduje się z dala od naszych domostw (tuż pod nosem budujemy centra handlowe i kliniki odnowy biologicznej), by nie przypominały o tej przykrej prawdzie, że każdy z nas jest śmiertelny. Ceremonie pogrzebowe przypominają miłe zjazdy przyjacielskie i rodzinne, gdzie serwuje się lampkę dobrego wina i koreczki z oliwkami. Nie dziwi więc, że zniknęły też zawodowe płaczki, które jeszcze do niedawna zawodziły w czasie pogrzebu, przyprawiając żałobników o szybsze bicie serca. Nawet zmarły poddawany jest ostatnim zabiegom pielęgnacyjnym, po których wygląda tak, jakby dopiero co wrócił z wczasów w jakimś ekskluzywnym ośrodku SPA, gdzie zażywał seansów odnowy biologicznej.

I rzecz ostatnia: Zygmunt Bauman notuje, że dziś się nie umiera w sposób naturalny. Umiera się zawsze na „coś”. Śmierć zawsze ma swoją przyczynę – choroba, wypadek, nałóg... Ta „racjonalizacja” przyczyn śmierci, którą tropimy ze starannością dociekliwego detektywa, ma nas przekonać, że gdyby odpowiednio wcześniej wykryto chorobę, że gdyby nie zły zbieg okoliczności czy niezdrowy nałóg, człowiek, który jest martwy, wciąż by żył. Innymi słowy: chodzi o to, by pokazać, że śmierć nie jest czymś naturalnym, ale efektem naszych ludzkich zaniedbań. Umieramy, jeśli można tak powiedzieć, „na własne życzenie”.

3.

Czy wszystkie te zabiegi i sztuczki, do których się uciekamy, by okiełznać śmierć, nie są rodzajem tabletek przeciwbólowych, które mają uśmierzyć nasz lęk przed radykalnie nieznanym? Czyż nie lepiej byłoby pogodzić się z tym, co nieuchronne?

Jasne, że pogodzenie się ze śmiercią, czyli z tym, co nieuchronne, to przyjęcie odpowiedzialności za życie, jakie żyjemy. Tu i teraz. To nie śmierć jest naszym wyzwaniem. To nie ona powinna przerażać. Przerażać powinno życie. Czyli to, co wydarza pomiędzy się pomiędzy dwoma chwilami: „powstałeś z prochu” i „w proch się obrócisz”. A zatem trzeba mieć odwagę, jak mówi francuski filozof Paul Ricoeur, „żyć aż do śmierci”. Żyć aż do śmierci, czyli przeżywać życie tak, by nie żałować ani jednej chwili. Tylko wtedy śmierć niestraszna.

Śmierć to też, jak myślę, chwila wyzwolenia. Albo: uwolnienia. W życiu, jak to w życiu, jesteśmy uwikłani w rozmaite relacje i zależności. W życiu zawsze ktoś ma nad nami władzę. Tylko śmierć zrywa tę relację. Tylko śmierć, jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, czyni nas wolnymi. Wyzwala. Bo tylko nad umarłymi nikt nie ma władzy.

I rzecz ostatnia: śmierć nie jest końcem (choć dla zmarłego fizycznym, rzecz jasna, jest) w tym sensie, w jakim żyjemy w pamięci innych. Tu symbolem pamięci są cmentarze, które masowo odwiedziny w czasie Wszystkich Świętych. Cmentarz więc to nie tyle, jak pisał ks. Józef Tischner, miejsce rozstania, ile miejsce spotkania. To tu, na cmentarzu, zmarły jest przywracany życiu – dzięki pamięci. Za sprawą wspomnień i opowieści. Opowieść i pamięć to chwila „zmartwychwstania”.

A jeśli tak, to żywi nie istnieją bez umarłych, ale umarli nie istnieją bez żywych. Czyż nie jest więc prawdą, że żyjąc, umieramy, ale umierając, znów zaczynamy żyć? Czyż nie tu skrywa się tajemnica relacji między umarłymi i żywymi? Tajemnica między życiem a śmiercią?

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną