Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Z myszką na kozetce

Wikipedia
Wirtualna rzeczywistość coraz częściej wykorzystywana jest w leczeniu lęków oraz uzależnień od alkoholu i narkotyków.

Nad ulicą irackiego miasteczka z rykiem przelatuje wojskowy helikopter. Przy straganie stoi kobieta zakryta od stóp do głów burką, z maleńkim dzieckiem. Nagle coś wybucha za plecami. Kulę się instynktownie. Stary samochód zaparkowany przy ulicy cały w płomieniach. Czuć swąd palącej się gumy. Coś zaczyna świstać koło uszu... Strzelają do mnie!

Wszystko to dzieje się w Atlancie, stolicy stanu Georgia, tyle tylko, że w wirtualnej rzeczywistości, za sprawą okularów pozwalających oglądać wykreowany przez komputer świat. Gdy widz obraca głowę w lewo, to jego wirtualny wzrok też podąża w lewo. Ponadto na uszach ma słuchawki, a pod nosem urządzenie produkujące zapachy. Na dodatek odczuwa wstrząsy, gdy np. w powietrze wylatuje samochód. – To, co przed chwilą pan widział, to specjalny program „Virtual Iraq” – mówi dr Josh Spitalnick, naukowiec i psychoterapeuta w firmie Virtually Better. – Stosujemy go w terapii żołnierzy powracających z tego kraju. I właśnie dzięki wspomaganiu komputera osiągamy naprawdę świetne rezultaty.

Firma Virtually Better jest typowym przykładem mariażu nauki i biznesu. Powołali ją uczeni z prestiżowego Emory University w Atlancie, m.in. prof. Barbara Rothbaum z wydziału psychiatrii. Od wczesnych lat 90. prowadzą oni badania nad możliwością wykorzystania techniki komputerowej w psychoterapii. W 1997 r., m.in. dzięki funduszom uzyskanym od amerykańskiej armii, właśnie tu powstał program nazwany „Wirtualny Wietnam”. Miał on pomagać w leczeniu weteranów wojny wietnamskiej cierpiących na PTSD (posttraumatic stress disorder, zespół stresu pourazowego). Zespół pojawia się także u ofiar gwałtów, tragicznych wypadków samochodowych, kataklizmów, także u policjantów i u świadków morderstw.

Ludzie ci nawet po upływie dłuższego czasu odczuwają psychiczne skutki tragicznych wydarzeń – mają koszmary senne lub napady lęku. Według badań, 25 proc. zgwałconych kobiet jeszcze po 4–6 latach nie jest w stanie powrócić do równowagi psychicznej. Jedna trzecia ofiar wypadków drogowych po roku od kolizji cierpi na PTSD. Nie lepiej jest z żołnierzami – PTSD diagnozuje się np. u co piątego amerykańskiego weterana powracającego z wojny w Iraku. Dotknięci tym syndromem ludzie często starają się uciec od traumatycznych wspomnień. By je stłumić, czasami sięgają po narkotyki i alkohol. Jednak, jak uczy psychologia, im bardziej unika się niewygodnych myśli, z tym większą siłą one wracają. Dlatego w przypadku osób z PTSD stosuje się najczęściej tzw. terapię metodą przedłużonej ekspozycji, polegającą na wielokrotnym opowiadaniu o tragicznych wydarzeniach w czasie sesji z psychoterapeutą. Pacjenci dostają też zadanie domowe – odsłuchują własne opowieści, a w trudniejszych przypadkach biorą również leki przeciwlękowe.

Elektroniczny terapeuta

Z czasem do terapii włączono komputer, który kreował świat związany z traumatycznymi przeżyciami. Tak właśnie powstał „Wirtualny Wietnam”. Czy to etyczne wywoływać takie wspomnienia? – Nie chodzi nam o to, by ludzie ponownie przeżywali traumę. Dzięki komputerowi możemy w całkowicie kontrolowany sposób ułatwić zmierzenie się z problemem. Ponieważ dzieje się to w bezpiecznym gabinecie, pacjent uświadamia sobie, że nic mu już nie grozi, a w jego głowie są tylko obrazy z przeszłości – wyjaśnia Spitalnick.

