Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Szczerość ministra

A jednak: zakup Energi ma ratować budżet

Minister Michał Boni złożył zaskakujące wyznanie: państwowy koncern PGE ma kupić od państwa państwową spółkę Energa, po to by budżet państwa mógł zainkasować 7,5 mld zł. To po co były to opowieści o narodowych czempionach, budowie silnej polskiej grupy energetycznej i elektrowniach atomowych?

Minister Boni jest zmęczony falą krytyki i wiecznym poganianiem, by rząd wziął się do roboty i realizował swoje obietnice. W wywiadzie „Mam dość tego: szybciej i szybciej” jakiego udzielił Dominice Wielowieyskiej i Agacie Nowakowskiej (Gazeta Wyborcza z 11 października) broni reformatorskiego wizerunku swego rządu. Narzeka na niesprawiedliwą krytykę, w tym także tę, jaka pada ze strony prof. Leszka Balcerowicza. Profesor mobilizuje opinię publiczną przeciwko transakcji przejęcia gdańskiej Energii przez PGE przekonując, że jest ona nieracjonalna ekonomicznie i prowadzi do monopolizacji rynku. Podobnego zdania jest zresztą pani prezes UOKiK, od której teraz zależy, czy transakcja dojdzie do skutku. „Co będzie jeśli UOKiK zablokuje transakcję?” – pytają dziennikarki. „Będziemy mieli wtedy problem, o którym Leszek Balcerowicz tyle mówi. Bo 7,5 mld to jest 0,5-0,6 proc. PKB. Jeśli w maju 2011 r. miałoby się okazać, że jakimś dziwnym trafem przekroczyliśmy nieznacznie próg 55 proc. długu, to wtedy proszę spytać Balcerowicza, czy pisząc swój protest, widział całą złożoność tej sytuacji.” – odpowiada minister.

To pierwsze tak szczere wyznanie w tej sprawie. Wcześniej wszyscy zapewniali, że PGE jest wymarzonym inwestorem dla Energi, że potrzebujemy silnego koncernu energetycznego, a monopolem nie ma się co przejmować, bo mamy przecież konkurencyjny rynek. „Widzę uwarunkowania biznesowe, analizuję je, uwzględniam tendencje w gospodarce europejskiej i światowej i na tej podstawie staram się podejmować decyzje.”- tłumaczył niedawno zasadność tej operacji minister Aleksander Grad w rozmowie z Jackiem Żakowskim na łamach Polityki.

Nie zająknął się, że przełożenie akcji jednej państwowej spółki do kieszeni drugiej państwowej spółki ma na celu wyczarowanie 7,5 mld zł. Tych pieniędzy na razie nie ma. PGE je pożyczy, a potem potrąci sobie z naszych rachunków za prąd. Bo to PGE, jako największy gracz na polskim rynku, ustala poziom cen. Inni się do tego po prostu dostosowują. Ceny energii dla podmiotów gospodarczych są uwolnione, dla odbiorców domowych regulowane, ale regulator ma obowiązek uwzględniać koszty uzasadnione. Więc koszty spłaty obligacji, które posłużą do uregulowania zobowiązań wobec Skarbu Państwa zapłacimy wszyscy – przemysł i gospodarstwa domowe. Tak więc transakcja jest rodzajem nowej daniny publicznej, którą obciążona zostanie energia elektryczna. W komentarzu napisanym po ogłoszeniu decyzji ministra skarbu państwa w sprawie sprzedaży Energi nazwałem go „podatkiem czepionowym”. Okazało się, że miałem rację.

Minister Boni ma żal do Balcerowicza za jego doktrynerstwo i krótkowzroczność. Profesor nie zdaje sobie sprawy, że buntując dziś opinię publiczną przeciw sprzedaży Energii, podkopuje przyszłoroczną stabilność finansów publicznych państwa. Tyle tylko, że Boni nie dostrzega, że broniąc stabilności finansów publicznych w przyszłym roku podkopuje stabilność polskiej energetyki w przyszłym i następnych latach. Ta zaś chwieje się coraz bardziej. Na niedawnym kongresie Nowego Przemysłu energetycy dyskutowali „czy grozi nam blackout?”. Wszyscy byli zgodni, że grozi - a co gorsze - że niewiele się robi by katastrofie energetycznej zapobiec. Nie buduje się nowych elektrowni (poza kilkoma blokami), nie powstają nowe linie przesyłowe ani linii transgraniczne do importu energii. Trwają za to dyskusje na temat elektrowni atomowych, które kosztują fortunę i jeśli powstaną, to nie wcześniej niż za 15 lat. Energetyka musi dziś pilnie inwestować każdą złotówkę, a wyciąganie z niej miliardów na potrzeby państwowej kasy jest dowodem skrajnej nieodpowiedzialności.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną