Tomasz Targański: – Materiały otaczają nas zewsząd, ale pana zdaniem nie darzymy ich szacunkiem, na jaki zasługują.
Mark Miodownik: – Zgadza się. Przyjmujemy za pewnik, że są. Nie umiemy ich podziwiać, choć to one nadają kształt naszemu światu i dosłownie utrzymują cywilizację. Gdyby jakimś magicznym sposobem wszystkie tworzywa na świecie nagle zniknęły, znaleźlibyśmy się nadzy pośrodku niczego. Poza tym materiały odgrywają również ważną rolę cywilizacyjną. Otaczamy się nimi i przypisujemy im jakieś znaczenie. Są dla nas ważne, uosabiają nasze ideały, wyrażają tożsamość. Tysiące lat temu, gdy tylko wynaleźliśmy narzędzia, zaczęliśmy tworzyć biżuterię. Robiliśmy i robimy to, bo chcemy wyrażać siebie za pomocą realnych przedmiotów. Lubimy je dotykać, wąchać. Dzięki nim jesteśmy bardziej ludźmi.
Czy istnieje jakiś uniwersalny sposób na upowszechnienie danego materiału? Na ile jest to wynik naszych codziennych potrzeb? A może decydującą rolę gra przypadek?
Zwykle dzieje się tak, że ludzie wynajdują jakiś materiał, ale nie wiedzą, do czego go użyć. Czasem trzeba kilku stuleci, by znaleźli dla niego zastosowanie. Weźmy na przykład gumę. Korzystali z niej już Aztekowie, ale głównie w celach, powiedzmy, rekreacyjnych. Ale kto nie zwariowałby dla gumowej piłki! Dopiero na początku XX w. Zachód „odkrywa” gumę i niemal od razu robi z niej rzeczy masowego użytku: opony, podeszwy. Tak więc pojawienie się danego tworzywa i jego wartość zależy od wielu okoliczności. Nawet te, bez których dziś nie wyobrażamy sobie życia, pojawiły się przypadkiem.
Ma pan na myśli…
Stal nierdzewną. W 1913 r. inżynier Harry Brearley, pracujący w zakładach metalurgicznych w Sheffield, chciał stworzyć wytrzymalsze lufy dla wojska.