Żołnierzy bardzo trudno jest namówić na wizytę u psychoterapeuty. To ludzie przez lata trenowani, by radzić sobie samemu z problemami. – Boją się też stygmatu choroby psychicznej. Dlatego łatwiej ich przekonać do sesji z komputerem niż psychoterapeutą. Hasło wirtualna rzeczywistość i takie gadżety jak specjalne okulary, słuchawki bardzo to ułatwiają – dodaje Spitalnick. Oczywiście psychologa nie zastąpi maszyna. Terapia składa się z 8–12 spotkań, z których połowa to rozmowa z psychologiem i wielokrotne, na różne sposoby, opowiadanie o swoich tragicznych przeżyciach. Dopiero po kilku takich sesjach do wspomagania terapii włączany jest komputer.

Doświadczenia z „Wirtualnym Wietnamem” okazały się tak obiecujące, że psychologowie stworzyli nowy program dla żołnierzy powracających z Iraku i Afganistanu. Tym razem powstał on we współpracy z naukowcami z University of Southern California. Spiritus movens tego przedsięwzięcia był prof. Albert Rizzo z Kalifornii, szef uniwersyteckiego laboratorium Virtual Environmentes. Bazując na popularnej grze komputerowej „Full Spectrum Warrior”, w której gracz wciela się w dowódcę oddziału marines, w 2004 r. przygotował on pierwszą wersję „Wirtualnego Iraku”.

Program ten pozwala psychoterapeucie umieścić pacjenta w dwóch scenariuszach. W pierwszym chodzi się po ulicy irackiego miasta, w drugim zaś jedzie na patrol wojskowym samochodem Humvee. O tym, jaką rolę odegra pacjent i gdzie się znajdzie, decyduje prowadzący sesję terapeuta. To on również dozuje wrażenia – wybuchy, ostrzał, dzień, noc lub burza piaskowa. Jedno tylko nie może w wirtualnym świecie się zdarzyć – pacjent nigdy nie zostanie ranny ani nie będzie strzelać do wrogów. – Wprawdzie żołnierze dostają do ręki atrapy karabinów, ale nie mogą z nich strzelać. One tylko mają im ułatwić przypomnienie sobie służby w Iraku – mówi Spitalnick. Temu też mają służyć bodźce zapachowe – do komputera podłączona jest maszyna wypełniona fiolkami z aromatem benzyny, prochu, orientalnych przypraw, palącej się gumy etc. – Czasami silniejszym bodźcem bywa dla kogoś zapach niż jakieś konkretne obrazy czy odgłosy. Żołnierze mogą doznawać napadów lęku, gdy np. w trakcie zakupów nagle wyda im się, że czują spaloną gumę albo krew – wyjaśnia Spitalnick.

Wirtualne panaceum

Terapia wspomagana komputerem pomaga aż w 90 proc. przypadków zespołu stresu pourazowego. Czyli jest lepsza niż psychoterapia bez użycia wirtualnej rzeczywistości. – To działa tak dobrze, że czasem możemy nawet zrezygnować z leków psychotropowych. Dokładnie też sprawdzamy, jak sobie radzą nasi pacjenci po 3, 6 i 12 miesiącach od zakończenia sesji – dodaje Spitalnick. Jego słowa potwierdzają wyniki badań – zastosowanie wirtualnej rzeczywistości doczekało się już wielu publikacji w renomowanych czasopismach naukowych. W tej chwili taką terapię prowadzi kilka ośrodków, m.in. w Nowym Jorku, Waszyngtonie i San Diego.

