Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Egzekucja

Ryszard Krauze w tarapatach

Paweł Wodzyński / BEW
Ryszard Krauze ma dwa tygodnie, by udowodnić, że nie on jest winien Telewizji Familijnej pieniądze, ale ona jemu. Jeśli mu się nie uda, do jego firmy zapuka komornik po 58 mln zł. I raczej nie znajdzie tam gotówki.

Cios zadaje ktoś, kto od siedmiu lat nie istnieje. Telewizja Familijna ogłosiła upadłość w 2003 r. Ale pierwszy sądowy wyrok nakazujący Krauzemu zapłatę 28,5 mln zł zapadł rok wcześniej. Wtedy udał się do sądu wyższej instancji. Kolejne wyroki raz były korzystne dla Krauzego, innym razem – nie. Obecny, nakazujący zapłatę już 58 mln (bo z odsetkami), wydał Sąd Apelacyjny. Prawnicy biznesmena zastanawiają się nad wnioskiem o kasację. Chcą też dowieść, że od sumy, którą Prokom Investments ma oddać syndykowi zarządzającemu masą upadłościową po katolickiej telewizji, dłużnik ma prawo odliczyć swoje wierzytelności. Wyszłoby prawie na zero.

Co to jest 58 mln zł dla osoby, której majątek jeszcze przed kilkoma laty obliczany był na 5 mld zł? Trudno w to uwierzyć, ale dziś dla Krauzego są to pieniądze potężne. Kontrolowane przez niego firmy nie przynoszą zysku, ale mają długi, które trzeba spłacać. Zaciągał je, pod zastaw akcji, głównie Prokom Investments. Więc Krauze co jakiś czas organizuje nowe emisje, a potem sprzedaje pakiety akcji, co z kolei powoduje, że ich ceny lecą w dół i sytuacja staje się jeszcze gorsza. Firmy są notowane na giełdzie, więc finansowe kłopoty oligarchy stały się także kłopotami drobnych akcjonariuszy oraz wielkich funduszy emerytalnych, czyli kilkunastu milionów Polaków.

Prezesi wszystkich firm, kontrolowanych przez Krauzego za pośrednictwem Prokom Investments, dostali od komornika pisma, że wszelkie przepływy finansowe między firmą matką, czyli właśnie PI, a kontrolowanymi przez nią spółkami-córkami (Bioton, Polnord, Petrolinvest) mogą odbywać się tylko za jego wiedzą i zgodą. Kłopot w tym, że jedyna, która obecnie żywi matkę, to Polnord, zajmujący się deweloperką. Pozostałe nie przynoszą dywidendy. Właśnie zawieszono walne zgromadzenie akcjonariuszy, które miało podzielić 40 mln dywidendy Polnordu. Około 20 mln zł przypadłoby Prokomowi, czyli w tej sytuacji – komornikowi. Lepiej więc poczekać, aż sytuacja się wyjaśni.

Bez Fibaka i Muchy

W warszawskiej siedzibie firmy (biura mieszczą się w hotelu Marriott) panuje spora nerwowość, starannie ukrywana przed obcymi. Na zewnątrz niby nic się nie zmieniło. Nadal Krauze porusza się po mieście swoim Mercedesem, za którym podąża jeep z ochroniarzami. Kiedyś jeździły dwa. Nie gra też już tak dużo w tenisa. Kiedyś spędzał na korcie dwie godziny dziennie. Doskwiera serce i kolano. Ale to, co doskwiera najbardziej, to fakt, że z Prokom Investments, jak szczury z tonącego okrętu, ewakuowali się już najbliżsi współpracownicy. Na przykład Wojciech Okoński, były prezes PI (wcześniej minister obrony narodowej w rządzie Józefa Oleksego). To dla Krauzego cios największy. Dawniej nie zdarzało się, żeby ktoś opuszczał go z własnej woli. Nie kręci się już po firmie gen. Sławomir Petelicki, Wojciech Fibak ani były rajdowiec Robert Mucha.

Nadal pozostaje w zarządzie Wiesław Walendziak, o którym ci, co odeszli, mówią, że po prostu nie ma się dokąd ewakuować. Walendziak to były polityk, poseł AWS, a potem Prawa i Sprawiedliwości, skąd odszedł najpierw do firmy Zygmunta Solorza, a potem do Krauzego. Jeden z głównych animatorów Telewizji Familijnej, której ideę grupa pampersów (tak nazywano młodych prawicowych działaczy pod egidą Walendziaka) zaszczepiła Marianowi Krzaklewskiemu w czasach, gdy (z tylnego siedzenia) kierował rządem Jerzego Buzka jako szef AWS. Wcześniej Walendziak szefował telewizji publicznej. Familijna miała być katolicka i pomóc Krzaklewskiemu w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Jej utworzenie było modelowym przykładem politycznego kapitalizmu. Żeby zrozumieć, co w tym przedsięwzięciu robiły prywatne firmy Krauzego – przed kilkoma laty jednego z trójki najbogatszych Polaków – trzeba przypomnieć jego biznesową karierę.

Ryszard Krauze zapracował na miano oligarchy, bo do budowy jego biznesowej potęgi w walnym stopniu przyczynili się politycy. Nieudana polityczna inwestycja w Telewizję Familijną nie była pierwszym, ale kolejnym ogniwem długiego łańcucha interesów biznesmena z państwem. Pierwszy kontrakt, zawarty dzięki politycznym znajomościom, Krauze podpisał w 1990 r. Nikomu nieznany gdyński przedsiębiorca, parający się handlem paliwem i komputerami, miał przygotować oprogramowanie Krajowego Biura Wyborczego na pierwsze demokratyczne wybory parlamentarne. Kilka lat później informatyzuje NIK. Umowę podpisuje ówczesny prezes Izby Lech Kaczyński. Jej realizacja idzie dość marnie. Jeszcze w 2000 r. zamówienie nie jest w pełni wykonane. Wkrótce cały biznes Krauzego opiera się już jednak na intratnych interesach z państwem.

Państwo daje...

Ich ukoronowaniem jest umowa na stworzenie systemu informatycznego dla ZUS, którą podpisała prezes Anna Bańkowska już po przegranych przez SLD wyborach parlamentarnych w 1999 r. Ponieważ strona zamawiająca nie potrafiła sprecyzować swoich oczekiwań, kolejne rządy nie były w stanie domagać się od wykonawcy, Prokom Software, kar za niewywiązywanie się z kontraktu. Po latach, dzięki tej właśnie umowie, firma wyrosła na lidera polskiego rynku informatycznego.

Kiedy rządy obejmuje koalicja AWS-Unia Wolności, Krauzemu zaczyna doskwierać etykietka biznesmena zaprzyjaźnionego z lewicą. Próbuje szukać protektorów po prawej stronie. Gdy zostaje właścicielem wielkiego pola w Wilanowie (kupuje je od państwowej, ale uwłaszczonej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego) – nagle ofiarowuje kilka hektarów pod budowę Świątyni Opatrzności. Grunty są mu potrzebne na drugą nogę biznesowej działalności; oprócz Prokom Software, zajmującej się kontraktami informatycznymi, tworzy Polnord, firmę deweloperską. Wkrótce potem angażuje się finansowo w katolickie Radio Plus, co dodatkowo zbliża go do nowej władzy.

Kiedy Wiesław Walendziak podsuwa Marianowi Krzaklewskiemu pomysł, by za pieniądze państwowych spółek stworzyć katolicką telewizję (która przy okazji zwiększy jego szanse w zbliżających się wyborach parlamentarnych), Ryszard Krauze jest jedynym prywatnym przedsiębiorcą, który wchodzi w to mocno niepewne przedsięwzięcie. PKN Orlen, PSE, KGHM, PZU Życie oraz Prokom Investments Krauzego topią w Telewizji Familijnej 180 mln zł. Prezesi spółek państwowych robią to bez żalu. Pieniądze są państwowe, a politycznemu dysponentowi odmówić nie można. Ale Krauze szybko dostrzega, że Telewizja Familijna marnie radzi sobie na rynku (przygotowywała program dla Telewizji Puls), i postanawia minimalizować straty. Pewnie też dostrzega, że po kolejnych wyborach konfiguracja polityczna znów się zmieni.

Kuriozalność pomysłu Telewizji Familijnej polegała na tym, że firmy państwowe oraz Krauze mieli tylko dać pieniądze (objąć obligacje TF) i się nie wtrącać. Właścicielem koncesji na nadawanie oraz pakietu kontrolnego pozostawali ojcowie franciszkanie. Na Prokom Investments przypadło do zapłaty 26 mln zł.

Aż do wyroku Sądu Apelacyjnego. Pieniądze upadłej Telewizji Familijnej potrzebne są syndykowi; bankrut zostawił bowiem całą listę niespłaconych wierzycieli.

Krauze znany jest z tego, że walczy do końca. Lepiej jednak byłoby dla niego, gdyby ten wyrok zapadł wcześniej. Najlepiej – przed prezentacją przez prokuratora Engelkinga filmu z 40 piętra hotelu Marriott wykonaną za czasów ministra Ziobry. Film miał być koronnym dowodem udziału oligarchy w słynnej aferze gruntowej. Wcześniej nic ataku nie zapowiadało. Krauze był w doskonałych stosunkach z prezydentem Kaczyńskim. Pomagał w jego (nieudanej) wizycie w Kazachstanie, gdzie prezydent miał spotkać się ze swoim kazachskim odpowiednikiem.

...i zabiera

Po ciosie zadanym na 40 piętrze hotelu Marriott, choć nie poszedł za nim żaden akt oskarżenia, biznesmen się już nie podniósł. Pierwszym poważnym sygnałem, że źle się dzieje, była sprzedaż Prokom Software, informatycznej perły w koronie. Obecnie jest częścią giełdowej spółki Asseco, kontrolowanej przez Adama Górala. Plotkowano, że Krauze zdał sobie sprawę, iż na intratne zamówienia rządowe nie ma już co liczyć. A państwo to ciągle najpoważniejszy klient na tym rynku.

Prokom Investments nie ma właściwie żadnych przychodów. Ma tylko pakiety w kilku stworzonych przez Krauzego firmach giełdowych, dzięki którym je kontroluje. Ceny ich akcji stoją jednak marnie. Biotonu dlatego, że ciągle nie spełnia nadziei na podbój rynków światowych polskimi lekami innowacyjnymi. Z rejestracji interferonu oraz hormonu wzrostu na razie nic nie wyszło. Trzeba poprzestać na insulinie, którą Bioton miał zawojować Rosję i Chiny. Ma to zrobić jesienią, wspólnie z Bayerem. Optymistyczne informacje, które firma stara się dostarczać akcjonariuszom, mają to do siebie, że ciągle pisane są w czasie przyszłym. Czas teraźniejszy nie wygląda już tak różowo. Analitycy twierdzą, że Bioton jest mocno zadłużony. W jego świetlaną przyszłość nie uwierzył nawet Janusz Guy, były prezes, który niemal zawsze pracował dla koncernów farmaceutycznych. Też się ewakuował.

Zadłużony jest Petrolinvest. Jeśli nie spłaci 40 mln dol., które winien jest bankowi kazachskiemu, firma nie dostanie przedłużenia koncesji na poszukiwanie ropy w tym kraju. A ropa na razie nie trysnęła. Dwa razy tyle firma winna jest też państwowemu PKO BP. Kredyt zaciągnięto, gdy prezesem banku był mianowany przez PiS Rafał Juszczak, a w jego władzach zasiadał Marek Głuchowski, prawnik z tak zwanej kancelarii prezydenckiej w Trójmieście. Tutaj praktykę odbywała Marta Kaczyńska. Juszczak pracuje dziś u Krauzego.

Paweł Gricuk, były prezes Petrolinvestu, wcześniej pracownik banku JPMorgan, kwestował po świecie, żeby znaleźć dla firmy jakiegoś inwestora strategicznego. Udało się namówić francuską firmę Total oraz Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. EBOiR miał zainwestować w polską firmę 50 mln dol. Rynek na te wiadomości zareagował entuzjastycznie, akcje Petrolinvestu poszybowały. Wtedy Ryszard Krauze sprzedał spory pakiet swoich udziałów, a kurs gwałtownie poszedł w dół. Po tym incydencie Paweł Gricuk także podziękował za robotę.

Kłopoty Krauzego spowodowały mały kryzys w warszawskim świecie finansów. O stabilny kurs akcji jego firm martwią się zapewne szef giełdy, obecny zarząd PKO BP (bo tylko wtedy ma szansę odzyskać pieniądze), podobnie BGK. Żeby obsłużyć swoje zadłużenie, biznesmen sprzedał latyfundium na Żuławach. Inne banki, w których zadłużone są jego firmy, dyskretnie na temat dłużnika milczą.

Intensywnie natomiast pracują prawnicy. Mają dwa tygodnie, aby przekonać sąd, że skoro wyrok nakazuje Krauzemu objąć obligacje Telewizji Familijnej, to teraz syndyk ma obowiązek je od Prokom Investment wykupić. Też z odsetkami. Ryszard Krauze, do niedawna jeden z największych polskich kapitalistów, walczy o przetrwanie.

Polityka 28.2010 (2764) z dnia 10.07.2010; Kraj; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Egzekucja"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną