Do nieszczęścia doszło ponad miesiąc wcześniej, 2 marca wieczorem. Profesor, który wracał do domu z krakowskiego Instytutu Farmakologii, został potrącony przez samochód dostawczy na przejściu dla pieszych na ul. Balickiej. Być może nie zauważył nadjeżdżającego auta, gdyż od dawna chorował na jaskrę, a od kilku lat nie był już w stanie czytać drukowanych normalną czcionką tekstów. Ponadto przejście, na którym doszło do tego tragicznego wypadku, jest źle oznakowane i nocą praktycznie nieoświetlone.
W takich sytuacjach najczęściej mówi się o zupełnie bezsensownej śmierci. Odejście prof. Vetulaniego jest bezsensowne po stokroć. Profesor tryskał bowiem energią, humorem oraz świetnie sobie radził z problemami ze wzrokiem m.in. za pomocą komputera, a przede wszystkim dzięki wsparciu najbliższej rodziny. Był też rozchwytywany: tylko na marzec zaplanowano 17 różnych Jego wystąpień, w tym to najważniejsze: w ramach krakowskiego Tygodnia Mózgu, na które – jak zawsze – przyszłyby tłumy ludzi, a spóźnialscy nie pomieściliby się w sali wykładowej.
Prof. Vetulani był nie tylko cenionym neurobiologiem i biochemikiem, zawodowo do końca życia związanym z Instytutem Farmakologii PAN, gdzie przez wiele lat kierował Zakładem Biochemii Mózgu, oraz jednym z najczęściej cytowanych polskich uczonych w dziedzinie biomedycyny. Jego żywiołem – szczególnie po przejściu na emeryturę – okazała się popularyzacja nauki, a jako wykładowca nie miał sobie równych. Dowcipne, złośliwe, prowokujące, a przede wszystkim ciekawe i mądre – takie były wystąpienia Profesora, w trakcie których nie sposób było się nudzić.
I trudno się dziwić, bo prof. Vetulani już od czasów studenckich zasłynął jako świetny showman.