Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Dron na telefon

Bezzałogowce będą ratować życie

Drony mogą zrewolucjonizować medycynę ratunkową. Drony mogą zrewolucjonizować medycynę ratunkową. Gualtiero Boffi/Alamy Stock Photo / BEW
W Krakowie powstaje projekt, który może przyspieszyć udzielanie pierwszej pomocy. W sukurs ratownikom nadlecą bezzałogowce.
Skonstruowanie drona do transportu urządzeń medycznych to żadna trudność.Alamy/BEW Skonstruowanie drona do transportu urządzeń medycznych to żadna trudność.

Co roku 400 tys. Europejczyków, w tym 40 tys. Polaków, pada na ziemię jak rażeni piorunem. Wskutek nieoczekiwanego zatrzymania serca ustaje funkcja pompowania krwi do mózgu, więc ofiara traci przytomność, zamiera oddech i śmierć może nadejść w ciągu kilku minut. Najczęstszą przyczyną tej dramatycznej sytuacji – której świadkami możemy być w sklepie, na ulicy czy w podróży – jest awaria elektrycznego układu zawiadującego skurczami przedsionków i komór, bez względu na wiek i ogólny stan zdrowia poszkodowanego. Takie zaburzenie bywa zwykle następstwem choroby niedokrwiennej serca, czyli popularnej wieńcówki, ale nie jest to wcale regułą i może spotkać każdego.

Jak zauważył kiedyś znany kardiolog prof. Tomasz Pasierski, opinia publiczna myli się, uważając – zazwyczaj na podstawie medycznych seriali telewizyjnych – że trzy czwarte akcji reanimacyjnych, podjętych wobec osób nieprzytomnych, przynosi oczekiwany skutek. W rzeczywistości odsetek chorych, u których serce wraca do pracy, nie przekracza 10 proc.

To głównie wina opieszałości przy udzielaniu pierwszej pomocy – zaznacza prof. Janusz Andres, prezes Polskiej Rady Resuscytacji. Resuscytacja, czyli ożywianie, jest terminem, który brzmi fachowo, ale każdy z nas powinien znać reguły postępowania w takich wypadkach. – Najczęstszy błąd popełniany przez świadków zdarzenia to brak zainteresowania, często ze strachu, że mogliby zaszkodzić – uważa prof. Andres i zapewnia: – Nawet jeśli masaż serca miałby połamać komuś żebra, to i tak będzie to niewielka krzywda, jeśli uda się uratować czyjeś życie.

Przede wszystkim czas

Czas udzielenia pierwszej pomocy ma bezpośredni wpływ na powodzenie reanimacji. Widać to najlepiej w miastach, gdzie służby ratownicze działają bez zarzutu i zazwyczaj do 8 minut od wezwania pomocy są już przy poszkodowanym. Korki w godzinach szczytu wydłużają jednak dojazd. Poza aglomeracjami dotarcie do ofiar zajmuje służbom medycznym co najmniej kwadrans. – Długo wydawało się, że nic się tu nie zmieni – mówi prof. Andres. – Ale odkąd w centrach handlowych, na lotniskach, dworcach i w stacjach metra pojawiły się automatyczne defibrylatory, sytuacja się poprawiła. Takie urządzenie w rękach przypadkowego świadka czyni z niego profesjonalnego ratownika.

Użycie defibrylatora nie wymaga kursu udzielania pierwszej pomocy, ponieważ aparat ma wmontowany głośnik i nagranie, które informuje na bieżąco, jak zachować się przy poszkodowanym. Wystarczy wykonywać wydawane głośno polecenia i prowadzić resuscytację pod ich dyktando aż do przyjazdu karetki. Jeszcze kilkanaście lat temu w Polsce uważano defibrylację za potencjalnie groźną procedurę medyczną i upoważnieni byli do niej jedynie lekarze. Podejście się jednak zmieniło. – Obsługa defibrylatorów jest dziecinnie prosta – twierdzi prof. Andres. – Nie znam przepisu, który zakazywałby tego laikom, zwłaszcza gdy kierują się szlachetnymi pobudkami ratowania życia.