„Pamiętam, że po pierwszej sesji z komputerem wróciłem do domu i płakałem. To było bardzo intensywne przeżycie, mimo iż wiedziałem, że jestem w wirtualnym świecie. Ale te wszystkie widoki, zapach dymu i terkot kałasznikowa spowodowały, że zacząłem czuć się jak podczas patroli w Iraku – mówił w rozmowie z tygodnikiem „The New Yorker” Travis Boyd, żołnierz marines, który był świadkiem śmierci swojego dowódcy podczas akcji w Al-Falludży. – Mogłem jednak po takiej sesji normalnie zasnąć, bez leków. Po pewnym czasie powiesiłem sobie też nad łóżkiem zdjęcie mojego oddziału z naszym dowódcą. Wcześniej przez trzy lata nie potrafiłem na nie nawet spojrzeć, bo natychmiast przywoływało koszmary”.

Wirtualną rzeczywistość stosuje także polska armia w terapii żołnierzy wracających z Iraku i cierpiących na PTSD (POLITYKA 26/08). – Program z zestawem komputerowym otrzymaliśmy za darmo od amerykańskiego ośrodka Virtual Reality Medical Center w San Diego – mówi doc. Stanisław Ilnicki z Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego. – Jest to symulacja wykorzystująca wyłącznie bodźce wzrokowe i słuchowe, ponieważ sprzęt, którym dysponujemy, nie wytwarza zapachów. Ale i tak jesteśmy z niego bardzo zadowoleni. Czasami stosujemy jeszcze silniejsze bodźce, tzn. jeździmy z żołnierzami cierpiącymi na PTSD na poligon, żeby pomóc przełamać lęk spowodowany odgłosem strzałów z karabinów.

Rzeczywistość wirtualna okazuje się pomocna w walce z fobiami i uzależnieniami. – Opracowaliśmy już 30 tego typu programów komputerowych i leczymy za ich pomocą m.in. strach przed lataniem, lęk wysokości, lęk przed rozmowami, np. kwalifikacyjnymi, czy wystąpieniami publicznymi – mówi Spitalnick.

Pacjent jest wówczas wprowadzany w wirtualną przestrzeń np. sali wypełnionej ludźmi. Osoby na widowni wyglądają bardzo realnie. – Sfilmowaliśmy prawdziwych ludzi i wstawiliśmy ich do programu. Terapeuta ma pełną kontrolę nad zachowaniami widowni. Może ona zadać pytania, przerywać, klaskać, buczeć – objaśnia Spitalnick. – Natomiast pacjentów panicznie bojących się latania samolotem umieszczamy na wirtualnym lotnisku, a potem wysyłamy w lot. To nieporównanie tańsze i prostsze niż latanie z pacjentami prawdziwym samolotem, co czasami musieliśmy robić. W komputerze mogę w każdej chwili włączyć burzę, turbulencje, a nawet przeprowadzić awaryjne lądowanie – tłumaczy.

Ale jak za pomocą wirtualnej rzeczywistości leczy się uzależnienia? Tu mechanizm jest podobny jak w przypadku fobii i PTSD – kluczem jest ekspozycja na negatywny bodziec. Pacjent musi radzić sobie z pokusami. W wirtualnym świecie idzie więc na imprezę, na której ktoś proponuje mu alkohol, lub wchodzi do budynku, gdzie spotyka handlarza narkotyków oferującego kokainę lub amfetaminę. – Badamy również skuteczność programów komputerowych w terapii osób, które wychodzą z więzienia i muszą od nowa uczyć się zachowań społecznych. Nie używamy wtedy rzeczywistości wirtualnej, ale programów podobnych do słynnej gry „Sims” czy „Second Life”. Czyli pacjent nie zakłada gogli wprowadzających go w wirtualny świat, tylko widzi swoją postać w trójwymiarowym obrazie wyświetlanym na ekranie komputera. Tu też wyniki okazują się bardzo obiecujące – przekonuje Spitalnick.

Zanosi się więc na to, że kolejnym symbolem gabinetu psychoterapeuty – oprócz kozetki – stanie się komputer. Maszyny zaczynają leczyć nasze dusze?

Polityka 35.2009 (2720) z dnia 29.08.2009; Nauka; s. 68
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną