Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego otrzymał od parlamentarzystów, po wczorajszej zmianie ustawy, prawo do rozpoczęcia kształcenia na nowym kierunku lekarskim.
W tym akurat nie ma nic dziwnego, bo nie jest to pierwsza uczelnia w Polsce pozbawiona zaplecza medycznego, która od dawna rwie się do otwarcia takiego wydziału. W dobie braku lekarzy starania większości szkół wyższych, nawet bardzo prowincjonalnych, zostają zwieńczone sukcesem, lecz dopiero za kilka lat dowiemy się, czy adepci medycyny z tych nowych uczelni paramedycznych są dobrze przygotowani do pracy. Pierwszym weryfikatorem będzie oczywiście państwowy egzamin obowiązujący wszystkich absolwentów medycyny po sześciu latach studiów i stażu. Drugim, i nie mniej ważnym – codzienna praktyka.
Czytaj także: Lekarze rezydenci protestują – dlaczego?
Liczy się ilość czy jakość?
To, co oburza w tym wypadku, to pośpiech prezentowany przez władze uczelni i występujących w ich imieniu posłów, by zdążyć z nadaniem nowych uprawnień przed Ustawą 2.0 Jarosława Gowina.
W UKSW nie kształcono do tej pory żadnych kadr dla ochrony zdrowia (mam tu na myśli lekarzy, pielęgniarki i ratowników medycznych), nie współpracowano z żadnym szpitalem klinicznym – a takie wymogi stawia nowe prawo planowane przez obecne Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Nie wchodząc w szczegóły Ustawy 2.0, zakwestionowane zresztą niedawno przez studentów i wspierających ich akademików, w przypadku medycyny wprowadza ona ograniczenia dla uczelni, które chciałyby otwierać nowe kierunki lekarskie w przyszłości. I UKSW, gdyby wczoraj nie doczekał się zmiany w ustawie o własnej działalności, też byłby w kropce – ale usłużni posłowie pomogli, przepchnęli, co trzeba i od października uniwersytet ten będzie mógł kształcić lekarzy.
„Biorąc pod uwagę znaczący niedobór kadr medycznych w Polsce, kształcenie lekarzy na Uniwersytecie przyczyni się do chociażby częściowego zniwelowania tego problemu” – można przeczytać w uzasadnieniu. Ale konia z rzędem temu, kto dziś może zapewnić, że absolwenci medycyny po UKSW rzeczywiście wypełnią tę bolesną lukę. Studiowanie medycyny to nie filozofia ani teologia – do tego potrzebna jest odpowiednia baza i wysoko wykwalifikowana kadra. Jeśli nasze państwo stawia na ilość, czyli szybkie i byle jakie wykształcenie medyków, będziemy wkrótce mieli zastępy felczerów z dyplomami politechnik, szkół technicznych i teologicznych. Oni rzeczywiście nie wyjadą z Polski, gdyż w innych krajach nikt ich nie będzie chciał zatrudnić.
Na czym polega szczególna etyka?
Najbardziej jednak oburzający jest inny argument, który zadecydował o przyznaniu UKSW prawa do otwarcia nowego kierunku. Jego główną ideą ma być bowiem „kształcenie kadr medycznych wyróżniających się szczególną postawą etyczną”. To absolwenci z innych uczelni medycznych nie wyróżniają się taką postawą, a ci akurat będą?
„To, co szczególnie stanowi o wyjątkowości UKSW to przede wszystkim etyka i wartości, które będą tworzyć nową jakość w medycynie” – perorował były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł w ubiegłym roku, gdy zapadła decyzja, iż UKSW rozpocznie ścisłą współpracę przy kształceniu studentów z Wojskowym Instytutem Medycznym.
Czytaj również: Warto uczyć lekarzy właściwego podejścia do pacjentów
Tak, to ten sam szpital przy ulicy Szaserów, gdzie od niedawna leczą się nasi notable i gdzie był hospitalizowany ostatnio prezes Jarosław Kaczyński. Dyrektor tej placówki podległej Ministerstwu Obrony Narodowej to jedyny generał dywizji – jak obśmiano go w mediach społecznościowych – który kule nosi, ale od nowego roku akademickiego będzie musiał zapewnić studentom UKSW kadry, by uczyły „etycznie, pamiętając o wartościach”. Czy Ordo Iuris pomoże?
Obecni lekarze są bez wartości?
Ciekawą rzeczą będzie przyjrzeć się programowi nauczania lekarzy, którzy rozpoczną naukę w UKSW, z przeświadczeniem, że będą wyróżniać się szczególną postawą etyczną. Ale to dopiero za kilka lat, gdy rozpoczną się zajęcia kliniczne z przedmiotów takich jak ginekologia i położnictwo, pediatria, anestezjologia. Czy młodzi lekarze będą po tych studiach wiedzieli, kogo skierować na badanie prenatalne, czy będą znali dostępne środki antykoncepcyjne, czy będą zachęcać do szczepień, czy nauczą się – oczywiście w swoim czasie – pomagać kobietom, które z różnych powodów muszą mieć wcześniej zakończoną ciążę?
Czytaj także: Zapaść w służbie zdrowia. Czy Szumowski to zmieni?
Takich życiowych sytuacji, do których przygotowują się przyszli medycy czy to na studiach, czy na stażu, jest dużo więcej. I wymagają one szczególnej wrażliwości etycznej, a nie takiej, która zostanie im narzucona z góry. Naczelna Rada Lekarska oraz rektorzy dotychczasowych uczelni medycznych powinni ostro zaprotestować przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Bo sugerowanie Polakom, iż większość absolwentów medycyny – z dyplomami kilkunastu akademii i uniwersytetów o dużej renomie i wieloletnim doświadczeniu – nie pracuje w duchu poszanowania wartości, to po prostu kolosalne nadużycie.
Czytaj również: Stypendia 500 plus dla młodych pielęgniarek, czyli pieniądze lepsze i gorsze