Prof. Henryk Kierzkowski od dawna mieszka w Szwajcarii. 30 lat pracy naukowej w Graduate Institute of International Studies w Genewie poświęcił inwestycjom w nowe technologie, ale po przejściu na emeryturę mówi: – Oddałbym wszystkie swoje publikacje i książki, aby móc zrobić jeszcze coś pożytecznego dla innych.

Tak zrodził się pomysł, by zrewolucjonizować medycynę ratunkową. Profesor mieszka w dolinie otoczonej winnicami na stromych zboczach Alp, nad które kilka razy w roku nadlatują drony, by zdalnie badać właściwości gleby. – Przyszło mi do głowy, czy te nowoczesne latające maszyny nie mogłyby wyręczać karetek pogotowia w transporcie sprzętu medycznego. W Krakowie znalazłem firmę, która lotnictwem bezzałogowym zajmuje się od kilku lat.

Dziś prof. Kierzkowski wspólnie z Michałem Wojasem ze spółki FlyTech UAV opowiadają o swoim projekcie, który wkrótce może się urzeczywistnić. W hipotetycznej sytuacji, gdy turysta doznaje nagłego zatrzymania krążenia na zatłoczonym rynku w Krakowie, strażnik miejski będący świadkiem zdarzenia (lub powiadomiony o nim), zamiast wzywać pogotowie, przez aplikację na smartfonie zgłasza zapotrzebowanie na defibrylator. Dyspozytor w centrali odbiera sygnał i szybko lokalizuje najbliższego drona, którego wypuszcza ze stacji wraz z zamontowanym defibrylatorem. W ciągu trzech minut urządzenie nadlatuje w pobliże ofiary, ściągane na ziemię przez nadajnik telefonu komórkowego, przez który strażnik wezwał pomoc.

To nie ratownik szuka defibrylatora, tylko defibrylator znajduje ratownika obecnego przy poszkodowanym – przedstawia swoją wizję prof. Kierzkowski. A wykonawca dronów Michał Wojas potwierdza: – Skonstruowanie drona do transportu urządzeń medycznych to żadna trudność, wiele firm już się tym zajmuje. Ale potrzebny jest następny krok: chcemy wytyczyć w powietrzu autostrady, po których drony będą mogły się bezpiecznie przemieszczać.

Potrzebne procedury

W przypadku dronów chodzi o wytyczenie bezkolizyjnych tras przelotu, aby nie stwarzały zagrożenia dla innych statków powietrznych, linii elektrycznych, nie zawadzały o dachy budynków czy wieże kościołów. Drony latają do pułapu 2 km, choć najczęściej na wysokości 100 m, osiągając prędkość do 100 km/godz.

Michał Wojas, który jest zawodowym pilotem i w swojej firmie od czasów studenckich rozwija pasję do lotnictwa bezzałogowego, z dużym niepokojem obserwuje obecną modę na drony, która lekceważy przepisy prawa lotniczego oraz pułapki miejskiej infrastruktury. – Wszystkim się wydaje, że to dobra zabawa mieć takiego drona, nauczyć się nim sterować, robić zdjęcia z góry lub wykorzystywać w innych celach – mówi. – Ale przecież powinno chodzić o to, by posługiwać się dronami z sensem, bo naprawdę są użyteczne.

Nie ma problemu ze skonstruowaniem tych urządzeń, chodzi o stworzenie procedur, by bezpiecznie wystartowały na wezwanie i doleciały w żądane miejsce. Napisanie aplikacji, którą będą posiadać w swoich telefonach komórkowych służby miejskie oraz przeszkoleni ratownicy, to zdaniem informatyków też żadne wyzwanie. Trudniejsze mogą się okazać zmiany legislacyjne, zezwalające na poruszanie się dronów w przestrzeni publicznej, oraz działająca bez zarzutu sieć łączności.

Taka sieć umożliwiająca sterowanie ruchem dronów powstaje właśnie w ramach krakowskiego projektu, bo – jak mówi prof. Kierzkowski – aby przyciągnąć inwestorów, trzeba pokazać im w praktyce, jak będą działać w mniejszej skali. Na przykład podczas symulowanego festynu, zorganizowanego nocą na krakowskich Błoniach. – Trzy drony rozstawimy w ukryciu, ktoś upozoruje utratę przytomności w środku imprezy. Ratownicy uruchomią aplikację wzywającą drony do błyskawicznego dostarczenia defibrylatorów. Gdy operacja uda się sto razy, wszyscy uwierzą, że taki system w dużych aglomeracjach ma sens.

Prof. Janusz Andres już teraz gotów jest w to uwierzyć, choć zastrzega, że krakowski projekt, który zna pod kryptonimem Drone 4 Heart (z ang. Dron dla Serca), jawi mu się ciut nieprawdopodobnie: – Chciałbym to zobaczyć na własne oczy, bo opisy teoretyczne mogą brzmieć fantastycznie. Jeśli taki system okaże się lepszy niż rozmieszczenie stacjonarnych defibrylatorów w mieście, będę zachwycony.

Autorzy projektu nie mają wątpliwości, że ich pomysł skraca czas podjęcia efektywnej reanimacji co najmniej o połowę. Ofiara nagłego zatrzymania krążenia nie musi liczyć na szczęście, że straci przytomność akurat w pobliżu miejsca, gdzie zamontowano defibrylator – dron przyleci z nim w żądane miejsce szybciej, niż dostarczyć go może karetka. Dziś świadkowie takich zdarzeń, choć mogliby pomóc natychmiast, przeważnie nie wiedzą, gdzie defibrylatory są rozmieszczone. Muszą decydować, czy ratować nieprzytomnego bez sprzętu, czy tracić czas na jego szukanie. Nie zawsze są inni, gotowi w tym wyręczyć przypadkowego ratownika.

Polska firma ma szansę wprowadzić na światowy rynek unikatowe rozwiązanie o olbrzymiej wartości społecznej – zachwala prof. Kierzkowski, który z powodów patriotycznych, jak mówi, wolał podzielić się swoim pomysłem z krakowskimi inżynierami, niż zacząć go realizować w Szwajcarii. – Szwajcarska poczta zaczyna wykorzystywać drony w dostarczaniu listów w trudno dostępnych rejonach Alp. Wyścig o jak najlepsze zastosowanie tych maszyn już się rozpoczął.

Drony dla Ludzi

FlyTech UAV w ubiegłym roku zakwalifikował się do ścisłego finału prestiżowego konkursu Drony dla Ludzi, organizowanego przez szejków w Dubaju. Jeszcze nie z projektem reanimacyjnym, który kiełkuje od kilku miesięcy, ale z prototypem drona ratującego ludzi tonących na morzu (krakowski dron nie tylko potrafił lokalizować rozbitków, podpłynąć do nich i zapewnić kontakt audiowizualny z ratownikiem, ale też w razie konieczności wypuszczał preparat odstraszający krążące wokół rekiny).

Michał Wojas uważa jednak, że koncepcja Drone 4 Heart jest trudniejsza, gdyż trzeba w nią włączyć służby miejskie oraz przekonać Urząd Lotnictwa Cywilnego i Polską Agencję Żeglugi Powietrznej do uszczelnienia prawa. – Dziś jest ono zbyt liberalne – ocenia krytycznie. – Jeśli ktoś chce się dronami bawić, niech się lepiej zapisze do koła modelarskiego. Użytkowe korzystanie z dronów ma wielką przyszłość, ale wymaga podniesienia standardów i wprowadzenia wielu zabezpieczeń. Nasz projekt jest już na to gotowy.

Polityka 38.2016 (3077) z dnia 13.09.2016; Nauka; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Dron na telefon"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną