Ponieważ zdani jesteśmy na import surowców z Rosji, politycy od dawna naciskają, by największe polskie spółki sektora paliwowo-energetycznego inwestowały w poszukiwanie i dostęp do złóż za granicą. Efektem tego nacisku są liczne przedsięwzięcia podejmowane przez PGNiG, Grupę Lotos i Grupę Orlen. Jak dotychczas bez rezultatów, co tłumaczone jest brakiem doświadczenia oraz skromnymi możliwościami finansowymi.
Najbliższe sukcesu wydaje się PGNiG, które jest mniejszościowym udziałowcem (12 proc.) złoża Skarv na norweskim szelfie Morza Północnego. Operatorem jest tam koncern BP, a wspólnikami Statoil oraz E.ON. Trwają przygotowania do wydobycia – pierwsza ropa i gaz mają się pojawić drugiej połowie 2011 r. PGNiG uczestniczy na podobnych zasadach w czterech innych projektach poszukiwawczych na Morzu Północnym. Ma także koncesje poszukiwawcze w Danii, Egipcie, Pakistanie i Libii. Na Morzu Północnym działa Grupa Lotos, która deklaruje, że od 2012 r. chce mieć przynajmniej milion ton własnej ropy rocznie. Spółka LOTOS Norge dysponuje łącznie 10 koncesjami poszukiwawczo-wydobywczymi. Jako najpewniejsze źródło prezentowano dotychczas złoże Yme – Lotos kupił tu 20 proc. udziałów (operatorem jest spółka Talisman).
Zamówiono już platformę wydobywczą. Niestety, ostatnio nadeszły niepokojące wieści: tam, gdzie miała być ropa, znaleziono... wodę. Jedyną zagraniczną ropą Lotosu jest więc na razie surowiec (zaledwie 150 tys. t) wydobywany na terenie Litwy przez spółkę Geonafta. W sąsiedniej Łotwie pod dnem Bałtyku ropy szuka Orlen ze swoim wspólnikiem Kuwait Energy Company. Orlen jest jednak przygnieciony kosztami litewskich Możejek, więc nie stać go na większe inwestycje w poszukiwanie i wydobycie ropy. Zapowiada, że jak się pozbiera, ogłosi swoje plany.