Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Moje miasto

Kompleks metropolii

Białystok: między operą a disco polo

Melomani w nowym Gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej. Melomani w nowym Gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej. Anatol Chomicz / Forum
Liczący blisko 300 tys. mieszkańców ośrodek próbuje przekonać, że jest metropolią, w co nie do końca wierzą sami białostoczanie ani tym bardziej reszta Polski. A wiara w tym przypadku ma decydujące znaczenie.
Dworzec Białystok Fabryczny świeci pustkami, fabryki upadły.Wojciech Jakubiuk/Forum Dworzec Białystok Fabryczny świeci pustkami, fabryki upadły.

Reszta Polski raczej nie zna Białegostoku, bo to miasto, z którego się wyjeżdża. Po liceum, by studiować w większym ośrodku akademickim, lub po studiach w poszukiwaniu pracy. Przyjeżdżają na dłużej mieszkańcy regionu, bo bliżej nie znajdą lepszych szkół i uczelni; z pracą już jest znacznie gorzej, tej szukają często za granicą. Częstymi gośćmi w Białymstoku są obywatele Białorusi, głównie ciągnący tu na zakupy, część jednak zatrzymuje się także na spektaklu w nowej Operze i Filharmonii Podlaskiej.

Módlcie się o brak konkurencji!

Próba zrozumienia miasta na podstawie dostępnych analiz i porównań prowadzi nieuchronnie do pytania: co trzyma razem kilkaset tysięcy ludzi w miejscu pozbawionym najważniejszych do rozwoju zasobów? Życie gospodarcze Białegostoku oparte jest na małych i średnich przedsiębiorstwach, z dawnego peerelowskiego przemysłu nie pozostało praktycznie nic. Zakłady Przemysłu Bawełnianego Fasty – spektakularny przykład socjalistycznej modernizacji – straciły szansę na ratunek w nowej rzeczywistości, gdy do procesu naprawczego włączył się prokurator.

Miejsca po dużym przemyśle nie wypełniły przedsięwzięcia nowej gospodarki. Owszem, jak podpowiada prezydent Tadeusz Truskolaski, powstał Podlaski Klaster Bielizny skupiający nowe przedsiębiorstwa branży odzieżowej. Produkują one 3 mln sztuk bielizny rocznie, z czego 40 proc. idzie na eksport. Prężnie działa Samasz, producent maszyn rolniczych, zatrudniający dziś setki pracowników. Ale: – Głównym źródłem dobrych miejsc pracy jest w Białymstoku sektor publiczny – informuje prof. Robert Ciborowski, ekonomista i prorektor Uniwersytetu w Białymstoku. – A nasz uniwersytet to jeden z największych pracodawców. Gospodarka Białegostoku i całego regionu oparta jest na tradycyjnych gałęziach biznesu, gdzie możliwości ekspansji są ograniczone. Do tego rozdrobniona struktura i brak dużych firm powoduje, że ludzie z większymi aspiracjami nie mają szansy na karierę.

Pod koniec lutego br. prezydent Truskolaski spotkał się z młodymi przedsiębiorcami w ramach debat Twój Białystok 2020. Biznesmeni narzekali, że miasto zbyt słabo ich wspiera, wynajem lokali jest zbyt drogi, że niewiele się robi, by przyciągnąć inwestorów oraz duże firmy z zewnątrz. Prezydent, profesor ekonomii z Uniwersytetu w Białymstoku, zaripostował: „Przedsiębiorca powinien modlić się, by konkurencja tu nie dojechała, a nie jeszcze na to liczyć. Jeśli wejdą tu inne, silniejsze firmy, to będziecie mogli u nich co najwyżej stróżować”. (Za serwisem Poranny.pl). Tłumaczenie to własnej bierności czy realistyczna ocena zdolności konkurencyjnej białostockich firm?

Z punktu widzenia budżetu raczej to drugie: – Aby móc realizować inwestycje, a także pozyskać unijne pieniądze, musimy zaciągać kredyt i emitować obligacje – tłumaczy prezydent. – Zadłużenie, na poziomie 55 proc. przychodów, mamy pod kontrolą – przekonuje. A bezpiecznikiem jest możliwość prywatyzacji mienia komunalnego. W tym przypadku doliczyć jednak należy jeszcze koszt polityczny – sprzedaż Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej wywołała protesty zakończone w połowie ub.r. referendum. Nie zatrzymało ono procesu prywatyzacji, bo zabrakło wymaganej 30-proc. frekwencji.

Mimo wątłości miejskiego budżetu (blisko 1,5 mld zł w br.) Białystok jest od kilku lat wielkim placem budowy, a prezydent wylicza: – Zainwestowaliśmy 2,5 mld zł, z czego 1,2 mld z pieniędzy unijnych. Wybudowaliśmy ponad 50 km nowych dróg i tyle samo odnowiliśmy, na trasy ruszyło prawie 170 nowych autobusów, w tym roku długość ścieżek rowerowych przekroczy 100 km i ruszy BiKeR – Białostocka Komunikacja Rowerowa, czyli system wypożyczania rowerów. Przygotowaliśmy też ponad 30 ha terenów inwestycyjnych.

Do inwestycji miejskich dochodzą inwestycje miejscowych uczelni, na których studiuje ponad 40 tys. studentów. Nowy kampus uniwersytecki, wspólne Centrum Konferencyjno-Kongresowe, wspólne miasteczko akademickie uniwersytetu i politechniki to dodatkowe setki milionów złotych ulokowane w białostockiej ziemi. Jeśli jeszcze doliczyć infrastrukturę kultury: operę (sfinansowana ze środków centralnych i budżetu województwa), planowaną rewitalizację starej elektrowni z przeznaczeniem dla Galerii Arsenał i Muzeum Pamięci Sybiru, to okaże się, że pod względem substancji materialnej Białystok wykonał w ciągu ostatniej dekady metropolitalny skok.

Wysoka kultura dla tysiąca osób

Czy to wystarczy, żeby zatrzymać ludzi w mieście? – To największy problem miasta i regionu – przyznaje prof. Ciborowski. – Tylko w zeszłym roku wyjechało z naszego województwa na stałe 16 tys. osób, 80 proc. z wyższym wykształceniem. Jak na region liczący 1,2 mln mieszkańców, to bardzo dużo. A prognozy są nieubłagane, w perspektywie ludność podlaskiego zmniejszyć się może o 120 tys. osób, Białegostoku – o 20 tys.

Dla kogo więc te wszystkie inwestycje? – Dla elektoratu – odpowiada Radosław Oryszczyszyn, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku i komentator życia miejskiego. – Nowa infrastruktura zaspokaja metropolitalne ambicje wielu mieszkańców, naszej klasy średniej, żyjącej głównie na państwowych posadach. Prezydent nie przejmuje się jednak szczególnie perspektywami ludzi młodych, bo nie są oni w istocie jego elektoratem. Rzeczywiście, skoro i tak większość wyjedzie?

Nie wszyscy jednak wyjeżdżają, a o wizerunku miasta decydują nie tylko nowe mury i drogi, lecz jakość oferty akademickiej, naukowej, kulturalnej. To przecież w Białymstoku w listopadzie 1987 r. urodziło się pierwsze w Polsce dziecko w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego. Miejscowy Uniwersytet Medyczny należy do najlepszych w Polsce, wysoki poziom reprezentuje wiele wydziałów uniwersytetu i politechniki. Prof. Małgorzata Kowalska, wybitna filozofka, ze swoim dorobkiem bez problemu mogłaby pracować w Warszawie lub Paryżu, pozostaje jednak w Białymstoku i walczy o to, żeby filozofia nie przestała istnieć jako kierunek studiów.

Białystok to dobre miejsce do życia, na ludzką skalę – tłumaczy prof. Kowalska. – Ma przy tym wystarczająco bogatą i jakościowo dobrą ofertę kulturalną, nie brakuje tu ludzi, z którymi można i warto się spotykać.

Jednym z ważnych miejsc jest Galeria Arsenał kierowana przez Monikę Szewczyk. Instytucję czeka wielka zmiana – przeprowadzka do starej elektrowni. W jej starych murach odbywała się w 2011 r. znakomita wystawa „Podróż na Wschód”, poświęcona sztuce współczesnej krajów obszaru posowieckiego. Z Białegostoku wystawa trafiła do Krakowa, a potem do Kijowa, gdzie została entuzjastycznie odebrana.

Ale Monika Szewczyk ma też gorzkie obserwacje: – Rzeczywiście, w naszym mieście nie można obecnie narzekać na ofertę kulturalną, są dni, kiedy w tym samym czasie odbywa się kilka wernisaży. W istocie jednak obsługujemy ciągle tę samą, dość wąską grupę odbiorców – jakieś 1000–1500 osób, które można spotkać na wystawie, w teatrze i na bardziej wymagającym filmie. Grupa ta nie rośnie, mimo że docieramy z naszą ofertą już do najmłodszych dzieci. Świetnie nam się współpracuje z licealistami.

Potem jednak coś się urywa, wielu świetnych licealistów wyjeżdża i już nigdy nie wróci, pozostaje ta sama wąska miejska elita. Reszta może korzystać z mniej wyrafinowanej oferty, wszak Białystok zwany jest stolicą disco polo, i to stolicą wielokulturową, bo sztuka tego gatunku rozwija się zarówno po polsku, jak i białorusku.

Między operą i sceną disco

Napięcie między elitą a ludem nie jest jednak problemem dla Roberto Skolmowskiego, dyrektora Opery i Filharmonii Podlaskiej, który postanowił zbudować tu instytucję o charakterze totalnym, miejsce, w którym można obejrzeć „Straszny dwór” i gdzie kibice Jagiellonii mogą spotkać się na gali swojej drużyny, wyreżyserowanej zgodnie z regułami dramaturgii. Opera, operetka, koncerty muzyki, wystawy, targi książki, Halfway Festival (poświęcony muzyce folkowej), zajęcia edukacji artystycznej dla dzieci. Roberto Skolmowski podlicza: – Tylko w 2013 r., pierwszym pełnym roku działania, przygotowaliśmy 500 wydarzeń, w których uczestniczyło 207 tys. osób. Do dziś mieliśmy 316 tys. widzów. To wszystko za budżet 19 mln zł rocznie, do tego sami zdobywamy 7,5 mln zł.

Nie wszyscy patrzą na działalność opery z podobnym entuzjazmem. Jedni twierdzą, że energia siądzie, gdy wyczerpie się efekt świeżości. A wtedy okaże się, że gigantyczny gmach wybudowany kosztem 220 mln zł nie zarobi nawet na bieżące utrzymanie. Inni – że instytucją nie kieruje jej poprzedni dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Jeszcze inni, że instytucja swym totalnym rozmachem kanibalizuje ofertę białostockich ośrodków kultury. – Faktem jest, że opera ujawniła wielki głód mieszkańców Białegostoku. Głód miejsca, które skupiałoby wszystkie atrybuty metropolitalności – mówi dr Katarzyna Sztop-Rutkowska, socjolożka z Uniwersytetu w Białymstoku, kierująca także Fundacją SocLab. – Gdzie elita może posłuchać opery, a ludzie aspirujący do tej elity mogą pokazać, że mają w szafach odpowiednie garnitury i potrafią się ubrać stosownie do okazji. Opera stała się ważną instytucją socjotwórczą, przestrzenią pomagającą w kształtowaniu się i dojrzewaniu białostockiego mieszczaństwa, pojęcia jeszcze do niedawna zupełnie abstrakcyjnego.

Przestrzeń rozpiętą symbolicznie między Arsenałem, operą i sceną disco polo wypełnia aktywny żywioł działań kultury niezależnej i alternatywnej, rozwijanej zarówno przez Polaków, jak i białostockich Białorusinów. Znaki firmowe tego żywiołu to festiwal filmowy ŻubrOFFka, Festiwal Muzyki Młodej Białorusi BASowiszcza, Up To Date Festival, festiwal literacki Zebrane.

Na mapie miasta wyrasta też nowe ważne miejsce – Węglowa, czyli teren dawnych magazynów wojskowych przy ul. Węglowej. To tu powstanie m.in. Muzeum Pamięci Sybiru, tu także koncentrują się działania organizacji pozarządowych i środowisk alternatywnych. Kluczowym elementem kolonizacji Węglowej ma szansę stać się projekt „Węglowa – Społeczna ­Koncepcja” realizowany przez Stowarzyszenie Kreatywne Podlasie. Jego liderzy, Damian Dworakowski, Sławomir Mojsiuszko i Piotr Jać, stworzyli wspólnie z mieszkańcami plan zagospodarowania odzyskanej od wojska przestrzeni. Projekt zyskał uznanie w ramach budżetu obywatelskiego, co zapewniło mu finansowanie na poziomie 3,8 mln zł.

Mistyka miejsca

Dworakowski nie kryje, że sprawy w mieście nie idą w dobrym kierunku, głównie za sprawą władzy. Ta nie ma innej wizji miasta niż budowa infrastruktury i niechętna jest współpracy zarówno z przedsiębiorcami, jak i organizacjami pozarządowymi. Dlaczego więc ludzie tacy jak Dworakowski i Mojsiuszko walczą z oporną materią, zamiast zrobić to, co większość ich kolegów ze studiów – wyjechać? – Kto tu zostaje, to dlatego, że kocha to miasto i zrobi dla niego wiele – mówi Mojsiuszko.

Podobnie mówią poetka Elżbieta Kozłowska-Świątkowska, białostoczanka od wielu pokoleń, autorka wielu monografii o białostockiej tematyce, czy Janina Czyżewska, liderka klubu radnych Białostoczanie 2014 powstałego po rozłamie w miejskiej Platformie Obywatelskiej. Bo choć boli je, że najlepsi zawsze z tego miasta uciekali i robią kariery na całym świecie, że niszczone są ostatnie ślady prawdziwej tożsamości Białegostoku, jak drewniana zabudowa na Bojarach, to jednak nie zamierzają się poddawać.

W oglądzie statystyczno-rankingowym Białystok zaskakuje. Miasto plasuje się zazwyczaj gdzieś pod koniec tabel, jeśli chodzi o „twarde” pomiary atrakcyjności inwestycyjnej, zamożności, struktury gospodarczej, a nawet życia kulturalnego. Białostoczanie jednak są w masie, mimo narzekań, ze swojego miasta zadowoleni. Chwalą sobie bezpieczeństwo, jakość służby zdrowia, edukacji. W porównaniu 75 miast europejskich, przygotowanym w 2010 r. dla Komisji Europejskiej, Białystok pod względem takich cech jak zaufanie społeczne znalazł się wysoko, w sąsiedztwie miast skandynawskich, dystansując inne polskie metropolie.

Niektórzy socjologowie mówią, że to wysokie samozadowolenie jest wynikiem niskich aspiracji. To krzywdząca opinia. Lepszy trop wskazuje europejskie badanie „Smart Cities – Ranking of European medium sized cities” przeprowadzone w 2007 r. Białystok w konkurencji na „miasto inteligentne” zajął 53 miejsce na 70 analizowanych miast. W jednej kategorii jednak mocno wybił się w górę: „smart people” (zdolni ludzie) dało mu 22 pozycję. Ludzie są największym kapitałem Białegostoku. Co zrobić, żeby mogli lepiej ten kapitał wykorzystać tu na miejscu?

Na pewno wielką szansą byłaby normalizacja stosunków z Białorusią i rozszczelnienie granicy, tak by miasto mogło wrócić do naturalnych relacji z bliźniaczą metropolią, Grodnem, stając się węzłem tranzytowym obsługującym północny wschód Europy. W realizacji tego planu przeszkadza jednak nie tylko prezydent Białorusi Łukaszenka, lecz także Warszawa, traktując po macoszemu inwestycje w infrastrukturę komunikacyjną. Gdyby między Warszawą i Białymstokiem można było przejechać pociągiem w ciągu godziny, wielu zdolnych białostoczan odkryłoby, że nie musi wyjeżdżać ze swojego miasta. Na razie jednak pasażer wsiadający w Warszawie do pociągu jadącego na północny wschód Polski dostaje od kolei wielozmysłowy sygnał: zastanów się, czy rzeczywiście musisz tam jechać?

Polityka 13.2014 (2951) z dnia 25.03.2014; Portrety miast: BIAŁYSTOK; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Kompleks metropolii"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama