I właśnie Holendrzy są pionierami w innym podejściu do wody – uważają, że zamiast z nią walczyć, lepiej pójść na kompromis, powstał więc pomysł tzw. pływającego domu. Można go zbudować na stałym lądzie, w pobliżu rzeki czy kanału. Jest wykonany z lekkich materiałów i położony na specjalnej betonowej podstawie. Gdy poziom wody się podniesie, razem z nim uniesie się również sam dom.
Co zrobić, aby taki budynek w razie powodzi nie zaczął po prostu dryfować? Przymocowany jest do wysokich pali, wbitych głęboko w ziemię. I tak jak statek przywiązany linami do nabrzeża, swobodnie może się dostosować do różnego poziomu wody. Aby korzystać na bieżąco z elektryczności czy gazu, potrzebne są jeszcze tylko przegubowe, elastyczne rury i przewody, które również wydłużą się w razie potrzeby. Takie pływające domy istnieją nie tylko w wyobraźni architektów. Kilka lat temu osiedle 46 budynków przyszłości powstało w holenderskiej miejscowości Maasbommel. Na razie jego mieszkańcy nie mieli okazji się przekonać, czy zabezpieczenia są rzeczywiście skuteczne, bo od chwili zasiedlenia budynków okolicy nie nawiedziła powódź.
Pomysł wzbudził spore zainteresowanie w wielu częściach świata, zwłaszcza tych narażonych na zalania. Własny projekt tego typu domów, z uwzględnieniem lokalnej architektury, przygotowała amerykańska fundacja Make It Right, finansowana przez znanego aktora Brada Pitta. Pływające domy mogą być szansą dla Nowego Orleanu, któremu grozi powódź przy każdym wielkim huraganie.