Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Odwilż dla bogaczy

Oligarchowie wracają do gry

Jan Kulczyk. Zgłosił się do przetargu na poznańska Eneę Jan Kulczyk. Zgłosił się do przetargu na poznańska Eneę Piotr Waniorek / Forum
Skarb Państwa, po latach przerwy, ogłosił przetarg na kilka wielkich prywatyzacji. Czy oznacza to triumfalny powrót Jana Kulczyka, Zygmunta Solorza-Żaka i Ryszarda Krauzego do interesów z politykami?
Zygmunt Solorz-Żak. Co teraz – kupno drugiej połowy udziałów elektrowni Pątnów-Adamów-Konin czy inwestycja w szerokopasmowy Internet?Mirosław Stelmach/Forum Zygmunt Solorz-Żak. Co teraz – kupno drugiej połowy udziałów elektrowni Pątnów-Adamów-Konin czy inwestycja w szerokopasmowy Internet?
Ryszard Krauze. Tym razem walczy nie o intratne zamówienia, ale o dobre imięBartosz Bobkowski/Agencja Gazeta Ryszard Krauze. Tym razem walczy nie o intratne zamówienia, ale o dobre imię

Jan Kulczyk bez państwa nie błyszczy. Giełdowy debiut KOV, jego spółki szukającej ropy w Brunei, nie okazał się sukcesem. Inwestorzy stali się odporniejsi na naftowe miraże. Tym chętniej biznesmen zgłosił się do przetargu na poznańską Eneę. I prawie mu się udało. Prześcignął francuskich konkurentów, ale – gdy wszyscy spodziewali się finalizacji transakcji – minister zmienił zdanie i ponownie zaprosił do rozmów Francuzów, którzy w tej chwili są na prowadzeniu. O tym, kto ostatecznie zakupi wielką firmę energetyczną, dowiemy się w 2011 r. Minister Aleksander Grad odwleka decyzję, bo ma kłopot.

Niewykluczone, że gdyby po Eneę – z takimi samymi pieniędzmi, jakimi dysponował Kulczyk – zgłosił się np. czeski oligarcha Zdenek Bakala (próbował przejąć kopalnię Bogdanka, patrz POLITYKA 48; teraz walczy z Zygmuntem Solorzem o zespół elektrowni Pątnów-Adamów-Konin), już by ją miał. Minister skarbu trochę w tej sprawie przypomina kobietę, która prędzej zaufa obcemu facetowi niż własnemu mężowi po 20 latach nieudanego związku. Kulczykowi szkodzi bowiem biznesowe CV. Media skrupulatnie przypomniały, co od państwa kupił, jak szybko to sprzedał nabywcom zagranicznym oraz ile na tym zarobił. Był tylko pośrednikiem, niczego nie stworzył ani nie rozwinął. Jego główny atut, którym chętnie się posługiwał, że reprezentuje kapitał polski, okazał się blotką.

Z kolei zamrożone od lat stosunki Zygmunta Solorza z ministrami skarbu uległy ociepleniu. Właściciel Polsatu, przejmując kiedyś Elektrim, stał się też właścicielem 50 proc. udziałów zespołu elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. Od lat bez skutku próbuje dokupić drugą połowę i niewykluczone, że właśnie teraz mu się uda. Nikt bowiem nie przejmie pełnej władzy nad PAK bez dogadania się z Solorzem (kontrolowany przez niego Elektrim ma prawo pierwokupu). To nie jedyny interes, który Solorz ma do państwa. Jego ostatnia wielka transakcja, czyli wprowadzenie na giełdę tylnymi drzwiami Polsatu (został kupiony przez giełdowy Cyfrowy Polsat), stała się powodem spekulacji, że Solorz zamierza teraz inwestować w szerokopasmowy Internet. Stworzyłby w ten sposób imperium medialne. Tą drogą mógłby bowiem przesyłać programy swoich telewizji, które można byłoby odbierać na komputerach, a także świadczyć wiele usług internetowych. – Do tego potrzebny jest telekom, bo tylko one mają odpowiednią infrastrukturę techniczną – tłumaczy Bogusława Matuszewska, wiceprezes Polkomtela. W tej chwili na rynku do kupienia może być tylko Polkomtel. Jego właścicielami, oprócz globalnego koncernu Vodafone, są cztery wielkie firmy państwowe: PGE, KGHM, Orlen i Węglokoks. Wartość spółki szacuje się na kilkanaście miliardów złotych. Solorz takich pieniędzy nie ma.

Ryszard Krauze także ma do państwa interes. Tym razem walczy nie o intratne zamówienia, ale o dobre imię. Prokuratura w Katowicach sporządziła właśnie akt oskarżenia, w którym zarzuca mu działanie na szkodę własnej spółki. Sprawa jest dziwna i – jak twierdzi wielu – mocno naciągana. Spekuluje się, że ktoś ciągle wpływowy chce po prostu dokopać Krauzemu, odgrzewając starą historię. W jego obronie stanęły organizacje pracodawców, a także w specjalnym ogłoszeniu – sam Zygmunt Solorz.

Oligarchie na ropie

Pojęcie „oligarchy”, spopularyzowane w IV RP, przyszło do nas z Rosji. Ale gdzież tam najbogatszym Polakom do np. Romana Abramowicza, najbogatszego Rosjanina, który jeszcze w 1989 r. handlował plastikowymi lalkami na bazarze? Rosyjskich oligarchów stworzył Borys Jelcyn w 1995 r., gdy Rosja tkwiła po uszy w problemach finansowych, a prezydent mimo to pragnął wygrać ponownie zbliżające się wybory. Bankier Potanin, dziś jeden z oligarchów, wymyślił wtedy program „pożyczka za akcje”. Zastawem były udziały w najcenniejszych polach naftowych i firmach paliwowych, a także kopalniach złota i innych drogich surowców. W zamian za 200 mln dol. (też na ogół pożyczonych lub użyczonych) Abramowicz, Bieriezowski i kilku innych zostali w rezultacie właścicielami Sibneftu, który kilka lat później został wyceniony na 15 mld dol.

Jeszcze lepszy interes zrobił wtedy Michaił Chodorkowski, który za 309 mln dol. przejął 78 proc. akcji największej rosyjskiej firmy paliwowej – Jukosu, wartej wkrótce 35 mld dol. W podobny sposób państwo pozbyło się kopalni złota, niklu i innych bogactw.

Dzięki rosyjskim paliwom miano oligarchy zyskał w Polsce Aleksander Gudzowaty. Jego fortuna rosła wszak jedynie wtedy, gdy Rosjanie sprzedawali mu gaz. Teraz Bartimpex chyli się ku upadkowi. Gudzowatemu nie pomogło nawet sprywatyzowanie dwóch dużych firm państwowych – Aquawitu i wrocławskiego Polmosu, które miały stać się zrębami biopaliwowego imperium. Dziś jego obecność w czołówce polskiego biznesu jest już wspomnieniem. Po upublicznieniu kompromitujących nagrań z rozmów z Józefem Oleksym i Adamem Michnikiem stracił także pozycję towarzyską i wielu znajomych. Tamte nagrania komentowano jako chęć przypodobania się PiS. W obecnych przetargach prywatyzacyjnych już nie startuje.

Jan Kulczyk pierwszy interes z państwem zrobił, gdy ministrem prywatyzacji (w rządzie Tadeusza Mazowieckiego) był Janusz Lewandowski. – To ja sprzedałem mu poznański browar – przyznaje obecny europejski komisarz do spraw budżetu. – Zapisaliśmy wtedy w programie prywatyzacji, że kapitał polski otrzyma preferencje. Jakoś tych kapitalistów trzeba było stworzyć. Dr Jan umiał skorzystać z nadarzającej się szansy. – Ja już Telekomunikację Polską musiałem mu sprzedać – wspomina Emil Wąsacz (minister w rządzie AWS-UW). Za partnera do transakcji wziął Kulczyka zarówno France Telecom, który stał się właścicielem TP SA, jak i jego główny włoski konkurent. Obu potrafił przekonać, że bez niego do prywatyzacji nie dojdzie. Kulczyk kupował tylko po to, żeby sprzedać. Tak się złożyło, że prawie zawsze kapitałowi zagranicznemu. W ten sposób stał się najbogatszym Polakiem.

