Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

W pustyni i w puszczy, i na plaży

Egzotyczne urlopy Polaków

tramani_sagrens / Flickr CC by SA
Opozycja obiecuje, że zrobi wszystko, byśmy mogli masowo wyjeżdżać na wakacje do ciepłych krajów. Czy rzeczywiście tak rzadko korzystamy z zagranicznych urlopów?
Ron C./PantherMedia

Faktycznie, ostatni sezon turystyczny, który wypadł w szczycie światowego kryzysu finansowego, był podły. Zbankrutowało co prawda tylko jedno większe biuro, ale takich, które latem i wczesną jesienią wyprzedawały swą ofertę poniżej kosztów, byle tylko zminimalizować straty, było sporo. Według Instytutu Turystyki, w lipcu ub.r. za granicę wyjechało o jedną trzecią rodaków mniej niż rok wcześniej. Dopiero w październiku 2009 r. wyjechało tyle osób, co rok wcześniej o tej samej porze.

Z pierwszych szacunków wynika, że w 2009 r. na wypoczynek za granicą zdecydowało się 6,3 mln Polaków, o 1,3 mln mniej niż w 2008 r. Dobry stan gospodarki i wzrost PKB o ponad 2 proc. nie rozwiał materialnych lęków polskich rodzin, z których około pół miliona zrezygnowało z wyjazdu nad ciepłe morza. Ale te dane mogą być mylące.

Wejście Polski po koniec 2007 r. do strefy Schengen dało nam swobodę podróżowania bez granicznych kontroli od Przylądka Północnego w Norwegii po Lizbonę i Cypr. Na Słowację wolno nam wjechać rowerem leśną dróżką, a np. na Litwę zimą można przejść polami na biegówkach. Ale nasza wolność w podróżowaniu pozbawiła analityków ruchu turystycznego podstawowych źródeł danych o wyjazdach, rejestrowanych dotąd na granicy z Niemcami, Czechami, Słowacją i Litwą, a także znacznej części informacji z granicy morskiej i lotniczej (regularne połączenia promowe i przeloty na lotniska wewnątrz Unii).

Ćwierć wieku temu o każdym naszym wyjeździe i powrocie z zagranicy wiedział urzędnik MSW wydający i odbierający nam paszport. Potem dość dokładnie liczono wyjazdy na przejściach granicznych, a od kiedy tych nie ma, pozostają statystyki z zewnętrznych granic Unii. W kraju nasze uczestnictwo w turystyce badają ankieterzy Ośrodka Badań Opinii Publicznej (OBOP). Co miesiąc, przy okazji innych socjologicznych badań, pytają ok. 1,5 tys. Polaków o ich wyjazdy. Tym, którzy przyznają się do zagranicznych wakacji, stawiane są kolejne pytania: o cel podróży, organizatora, czas pobytu i koszty. Zebrane dane weryfikowane są w końcu roku dodatkowym sondażem wśród 4,5 tys. obywateli. Na tej podstawie Instytut Turystyki szacuje ruch turystyczny i opracowuje prognozy rozwoju.

Lepszej metody dziś nie znajdziemy – mówi dr Krzysztof Łopaciński, szef Instytutu Turystyki – choć zdajemy sobie sprawę, że są to dane orientacyjne.

Z tak przeprowadzanych ankiet wynika, że w 2009 r. w celach turystycznych najczęściej wyjeżdżaliśmy do Niemiec (1,3 mln osób), Włoch (650 tys. osób), Wielkiej Brytanii (500 tys. osób), Austrii, Belgii, Czech, Holandii (po 350 tys. osób), Chorwacji (300 tys. osób), Hiszpanii i Egiptu (po 250 tys. osób).

Urlop pod piramidami

Na przykładzie modnego dziś Egiptu poznać możemy kulisy turystycznej statystyki. Według szacunków Instytutu Turystyki, zarówno w 2008, jak i w 2009 r. urlop nad Nilem spędziło 250 tys. Polaków, gdy tymczasem goszczący w ub.r. w Polsce minister turystyki Egiptu twierdził, iż jego kraj odwiedziło 600 tys. Polaków! Skąd ta różnica?

