Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Jak naprawić system?

DEBATA: Co z emeryturami?

Czy ona na to wszystko zarobi? Czy ona na to wszystko zarobi? guano / Flickr CC by SA
Optymiści ostrzegają, że przyszłe wypłaty będą zbyt niskie, aby za nie żyć. Pesymiści, że cały system zbankrutuje. Przedstawiamy głosy ekspertów, zapraszamy do dyskusji!
Polityka.pl

Kilka tygodni temu w naszym raporcie o pracujących Polakach pisaliśmy - Na pytanie o zadowolenie z pracy Polacy odpowiadają z roku na rok coraz bardziej entuzjastycznie. Jednocześnie większość tych, którzy skończyli pięćdziesiątkę, chce jak najszybciej odejść na emeryturę. Jak to pogodzić?

Najprostsza odpowiedź brzmi – pracujemy dla pieniędzy. Ale Polacy nie chcą się do tego przyznać, kwestię finansową skromnie pomniejszają, przekonując, że w pracy cenią przede wszystkim jej sensowność, interesujące zajęcie i możliwość rozwoju (CBOS, listopad 2009 r.). A jednak tylko stosunek do pieniędzy jest w stanie wyjaśnić paradoks, że chociaż 78 proc. Polaków deklaruje zadowolenie z pracy, to jednocześnie 60 proc. jej nie cierpi, bo czmychnęłaby na emeryturę przy pierwszej sposobności. Co prawda w opracowaniach CBOS możemy przeczytać, że zadowolenie z dochodów nie przesądza o ogólnym zadowoleniu z życia, czyli że pieniądze szczęścia nie dają, jednak nie jesteśmy tego całkiem pewni. Tylko 30 proc. Polaków badanych w projekcie SHARE (Survey of Health, Ageing and Retiring in Europe) uznało, że ich zarobki wynagradzają wysiłek, jaki wkładają w pracę. W Europie Zachodniej – 55 proc. pytanych.

Pracujemy, bo musimy, ale wciąż zarabiamy za mało, więc pracujemy jeszcze bardziej, ponad siły i w końcu tracimy równowagę między pracą a odpoczynkiem, wpadamy w choroby, psychicznie nadajemy się na złom i jedyną myślą ratunkową jest marzenie o emeryturze, na którą odkładamy wszystkie zaległe sprawy, przyjemności, niespełnione marzenia. Napędza nas strach, uczucie niestety destrukcyjne. Boimy się o pracę, ale boimy się też samej pracy, stosunków w niej panujących, szefa, reprymendy, zwolnienia. Boimy się, bo czujemy się niepewni swoich sił, kompetencji, wykształcenia. Życie Polaka u progu 2010 r. nie jawi się więc zbyt optymistycznie - pisały autorki raportu.

CZYTAJ: Pełny tekst - Raport o pracujących Polakach

Tymczasem sytuacja demograficzna kraju wymaga, abyśmy pracowali jak najdłużej. Bez tego za kilkadziesiąt lat czeka nas emerytalna zapaść. Sytuację miała poprawić reforma emerytalna, wprowadzona za rządu Jerzego Buzka. Ale - jak przekonuje nas w swym tekście prof. Leokadia Oręziak, nie jest to system tak wydajny, jak powinniśmy tego oczekiwać.

W Polsce OFE zarządzane są przez 14 Powszechnych Towarzystw Emerytalnych (PTE). Ze składki emerytalnej wynoszącej 19,52 proc. miesięcznego wynagrodzenia do OFE trafia ponad jedna trzecia (podział składki: OFE 7,3 proc., ZUS 12,22 proc.). Z kwoty otrzymanych składek PTE pobierają sobie od razu opłatę 3,5 proc. (do końca 2009 r. sięgała ona aż 7 proc., a poprzednio nawet 10 proc.). Stanowi ona dla nich stałe, atrakcyjne źródło dochodu. Co miesiąc PTE pobierają też opłaty za zarządzanie aktywami OFE, co oznacza ostatecznie utratę nawet kilkunastu procent z ogólnej kwoty składek wpłaconych przez przyszłego emeryta w okresie ponad 40 lat. Według stanu na koniec grudnia 2009 r., składki do OFE odprowadza 14,3 mln osób. Od 1999 r. do końca grudnia ubiegłego roku ZUS przekazał do funduszy składki emerytalne (wraz z odsetkami) w kwocie 139,2 mld zł. Pieniądze te zostały więc wyjęte z systemu finansów publicznych i trafiły do prywatnych instytucji finansowych. Zatem o tyle mniej było środków na finansowanie sfery publicznej. O taką kwotę trzeba było emitować więcej obligacji skarbowych.

- Każdy dzień istnienia OFE generuje tylko koszty i zagrożenia. (...) Czas stwierdzić, że zagrożenia związane z OFE są bez porównania wyższe niż iluzoryczne korzyści, które miałyby one dać. Zatem nie da się uciec od prawdziwych reform finansów publicznych we wszystkich obszarach. Wszystkie środki już znajdujące się w OFE powinny zostać ustawowo niezwłocznie przeniesione do ZUS, a same fundusze przejść do historii - przekonuje prof. Leokadia Oręziak.

CZYTAJ: Pierwszy głos w naszej dyskusji - zlikwidować OFE!

- Takie sformułowanie problemu to demagogia, zrozumiała w przypadku polityków wykorzystujących dyskusję o systemie emerytalnym dla zdobycia głosów wyborczych, ale zaskakująca w przypadku naukowca - odpowiada na to Jeremi Mordasewicz, członek Rady Nadzorczej ZUS, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Dziś cztery osoby pracują na jednego emeryta, a za 20 lat jednego emeryta będą utrzymywać zaledwie dwie osoby. Nie możemy obciążyć pokolenia naszych dzieci dwukrotnie wyższą składką, bo byłoby to nieuczciwe. A nawet gdybyśmy chcieli to zrobić, to zapewne część pracujących odmówiłaby płacenia tak wysokich składek i przeszła do szarej strefy lub wyjechała za granicę. To prawda, że gromadzenie części składek na naszych kontach w funduszach emerytalnych zmniejsza wpływy do ZUS, ale gdybyśmy z tego zrezygnowali, to pokolenie naszych dzieci padłoby przygniecione ciężarem naszych emerytur. Likwidacja OFE, czyli systemu oszczędzania na emeryturę, nie zmniejszy zobowiązań finansowych państwa wobec emerytów, ale je ukryje.

Jak dalej przekonuje Mordasewicz - teoretycznie, gdybyśmy zrezygnowali z przekazywania części składki emerytalnej do OFE i całe składki przekazywali do ZUS, to moglibyśmy zmniejszyć dotacje z budżetu państwa do ZUS i „zaoszczędzone” w ten sposób pieniądze przeznaczyć na inwestycje. Ale ta teoria jest oderwana od rzeczywistości. Po pierwsze, politycy starają się przypodobać wyborcom i wydatki na bieżącą konsumpcję wypierają wydatki na inwestycje, które procentują dopiero w przyszłości. Politycy woleli przyznać „becikowe” zamiast budować przedszkola. Po drugie, inwestycje, o których decydują politycy, są bardzo często nieefektywne. OFE inwestują w spółki, które mają największe szanse na rozwój i wzrost wartości, politycy najchętniej „inwestują” w branże i regiony, w których mogą pozyskać najwięcej głosów wyborczych.

Zamiast likwidować OFE, jak proponuje prof. Leokadia Oręziak, lub zmniejszać przekazywaną do nich część składki, co proponuje Ministerstwo Pracy, powinniśmy wyciągnąć wnioski z dziesięcioletnich doświadczeń działalności OFE. Należy zmienić regulacje, którym podlegają, aby mogły bardziej efektywnie inwestować nasze oszczędności i wypracować dla nas większe zyski. Należy poszerzyć możliwości inwestowania oszczędności – szczególnie osób młodych – w akcje, a oszczędności osób zbliżających się do emerytury stopniowo przenosić do funduszy bezpieczniejszych. Wynagrodzenie dla powszechnych towarzystw emerytalnych za zarządzanie trzeba natomiast w większym stopniu uzależnić od wyników inwestycyjnych w długim okresie oraz zmniejszyć dopuszczalne wydatki na akwizycję i reklamę. Nie likwidujmy OFE, bo wbrew powszechnej opinii na ich działalności wszyscy zyskamy, zarówno pracownicy, jak i emeryci.

CZYTAJ: Drugi głos w naszej dyskusji - nie likwidować OFE!

Z kolei dr Tomasz Kasprowicz pisze tak: Czy słuszne jest zamknięcie ZUS, czy może jednak likwidacja OFE? Prawda jest taka, że z punktu widzenia naszych emerytur nie ma to większego znaczenia. Powodem jest fakt, że na emerytury odkładamy pieniądze, a nie chleb, elektryczność czy też lekarstwa, choćby dlatego, że nie da się ich przechowywać tak długo. Siłą rzeczy musimy liczyć wyłącznie na to, ile uda się wyprodukować w kraju w czasie, kiedy będziemy na emeryturze. Jeśli młodzi ludzie w wieku produkcyjnym nie będą w stanie wytworzyć wystarczająco dużo, by zaspokoić swoje i nasze potrzeby, zaczną się napięcia pomiędzy pokoleniami.

Co zatem zrobić, by uniknąć takiego scenariusza? Rozwiązań może być kilka. Po pierwsze, można do Polski zaprosić imigrantów. Problem w tym, że starzeją się niemal wszystkie kraje, zatem imigranci będą mogli wybierać w lokalizacjach znacznie bardziej atrakcyjnych niż Polska. Zwiększenie wydajności pracy może być innym rozwiązaniem, ale nie do końca mamy na to wpływ. Najprostsze i najpewniejsze jest inne rozwiązanie: nie przechodzić za szybko na emeryturę - przekonuje Kasprowicz.

CZYTAJ: Trzeci głos w naszej dyskusji.

Do debaty przyłączyła się również Agnieszka Chłoń-Domińczak, wybitny specjalista z zakresu systemów emerytalnych, była wysoka urzędniczka Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Jej zdaniem wokół tematu emerytur narosło wiele szkodliwych mitów. M.in. taki, że kraje rozwinięte nie zdecydowały się na utworzenie obowiązkowych systemów emerytalnych. Panuje również nieuzasadniona obawa, że prywatnie zarządzane OFE roztrwonią pieniądze przyszłych emerytów. Z ośmioma mitami dotyczącymi emerytur rozprawiła się w swym tekście była wiceminister.

CZYTAJ: Czwarty głos w naszej dyskusji

Państwa głosy w tej debacie można znaleźć w tym wątku na forum.
Tutaj zaś znajduje się podsumowanie naszej debaty emerytalnej, napisane przez dziennikarkę POLITYKI - Joannę Solską.

 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną