Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

O takich, co góry przenoszą

O takich, co góry przenoszą

Rocznie realizują od 20 do 30 przeprowadzek, co daje obroty około 20 mln zł. Ostatni rok należał do wyjątkowo udanych Rocznie realizują od 20 do 30 przeprowadzek, co daje obroty około 20 mln zł. Ostatni rok należał do wyjątkowo udanych Tadeusz Późniak / Polityka
Lubelscy przedsiębiorcy Jerzy i Bartosz Świderkowie przenoszą cukrownie, cementownie, bloki energetyczne. Ich spółka Pol-Inowex weszła do elitarnego grona europejskich firm specjalizujących się w przemysłowych przeprowadzkach.

W Lublinie na Krochmalnej trwa likwidacja cukrowni. Część budynków już wyburzono, trwa rozbiórka wielkiego silosu, w którym magazynowano tysiące ton cukru. Dach pocięty na części leży już na ziemi. Potężny zbiornik, gdy się go ogląda od środka, wydaje się jeszcze większy. Wysoko na wysięgnikach pracownicy w czerwonych kombinezonach Pol-Inoweksu palnikami nacinają żelazną skorupę, na której pozostały resztki dawnej cukrowej zawartości; spaliny mieszają się z zapachem karmelu. Potem podwieszają do dźwigu kolejne sekcje, kończą cięcie i ponumerowane fragmenty lądują na ziemi.

Podjęliśmy się tego zadania, bo zależało na nim naszemu prezesowi – tak mówi o ojcu Bartosz Świderek, wiceprezes firmy. – Bo ojciec cukier ma we krwi. W Cukrowni Lublin pracowałem kiedyś jako dyrektor – deklaruje prezes Jerzy Świderek. – Dlatego, gdy ogłoszono przetarg na demontaż silosu, było dla mnie oczywiste, że musimy zdobyć ten kontrakt.

Pol-Inoweks wyrósł na cukrze. Świderek senior cukrownikiem został trochę z przypadku. W latach 60. pojechał do Łodzi na studia w ślad za starszym bratem Zbigniewem. Wybrał cukrownictwo, bo pochodził z Lubelszczyzny, a to cukrowe zagłębie. Na studiach trzeba było odbywać wakacyjne praktyki zawodowe. Dzięki prywatnym kontaktom udało mu się dostać do cukrowni w Austrii. To tam wyszlifował niemiecki, a także poznał różnicę między socjalistycznym zakładem pracy a kapitalistyczną firmą.

W tamtych czasach każdy inżynier marzył, by wyjechać na eksportowy kontrakt. Wysyłały na nie polskie centrale handlu zagranicznego, które stawiały w świecie fabryki, budowały drogi i mosty. Taki kontrakt zapewniał zarobki, przy których nawet krajowa pensja dyrektorska mogła się schować. Jeździł także Świderek.

Polityka 26.2010 (2762) z dnia 26.06.2010; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "O takich, co góry przenoszą"
Reklama