Prezes Łopaciński tłumaczy ją kilkoma przyczynami. Zazwyczaj każdy kraj przyjmujący, ze względów marketingowych, nieco zawyża liczbę przyjazdów, na czym można jednak zyskać tylko parę procent przyrostu. Podstawową przyczyną rozbieżności między danymi polskimi a egipskimi jest to, że na wakacje do Egiptu zaczęły wyjeżdżać tysiące Polaków z ostatniej „unijnej” fali emigracji, zwłaszcza z Anglii, Irlandii i państw skandynawskich. Często są to nowe rodziny, z urodzonymi za granicą dziećmi, które w Egipcie spotykają się ze swoimi krewnymi i znajomymi mieszkającymi dziś w Polsce. Urlop pod piramidami kosztuje mniej niż urlop na szkockich wrzosowiskach czy nad norweskimi fiordami. Wyjazdy organizuje się za pośrednictwem angielskich i skandynawskich biur podróży. Polska emigracja, bardzo dziś aktywna turystycznie, wypada z badań ankieterów OBOP i z polskich statystyk.

Do Egiptu latają też tysiące Polaków zamieszkałych w Niemczech, z polskim bądź z podwójnym obywatelstwem. A dla Egipcjan nie jest ważne, czy turysta przylatuje z Warszawy, Londynu, Oslo czy Frankfurtu, a to, jakim legitymuje się paszportem (w większości przypadków nadal polskim). Dodatkowo liczbę wypoczywających w Egipcie Polaków zawyżać może to, że spora ich część wyjeżdża stąd na parodniowe wycieczki do Izraela i Jordanii.

Warto by sprawdzić, czy egipskie władze ich powrotu z Ziemi Świętej do Egiptu, skąd dopiero odlatują do Warszawy czy Londynu, nie traktują jako nowego przyjazdu do tego kraju – podpowiada dr Łopaciński. Rozbieżności, ale już na mniejszą skalę, są też w statystykach wyjazdów Polaków do Tunezji i Turcji.

Prof. Krzysztof Podemski, socjolog podróży z UAM w Poznaniu, jest zdania, że statystyki egipskie, państwa z autorytarną władzą, mogą bardziej odpowiadać prawdzie niż szacunki oparte na badaniach ankietowych w Polsce. Zapewne ponad pół miliona Polaków, zarówno z kraju, jak i z nowej emigracji, spędza tam wakacje. Widać zresztą promocję tego kraju w Polsce, z nowym od niedawna, dość bliskim Polakom hasłem reklamowym: „Tu się zaczęło”. Polski turysta jest cenionym klientem, o czym może świadczyć też to, że duża część służby hotelowej potrafi się z nami porozumieć po polsku.

Prezes PiS, ubolewając na kongresie swej partii, że tak mało rodaków wyjeżdża na zagraniczne wczasy, i snując wizję milionów Polaków, którzy zaleją egipskie i tunezyjskie plaże w 2020 r. (kiedy to dzięki rządom PiS Polska wejdzie do dwudziestki najbardziej rozwiniętych państw świata), w swoich rachubach może się przeliczyć.

W 1966 r. choć jeden w życiu pobyt za granicą deklarował co trzydziesty Polak i w wielu przypadkach mogły to być pobyty „przymusowe” związane z wojenną i powojenną wędrówką ludów. W 1990 r. przynajmniej jednorazowy pobyt deklarowała dopiero połowa rodaków, mimo istniejących już od prawie 20 lat dość szerokich możliwości podróży do tzw. krajów socjalistycznych.

 

Odroczone marzenia

Dziś 34 proc. Polaków deklaruje, że dotąd nie przekroczyło polskiej granicy. Zapewne duża część z nich już tego nie zrobi. Przyczyną nie zawsze jest brak pieniędzy. Przeszkodą może być niemożność opuszczenia miejsca pracy (gospodarstwa rolnego, małego sklepiku czy warsztatu), choroba własna lub kogoś z rodziny, obawy wynikające z braku znajomości jakiegokolwiek obcego języka, a także niechęć do wyjazdów w ogóle lub do wszelkich „obcych”.

Badania socjologów wskazują, że większość Polaków marzy o podróżach, ale gdy przychodzi do decyzji, to zwycięża realizm – mówi prof. Podemski. – Podróż staje się odroczonym marzeniem.

Będziemy zadowoleni, jeśli w 2010 r. uda nam się wysłać za granicę tyle samo Polaków co w poprzednim – uważa Józef Ratajski, wiceprezes Polskiej Izby Turystyki (PIT). – Na ten rok biura podróży, pomne ubiegłorocznych doświadczeń, kupiły mniej miejsc.

Początek ubiegłego roku zapowiadał się dobrze. Choć wokół rozlał się już kryzys finansowy, to złotówka trzymała się mocno – 7 stycznia za euro płaciliśmy 3,89 zł, ale już 17 lutego – 4,90 zł. I choć potem złoty zaczął się umacniać, to sprzedaż wycieczek na parę miesięcy zamarła. I to, co wcześniej sprzedawano jako ofertę first minute, przyszło potem wyprzedawać w szczycie sezonu jako last minute.

Prezes Ratajski uważa, że w 2010 r. takich okazji już nie będzie. Nie tylko z uwagi na mniejszą ofertę, ale też silną złotówkę. W biurach podróży nie widać ubiegłorocznego zastoju. Ich szefów interesuje dziś przede wszystkim los rozpatrywanej przez Sejm ustawy o usługach turystycznych. Jeśli przejdą nowe przepisy o dodatkowych gwarancjach na rzecz turystów poszkodowanych bankructwem biura podróży, to można się spodziewać sporej podwyżki cen urlopów nad ciepłymi morzami. Do wyjazdu dopłacą nawet ci, którzy wycieczki już wykupili, jeśli się nie ubezpieczyli za dodatkową opłatą od zmiany jej ceny. Biuro ma prawo podwyższać cenę do 20 dni przed wyjazdem. Ewentualne wyższe ceny mogą wpłynąć na wyniki sprzedaży tegorocznej oferty. Nie musi to jednak oznaczać, że za granicę wyjedzie mniej Polaków. Po prostu więcej zacznie szukać korzystnych ofert w Internecie i organizować sobie samodzielne wyjazdy, korzystając z porad licznych dziś społecznościowych forów turystycznych.

Żyła złota

Jakie kierunki wyjazdów będą modne? Zdaniem wiceprezesa Ratajskiego, reprezentującego interesy biur podróży, wciąż przebojem będzie Egipt (ale milionów nas tam nie będzie, bo jesteśmy średnim, a nie dużym, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców, krajem). Wielu Polaków wyjedzie do Tunezji i coraz bardziej popularnego Maroka. Będziemy jeździć do Turcji, Grecji, Hiszpanii, Chorwacji i do Bułgarii, która ma coraz ciekawszą ofertę.

Znów rośnie liczba wyjazdów do Włoch, po sporym ich spadku wiązanym ze śmiercią w 2005 r. papieża Polaka. Na wzrost wyjazdów do Italii wpływa duża liczba połączeń z włoskimi miastami niskokosztowymi liniami lotniczymi.

Tanie skandynawskie linie lotnicze spowodowały też, że częściej zaczęliśmy odwiedzać naszych północnych sąsiadów. Utrzymuje się natomiast kryzys w wyjazdach na wschód (poza Litwą). O połowę spadła liczba wyjazdów turystycznych do Niemiec. Akurat nad tym nie ma co ubolewać. Wiele z tych rzekomo turystycznych wyjazdów to były wyprawy po tanie używane auta (tzw. strucle). Teraz jest ich mniej, więc i pseudoturystyka zwiędła.

Ekspansja tanich linii lotniczych znacznie ograniczyła też przejazdy samochodów z polską rejestracją przez Niemcy, Czechy, a także Austrię na zachód i południe Europy. To też ma wpływ na statystykę wyjazdów do tych krajów. Można zauważyć rosnące zainteresowanie wyjazdami w bardziej egzotyczne rejony świata. Znów więcej jest chętnych do wyjazdu na rafy koralowe i plaże nad Oceanem Indyjskim (spadek zainteresowania nastąpił po pamiętnym tsunami). Modne są Karaiby: Dominikana, Meksyk i Kuba.

Prawdziwą żyłą złota dla naszych biur podróży, tyle że od lat oczekującą na bardziej intensywną eksploatację, są Stany Zjednoczone. – Gwarantuję, że gdyby Amerykanie znieśli wizy, to przez 2–3 lata kraj ten byłby najliczniej odwiedzanym przez Polaków. I to nie przez wyjeżdżających tam do pracy, ale by Amerykę poznać. Ale polski turysta na tyle się już szanuje, że woli kilka lat poczekać, niż poddawać się upokarzającej wizowej procedurze – mówi Józef Ratajski, wiceprezes PIT.

Nie jest więc aż tak źle z naszymi wyjazdami za granicę, by warto było prezesowi PiS robić z nich polityczną przynętę.

Polityka 12.2010 (2748) z dnia 20.03.2010; Rynek; s. 43
Oryginalny tytuł tekstu: "W pustyni i w puszczy, i na plaży"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną