Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Zmarł prof. Jerzy Vetulani. Był przewrotnym, niepokornym naukowcem

Prof. Jerzy Vetulani Prof. Jerzy Vetulani Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Prof. Jerzy Vetulani był ważną postacią dla krakowskiego, ale i krajowego środowiska naukowego. Miał 81 lat.

Prof. Jerzy Vetulani na początku marca tego roku uległ wypadkowi – został potrącony przez samochód, gdy wracał piechotą z Instytutu Farmakologii PAN, swoją stałą, ulubioną trasą z ulicy Zielony Most w stronę pętli tramwajowej w Bronowicach. Trafił do szpitala w stanie ciężkim. O jego śmierci poinformował oficjalny serwis miasta Krakowa.

„Wielka strata dla Krakowa i dla kraju. Jerzy Vetulani był jednym z tych niewielu ludzi, których lubią i szanują wszyscy. Rozsiewał wokół siebie humor i inteligencję, zaprawiając dobrym słowem. Wszyscy czuli się dobrze w jego towarzystwie. Szkoda” – wspomina prof. Jan Hartman na Facebooku.

Prof. Jerzy Vetulani – naukowiec przewrotny

Prof. Jerzy Vetulani urodził się w 1936 r. w Krakowie. Studiował biologię i chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od lat 50. związany z Instytutem Farmakologii PAN. W ostatnim czasie pracował tam jako wiceprzewodniczący Rady Naukowej. Był członkiem wielu naukowych gremiów, w tym Polskiej Akademii Nauk, Polskiej Akademii Umiejętności i Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.

„Poznajcie naukowca, który nie brzydzi się narkotyków. Prof. Jerzy Vetulani ceni seks i nie neguje eutanazji. Jak z takimi poglądami udało mu się przetrwać w Krakowie?” – pisał w POLITYCE Paweł Walewski przy okazji premiery książki „Mózg i błazen”, wywiadu rzeki, jakiego prof. Vetulani udzielił naszemu dziennikarzowi Marcinowi Rotkiewiczowi. Książka miała premierę w maju 2015 r.

Paweł Walewski notował wówczas: „Każdy dziennikarz piszący o medycynie i neurobiologii powinien znać numer telefonu prof. Jerzego Vetulaniego”. Niżej publikujemy tekst w całości:

***

Mało kto potrafi w Polsce przekładać trudną wiedzę o mózgu na prosty język i tak barwnie opowiadać o procesach, które rządzą emocjami. Na przykład o tym, jak leki lub substancje stymulujące zmieniają funkcje psychiczne.

Większość akademickich wykładów na ten temat kończy się – w zależności od miejsca, gdzie odczyt się odbywa – ponurą pointą, że to najkrótsza droga do piekła lub utraty zdrowia. Atmosfera podczas tych referatów bywa śmiertelnie poważna, bo jak tu żartować z narkotyków, trucizn i dopalaczy? Ale prelekcje prof. Vetulaniego są na ten temat inne: sugestywne i nacechowane poczuciem humoru. Jeden z najbardziej intrygujących polskich psychofarmakologów i neurobiologów nigdy nie ukrywał, że przez połowę życia palił jak smok, nie stronił od marihuany ani amfy, a zdarzyło mu się nawet w krakowskim Instytucie Farmakologii przyjmować stymulanty skutecznie dopingujące go do pracy.

Dziennikarze lubią prof. Vetulaniego, bo każda rozmowa z nim jest pełna anegdot i swoje nawet najbardziej wywrotowe koncepcje potrafi doskonale uzasadnić, czym zniechęca potencjalnych polemistów. Profesor w styczniu skończył 79 lat, lecz dopiero teraz ukazuje się pierwsza kompletna książka o jego życiu i pracy zawodowej, napisana w modnej ostatnimi czasy formie wywiadu rzeki. Autorem jest Marcin Rotkiewicz, dziennikarz działu naukowego POLITYKI, zajmujący się na co dzień popularyzacją zagadnień, którym Vetulani poświęcił zawodowe życie. Otrzymujemy dzięki temu rozmowę rzeczywiście o kimś i o czymś. Trzeba przyznać, że Rotkiewicz niezbyt często ustawia się w kontrze przy tematach najbardziej kontrowersyjnych, nie spiera się o nic z Vetulanim zaciekle, bo najwyraźniej osobiście jest po jego stronie (gdy ten domaga się na przykład legalizacji marihuany lub tłumaczy swoją niewiarę w Boga). Jednak żadna, nawet najbardziej kategoryczna opinia profesora nie przechodzi bez pytania o uzasadnienie. Z każdej musi się dziennikarzowi wytłumaczyć, dzięki czemu poznajemy nie tylko barwną biografię naukowca i jego osobiste poglądy na życie, ale też mamy okazję do poszerzenia wiedzy o mechanizmach rządzących mózgiem i funkcjach psychicznych. Trudne problemy neurobiologii są przy tym wyłożone w bardzo przystępny sposób. To lektura dla odbiorców o każdym profilu wykształcenia.

Pochwała substancji odurzających

Opinie profesora mogą się wydać w wielu miejscach sporne, może nawet wywrotowe (twierdzi na przykład, że substancje odurzające miały wpływ na dzieła religijne, poczynając od Biblii, a skończywszy na encyklikach niektórych papieży), ale przytoczona w książce argumentacja takiego osądu wskazuje, że nie jest to wcale powód, by te księgi dyskredytować lub wyśmiewać ich autorów. W przeciwnym razie musielibyśmy z literackiego parnasu usunąć również Rimbauda, Balzaca, Zolę, Witkacego – których według prof. Vetulaniego można zaliczyć do „klubu twórców palących haszysz”.

Prof. Vetulani to ten rzadki w Polsce typ człowieka, który zachowuje wiele tolerancji dla innych poglądów, szanuje je i nie próbuje ich za wszelką cenę zwalczać. Sam, będąc w pewnym stopniu buntownikiem, życzyłby pewnie sobie, aby inni zechcieli tolerować również jego podejście do religii czy używek, jednak wywodząc się z krakowskiego środowiska, zdaje się, dawno już porzucił wiarę, iż ludzie mogą być wobec siebie wyrozumiali bezwarunkowo.

„Każda ideologia musi ustąpić w konfrontacji z postępem nauki” – pociesza się prof. Vetulani, czym od dawna sprowadza na siebie gromy ze strony mających zazwyczaj nikłą wiedzę ideologów. Jednak skłonności do prowokacji, żartów, a nawet złośliwości nie ubyło mu z wiekiem, więc krytyką się nie przejmuje, od dzieciństwa lubił robić psikusy. Stąd oddający naturę bohatera tytuł książki: „Mózg i błazen” (będący nawiązaniem do słynnego eseju Leszka Kołakowskiego „Kapłan i błazen”), a w wielu miejscach żartobliwy ton rozmowy.

„Już Amerykanie pytali mnie: czy ty na pewno jesteś profesorem? – wyznaje. – Dla mnie posągowość często jest podejrzana, sztuczna i nadęta”. Może tym właśnie zjednał sobie przyjaźń krakowskiej bohemy, ale również szacunek Karola Wojtyły, z którym przyjaźniła się w Krakowie rodzina Vetulanich?

„Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z mojego stosunku do religii, jednak nie próbował ingerować – zdradza profesor. – Co więcej, kiedy już został papieżem, zapraszał mnie z żoną na prywatne śniadania i kolacje do Watykanu, choć nie mamy ślubu kościelnego. Traktował nas na specjalnych zasadach”. O czym ze sobą rozmawiali i w czyjej obecności te spotkania dwójki krakusów przebiegały, prof. Vetulani opowiada tak samo szczerze, jak o najbardziej intymnych faktach z własnego życia. Gdy podczas jednej z prywatnych audiencji papież przywitał dawno niewidzianego profesora: „O, posiwiałeś!”, ten odparł natychmiast: „Czarna owca też bieleje”, nawiązując do swojego charakteru i tego, jak nazywano go w domu, w którym Wojtyła bywał podczas rodzinnych uroczystości. Dużym walorem książki jest to, że jej bohater – w świecie polskiej nauki bardzo ceniony – potraktował ją jak spowiedź życia. Bez cenzury. Z werwą opowiada nie tylko o swojej młodości i studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale też na przykład o początkach krakowskiej Piwnicy pod Baranami, gdzie bywał i występował w roli konferansjera pod nieobecność Piotra Skrzyneckiego, oraz o artystach, z którymi pił, bawił się, a nieraz im dogryzał.

„Gdyby spojrzeć na wiele rzeczy, które tam robiłem, porównałbym tamtą atmosferę do działania marihuany, kiedy ludziom się wydaje, że odkrywają nowe światy” – oto opinia biochemika i biologa Vetulaniego (wtedy studenta) o tamtych czasach, spędzonych ramię w ramię ze swawolną cyganerią, którą wspomina czule, choć bez żadnej taryfy ulgowej. Wiesława Dymnego nie waha się nazwać „niesłychanie inteligentnym chamem, który w dodatku dużo pił” – ale lubili się bardzo. Podobnie Kika Szaszkiewiczowa, artystka Piwnicy, mówiła o nim „uroczy, choć nieznośny”, gdyż stale jej dokuczał, przezywając starą i grubą (17 lat starsza od Vetulaniego, zmarła w ubiegłym roku; jej pogrzeb wspomina jako „najmilszy i najweselszy, jaki widział cmentarz Rakowicki”).

Zaczepny i szczery do bólu

Kto zna profesora, nawet tylko z wykładów, ten domyśla się, jaki może być na co dzień – i taki jest podczas rozmowy z Marcinem Rotkiewiczem: trochę sztubacki, zaczepny, szczery do bólu. Z detalami opisuje swoje towarzyskie, zawodowe, a nieraz i polityczne kontakty nawiązywane wokół krakowskiego Rynku, przez co cała ta opowieść nabiera wyjątkowego smaku i pikanterii. Czegoś żałuje? Nie, nawet udziału w przegranych z kretesem wyborach na prezydenta Krakowa w 2002 r. (poparcie wyniosło zaledwie 1,19 proc., gdyż zdobył skromne 2375 głosów; obecnie może się pochwalić dużo większą liczbą lajków na Facebooku): „Podchodzę do takich spraw następująco: z każdego doświadczenia wyciągam wnioski. Z każdej afery politycznej czy seksualnej człowiek coś wynosi. Zwłaszcza jak uda mu się z tego wyjść bez zarażenia chorobami wenerycznymi, co mi się udało”.

Krnąbrna natura uczyniła z prof. Vetulaniego pracowitego naukowca i duszę każdego towarzystwa – człowieka renesansu, który kocha naukę, a przy tym nie stronił nigdy od zabawy. To mógłby być nawet dobry przykład dla młodego narybku uniwersyteckiego, który nie potrafi się dziś często odnaleźć w pracy ze swoimi prywatnymi pasjami i poświęca je na rzecz zawodowej kariery. Warto poznać jednego z najwybitniejszych polskich uczonych (i jednego z najczęściej cytowanych w dziedzinie nauk biomedycznych), potrafiącego żyć pełnią życia bez zaniedbywania obowiązków. Czy pomogły w tym prof. Vetulaniemu własne badania nad lekami przeciwdepresyjnymi oraz pobłażliwe traktowanie używek, nie jest tu najważniejsze. Szacunek do ludzi, wrażliwość i pogoda ducha to jednak wciąż kwestia raczej charakteru niż nawet najdoskonalszych proszków.

Marcin Rotkiewicz, Mózg i błazen; Rozmowa z Jerzym Vetulanim; Wyd. Czarne, Wołowiec 2015, s. 185.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną