Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Wizjoner thrillioner

Wizjoner thrillioner. Szaleńcze wizje Elona Muska

Elon Musk i jego elektryczny samochód Roadster produkcji Tesli Elon Musk i jego elektryczny samochód Roadster produkcji Tesli Rebecca Cook/Reuters / Forum
Nazywają go cudownym dzieckiem, które stoi za rewolucją w przemyśle samochodowym, choć więcej zmienił w świecie rakiet.
Rakieta Falcon 1 produkcji SpaceXTom Rogers/Reuters/Forum Rakieta Falcon 1 produkcji SpaceX

Tekst ukazał się w POLITYCE w lutym 2010 r.

Cudowne dziecko ma 38 lat i piątkę dzieci. Pracuje od kilkunastu lat 100 godzin tygodniowo. Elon Musk to człowiek logiczny i praktyczny.

Jego współpracownicy twierdzą uparcie, że Musk unika rozgłosu, ale trudno dociec, ile w tym kokieterii. Bo jeśli mieszka się w Bel Air, jeździ najszybszym samochodem świata, zostawia dla młodziutkiej gwiazdy filmowej żonę, rzuca wyzwanie gigantom motoryzacji, inwestuje miliony w budowę rakiet międzyplanetarnych, zakłada fundację badania Marsa, to nie najlepsza droga, żeby pozostać anonimowym. A wszystko to okraszone długim rejestrem dokonań, zdumiewającą gamą zainteresowań, rozmiarami aktywności, a także filantropii.

Nie sposób kwestionować autentyczności jego przekonań, wiary we własne siły, uporu i wiarygodności. To wizjoner nowej generacji, ktoś, kto uważa, że można pomóc ludzkości, a jeśli nieźle się przy tym samemu zarobi, tym lepiej. Trudno go przekonać, że czegoś nie da się zrobić.

Urodził się w Afryce Południowej. Miał 12 lat, gdy napisał i sprzedał program dla własnej gry komputerowej. Opuścił dom, gdy miał lat 17, bez wsparcia rodziców, aby uciec przed wojskiem. Powiedział kiedyś, że nie ma nic przeciwko obowiązkowej służbie wojskowej, ale być żołnierzem w armii RPA i trzymać pod butem czarną większość nie wydało mu się dobrym sposobem zabicia czasu. Korzystając z faktu, że matka miała obywatelstwo kanadyjskie, wyemigrował do Kanady. Tam rozpoczął studia, potem przeniósł się University of Pennsylvania, gdzie skończył ekonomię i fizykę.

Kosmos Muska

Kiedy studiował fizykę, wydawało mu się, że badanie kosmosu to jeden z trzech obszarów, poza odnawialną energią i Internetem, które najsilniej wpłyną na przyszłość ludzkości. Nie wyobrażał sobie jednak, że będzie pracował w tej dziedzinie, gdyż ze względu na skalę kosztów to przestrzeń zarezerwowana dla rządów, a do rządowej posady go nie ciągnęło. Nie bardzo wierzył, aby mógł zarobić na życie zajmując się Internetem, który w tamtym czasie był domeną uniwersytetów i sieci rządowych. Dlatego, z myślą o pojazdach elektrycznych, wybrał energię odnawialną i latem 1995 r. został przyjęty na studia doktoranckie w zakresie materiałoznawstwa i fizyki stosowanej na Uniwersytecie Stanforda.

Gdy dotarł na uczelnię, wybuchł właśnie boom internetowy i Musk stanął wobec dylematu: tylko patrzeć, jak rośnie w tempie geometrycznym, czy w tym wyścigu uczestniczyć? Odłożył studia i stworzył Zip2 Corporation. Był to przewodnik miejski online z myślą o wydawcach gazet. Wśród pierwszych klientów znaleźli się „New York Times” i „Chicago Tribune”. W 1999 r. Compaq Computer kupił Zip2 za 307 mln dol. Musk zainkasował 22 mln, z czego połowę przeznaczył na budowę nowej firmy, X.com, internetowego banku. Jedną z głównych innowacji był sposób na bezpieczny transfer pieniędzy przy użyciu adresu e-mailowego odbiorcy. Wiarygodność, którą do tego czasu Musk zyskał, zaprocentowała szczodrym wsparciem z Sequoia Capital, czołowej firmy kapitału podwyższonego ryzyka. W dwa miesiące po starcie X.com miał 100 tys. klientów.

W 2000 r. Musk kupił Confinity, firmę o pokrewnej działalności, która rozpoczęła transfery pieniężne PayPal. X.com zaadoptował nazwę PayPal. Firma rosła bardzo szybko i gdy na początku 2002 r. weszła na giełdę, był to jeden z najbardziej spektakularnych debiutów na Wall Street. W tym samym roku eBay kupił PayPal za 1,5 mld dol. Musk, największy udziałowiec, stał się nagle bardzo bogaty.

Ale prawdziwą pasją Muska jest kosmos. Jego zdaniem eksploracja kosmosu ma podstawowe znaczenie dla ludzkości. Jest głęboko przekonany, że obecność na innych planetach jest arcyważna (tylko tak widzi szanse przetrwania ludzkiego gatunku). Dla Muska życie multiplanetarne oznacza opanowanie przez Ziemian Marsa. Wenus, powiada, jest zbyt gorąca i kwaśna, a Merkury jest zbyt blisko Słońca. Zwykle spokojny i wyważony, gdy o tym mówi, nie jest w stanie ukryć emocji.

Ale odlot

Gdy sprzedał PayPala, miał wreszcie dość pieniędzy, tak sądził, aby spopularyzować ideę życia na Marsie. Wymyślił misję, którą nazwał Mars Oasis – mały robot-szklarnia ląduje na Marsie, tworzy zalążki życia, przekazuje na Ziemię obrazy zielonych roślin, co ekscytuje opinię publiczną i pobudza zainteresowanie życiem multiplanetarnym.

Na Mars Oasis wyasygnował 20 mln dol. I wtedy okazało się, że rakieta Delta, produkcji Boeinga, potrzebna dla transportu jego Oazy, wymaga dorzucenia następnych 50 mln dol. Rozważał zakup rakiety w Rosji, ale uznał, że interesy z handlarzami takim towarem są zbyt ryzykowne. Gdy w styczniu 2002 r. wygrzewał się na plaży w Rio de Janeiro, nie popijał rumu z colą, tylko studiował podstawy silników rakietowych. Kilka miesięcy później, za część fortuny szacowanej wówczas na 328 mln dol., Musk stworzył Space Exploration Technologies, czyli SpaceX.

Cel był ambitny – zdaniem jednych, absurdalny – w opinii innych. Zbudować rakietę, która wyniesie stosunkowo niewielkiej wagi ładunek na orbitę okołoziemską po koszcie dziesięciokrotnie niższym, niż do tej pory obowiązywał. Musk był bowiem rozczarowany, że NASA nie miała realistycznego planu dotarcia z człowiekiem na Marsa, i równie rozczarowany konstatacją, że w sektorze rakietowym wraz z upływem czasu produkt drożeje i pogarsza się jego jakość.

Postanowił zbudować własną rakietę. Zwerbował do SpaceX w El Segundo, w Kalifornii, doświadczonych inżynierów i techników z firm, z którymi chciał rywalizować. Trudniej było przekonać kapitał podwyższonego ryzyka, który ten pomysł Muska uznał najwyraźniej za ryzyko nadmiernie podwyższone. Musiał więc wyłożyć z własnej kieszeni na projekt, który pochłonął do chwili pierwszego udanego startu rakiety Falcon1, we wrześniu 2008 r., 100 mln dol.

Zespołowi zaszczepił kulturę myślenia bez limitów, ale z głową. Szukali wielkich idei i drobnych usprawnień. Nie mieli laboratoriów, armii naukowców, rządowych subsydiów. Często eksperymentowali, co nieuchronnie potęgowało prawdopodobieństwo niepowodzeń. Ale, jak mówił i wciąż powtarza Musk, jeśli nie popełniamy błędów, to znaczy, że nie jesteśmy dostatecznie innowacyjni.

Wyglądało to czasem na chałupnictwo, ale naprawdę była to gospodarność i zdrowy rozsądek. Falcon nie ma na przykład na pokładzie specjalnego komputera, za który NASA zapłaciłaby milion dolarów, lecz taki sam, jaki jest zainstalowany w bankomacie i kosztuje ok. 5 tys. Takie podejście sprawiło, że SpaceX jest w stanie wynieść na orbitę małego satelitę za połowę tego, czego żądają kosmiczni magnaci. Pojawili się więc klienci: pierwszymi byli Pentagon i rząd Malezji. Musk przy każdej okazji przypomina, że koszt i niezawodność niewiele mają ze sobą wspólnego.

NASA zrozumiała wreszcie, że sektor prywatny może ją wyręczyć w niektórych przedsiewzięciach, i to właśnie rakieta produkcji SpaceX – Falcon9 – zawiezie cargo do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Wyniesie kapsułę kosmiczną Dragon, również produkcji SpaceX. Tuż przed gwiazdką 2008 r. NASA przyznała SpaceX kontrakt na 12 lotów rakiety Falcon9 wartości 1,6 mld dol. Ludzi ma wozić Sojuz, ale Musk ma nadzieję, że i to zadanie przypadnie w końcu jemu. A w 2009 r. Falcon1, jako pierwsza prywatnie zbudowana rakieta na paliwo ciekłe, umieścił na orbicie komercyjnego satelitę.

Cichy i szybki

Zdumiewające, że w tym samym czasie pracował nad samochodem elektrycznym. W tym projekcie łatwiej było o pozyskanie inwestorów. Tesla sprzedała dotąd ponad tysiąc samochodów modelu Roadster po cenie 109 tys. dol. Musk przyznaje, że nie jest to imponująca liczba, ale krok milowy dla małego producenta pojazdów elektrycznych. W styczniu 2010 r. rząd USA dał mu 465 mln dol. pożyczki na budowę fabryki modelu S (elektrycznego sedana) oraz na rozwój i montaż baterii, silników elektrycznych, urządzeń kontrolnych zarówno dla Tesli, jak i na sprzedaż innym producentom. Musk przypomina, że pieniądze rządowe, jakie trafiają do Tesli, to nie bliźniak pakietu ratunkowego dla Detroit, lecz pożyczka z Departamentu Energetyki w ramach programu rozwoju samochodu elektrycznego. I że nikt z udziałowców nie zobaczy ani centa, dopóki pożyczka nie zostanie spłacona.

Musk jest także głównym udziałowcem i prezesem rady nadzorczej Solar City, producenta urządzeń energii słonecznej, największego w Kalifornii instalatora paneli słonecznych i dostawcy energii słonecznej. Jego fundacja wspiera edukację, badania medyczne, obserwatorium astronomiczne i propagowanie wiedzy o Marsie.

Lista nagród i honorów, jakie zebrał, jest długa. Magazyn „Esquire” umieścił go na liście 75 najbardziej wpływowych ludzi XXI w. Amerykański Instytut Aeronautyki i Astronautyki kilka lat temu przyznał mu nagrodę za wybitne osiągnięcia w dziedzinie transportu kosmicznego. „Inc. Magazyn” uhonorował go w 2007 r. tytułem Przedsiębiorcy Roku. Za elektryczny samochód Michaił Gorbaczow wręczył mu nagrodę Global Green za 2006 r.

Jest doktorem honoris causa nauk humanistycznych Amherst College w Massachusetts, jednego z najstarszych i najlepszych koledżów Ameryki. Honorowy doktorat przyznał mu także brytyjski University of Surrey, znany z badań nad satelitami. Musk doradza Uniwersytetowi Stanforda. Zdążył już być członkiem Rady Inżynierii Kosmicznej Amerykańskiej Akademii Nauk.

Należy do najwybitniejszych i najciekawszych wizjonerów nowej generacji, których „New York Times” ochrzcił terminem thrillionaires. Thrill to ekscytacja, podniecenie. Thrillionerzy to multimilionerzy, tacy jak Musk, Jeff Bezos, twórca Amazon, czy Paul Allen, współtwórca Microsoftu. To oni część swej fortuny przeznaczyli na projekty, na które nikogo innego nie stać. Rządy, mające zazwyczaj inne priorytety, do nich się nie garną. Konkurentom często brakuje determinacji i wyobraźni. Tymczasem ich fundatorom dostarczają podniet większych i zdrowszych niż kokaina. Potencjalnie służą dobru ludzkości.

Muskowi nie można zarzucić skromności w wytyczaniu celów. Zespołowi SpaceX przypominał, że „zmienia trajektorię historii otwierając przestrzeń dla ludzkości”. Ale patos nigdy nie przesłaniał rzeczywistości. Gdy koszty przekroczyły 50 mln, powiedział, że wytrwa do 100 mln.

Wywołał rewolucję na skalę globalną w dwóch niesłychanie kapitałochłonnych sektorach gospodarki: przemyśle samochodowym i transporcie ponadorbitalnym. Sprzyja mu konstelacja w wielkiej polityce: to, że Obama stawia na nową energetykę, i to, że sekretarzem energetyki został fizyk noblista. Pomogło i to, że NASA ma za sobą serię spektakularnych porażek. Ale o sukcesie w końcowym rozrachunku przesądziły wizja, pasja, wiedza, talent, energia, wiarygodność, upór i odrobina szczęścia.

Musk porywa się na projekty zakrawające na szaleństwo. Tyle że definicja tego, co jest szaleństwem, a co nie jest, zmienia się z czasem. Gdybyśmy – powiada – w 1969 r., gdy człowiek lądował na Księżycu, spytali ludzi, co jest bardziej prawdopodobne w 2009 r.: to, że znajdziemy się na Marsie, czy to, że będziemy nosić w kieszeni mały telefon, z którego można zadzwonić do każdego zakątka Ziemi i przesłać ogromne ilości danych, to scenariusz lądowania na Marsie wygrałby co najmniej stosunkiem 100 do 1. A stało się inaczej.

Polityka 6.2010 (2742) z dnia 06.02.2010; Rynek; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Wizjoner thrillioner"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama