Środa 12 grudnia zapisze się najprawdopodobniej jako przełomowy dzień katowickiego szczytu klimatycznego COP24. Negocjacje znalazły się w impasie, do wtorkowego wieczoru nie udało się uzgodnić tekstu porozumienia, choć zgodnie z dotychczasową praktyką porozumienia dotyczące propozycji treści powinny zakończyć się już w sobotę wieńczącą pierwszy tydzień prac.
Czyta także: Szczyt klimatyczny w Katowicach wkracza w decydującą fazę
Pary ministrów walczą o porozumienie
Polska prezydencja przejęła więc inicjatywę i zdecydowała się przygotować redakcję tekstu wspólnie z sekretariatem konwencji, a następnie zaangażować w dystrybucję propozycji pary ministrów środowiska obecnych na szczycie. To metoda przyjęta w sytuacjach, gdy negocjacje grzęzną w martwym punkcie. I tak Jochen Flasbath z Niemiec wespół z Yassminem Abdelazizem z Egiptu przekonywać będą do ustaleń finansowych, Kimmo Tiilikainen z Finlandii wraz z Laminem Dibbą z Gambii do rozwiązań dotyczących adaptacji. W sumie działa sześć ministerialnych duetów, walcząc z czasem, a środa może zadecydować o sukcesie lub fiasku całego szczytu.
Czytaj także: Z szacunkiem do węgla, czyli jesteśmy globalnym żartem
Egzotyczny sojusz antyklimatyczny
W negocjacyjnej kuchni coraz więc wyższa temperatura, której nie łagodzi kontekst zewnętrzny. Prac szczytu nie ułatwia postawa Stanów Zjednoczonych, których delegacja pozbawiona jest jednoznacznych instrukcji, a administracja Donalda Trumpa w Waszyngtonie nie ukrywa, że nie zależy jej na porozumieniu i sukcesie katowickiej konferencji.