Inaczej Zygmunt Solorz: ten niczego nie sprywatyzował, raz nawet prywatyzację popsuł. Kiedy Wiesław Kaczmarek (minister skarbu w rządzie SLD-PSL) wyłonił w przetargu nabywcę Ruchu i miała nim zostać francuska firma Hachette, Solorz nagle publicznie ujawnił warunki przetargu, w którym nawet nie startował (skąd je znał?), i ogłosił, że zapłaci więcej. Przetarg unieważniono, Solorz się wycofał. To nie znaczy, że interesów z państwem nie robił. Pierwszy – gdy w dość niejasnych okolicznościach otrzymał koncesję na telewizję Polsat. Drugi – gdy od ówczesnej prezes NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz kupił upadły Bank Staropolski, obecnie Invest Bank. To był bardzo udany interes.

Dźwignie Kulczyka

Z pojęciem „oligarcha” kojarzą się nie tylko ogromne pieniądze, ale także stosunki z władzą. Realne, choć nieformalne; słowem – układy. Wiesław Kaczmarek, minister skarbu w rządzie Leszka Millera, do dziś jest przekonany, że jego nieoczekiwaną dymisję w 2003 r. wymusił na premierze Jan Kulczyk. Powodem miała być odmowa sprzedania biznesmenowi energetycznej grupy G8, mającej 17 proc. udziału w dystrybucji prądu w zachodnio-północnej części kraju.

Kiedy już wydawało się, że Kulczyk zostanie nabywcą G8, w ręce Kaczmarka wpadł list, który biznesmen napisał do swego ówczesnego konkurenta w tej transakcji. – Prosił w nim, powołując się na wieloletnią znajomość, by prezes niemieckiego EON obniżył o 400 mln zł proponowaną państwu polskiemu cenę za zakłady energetyczne – relacjonuje Kaczmarek. Kopię listu wydrukował wtedy Jerzy Urban w swoim „Nie”. Kulczyk nie zareagował.

Zdumiewające pismo nie było jedynym powodem zerwania negocjacji z biznesmenem. Kaczmarek wymienia kolejne dwa: Kulczyk nie przedstawił gwarancji, że w ogóle ma za co kupić G8. I kolejny – tak naprawdę dr Jan nie zaakceptował ceny, jakiej żądał minister skarbu. Kaczmarek wycenił G8 na ok. 2 mld zł, biznesmen – według relacji ówczesnego ministra – miał się domagać w obecności premiera Leszka Millera jej obniżenia o wspomniane już 400 mln zł.

Rosnące napięcie między biznesmenem a ministrem skarbu zakończyło się niespodziewanym odwołaniem ministra. Konflikt Kulczyk–Kaczmarek przeniósł się poza rząd. Zanim o sprawie dowiedziały się media, życzliwi donieśli Kaczmarkowi o donosie na niego, jaki biznesmen złożył na ręce Zbigniewa Siemiątkowskiego, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych. Kulczyk raportował, że w czasie rozmowy z rosyjskim szpiegiem Ałganowem, która miała miejsce w Wiedniu, dowiedział się, iż Wiesław Kaczmarek oraz Maciej Gierej (wtedy prezes Nafty Polskiej) mieli wziąć od Łukoilu kilka milionów dolarów łapówki za sprzedanie mu Lotosu.

Ten donos stał się chyba największym biznesowym błędem Kulczyka. W rewanżu bowiem Kaczmarek ujawnił „Gazecie Wyborczej”, jak dobre układy z władzą pozwalały Kulczykowi, mającemu w Orlenie zaledwie 11 proc. udziałów, sprawować władzę w największej firmie państwowej. Wywiad stał się kamykiem, który spowodował lawinę – powołanie sejmowej komisji śledczej do spraw Orlenu. Szczegóły nadmiernej zażyłości oligarchy z władzą zostały ujawnione, a w stosunkach z kolejnymi władzami stały się poważnym obciążeniem.

Aleksander Kwaśniewski do tej pory pewnie żałuje, że przy jakiejś okazji sprezentował Kulczykowi obraz. Biznesmen zrobił z niego dźwignię reklamową. Powiesił obraz w gabinecie, dołączając wywieszkę, od kogo pochodzi. Żeby partnerzy biznesowi zdawali sobie sprawę, z kim mają do czynienia. To nie jedyny przykład, który dowodzi, że większą zręczność przejawiali przedsiębiorcy, nie politycy.

Największą zręcznością wykazał się Zygmunt Solorz, unikający zarówno salonu Polskiej Rady Biznesu w pałacyku Sobańskich, jak i bliskich kontaktów z władzą. Jeśli już były, to na bardzo niskim szczeblu, np. prezesa państwowego Totalizatora Sportowego. Niby drobny fakt – przeniesienie transmisji z losowania totolotka z TVP do Polsatu – napędził Polsatowi sporo widzów i reklamodawców. Żadnych większych błędów, które odbiłyby się na jego stosunkach z państwem, Solorz jednak nie popełnił (jego stacja była bardzo ostrożna politycznie) i to zapewne będzie mu procentować.

Jego rozległe biznesy przez ostatnie lata mocno się ucywilizowały. Z czasem malała niechęć Solorza do giełdy, która wymaga przejrzystości. Najpierw zdecydował się na upublicznienie akcji Cyfrowego Polsatu, teraz dołączyła spółka-matka, czyli sam Polsat. To Solorz jest dziś w polskim biznesie numerem 1, wzbogacił się nawet na kryzysie. W obecnych przetargach prywatyzacyjnych ma bardzo mocną pozycję.

Huśtawka Krauzego

Swój największy błąd biznesowy Ryszard Krauze popełnił w połowie lat 90. Obecne kłopoty są tylko tego konsekwencją. To wtedy po raz pierwszy oszołomił go zapach wielkiej ropy. Miał nadzieję, że w Kongu tryśnie ona tajemniczej spółce King&King, którą wspierał finansowo. Potem media donosiły, że właściciele spółki są powiązani ze służbami specjalnymi, ale tych Krauze się nie bał. Ropa nie trysnęła, a dziś prokuratura zarzuca Krauzemu, że przekazując spółce pieniądze, działał na szkodę własnej firmy Prokom Investments. Mimo że Krauze niespłaconą wierzytelność sprzedał innej, powiązanej z nim, firmie w zamian za jej akcje. Prokom szkody więc nie poniósł.

Choć dorobek biznesowy Krauzego był olbrzymi – stworzył i wprowadził na giełdę Prokom (dziś przejęty przez ASSECO), Bioton, Polnord – najważniejsza stała się dla niego ropa. Gorączka naftowa zaprowadziła go aż do Kazachstanu. Jeszcze w czasach rządu PiS, które Kulczyk postanowił przeczekać w Londynie, Krauze ciągle czuł się bezpieczny. Parasolem ochronnym miała być zażyłość z Lechem Kaczyńskim.

Jego diagnoza sytuacji wydawała się trafna. Rząd PiS, LPR i Samoobrony wymiatał z wielkich, kontrolowanych przez państwo, spółek ludzi powiązanych z poprzednimi ekipami, ale ci nowi – jak się potem okazało – nadal byli zaprzyjaźnieni z Krauzem. Więc chociaż żaden bank komercyjny nie udzieliłby biznesmenowi tak potężnego kredytu na poszukiwanie ropy w Kazachstanie, zrobiły to dwa banki państwowe – BGK oraz PKO BP (były prezes tego ostatniego pracuje dziś u Krauzego) – pod zastaw akcji Biotonu i Polnordu. Większa część tej pożyczki ciągle jest niespłacona, ropa nie tryska, a koncesja na jej poszukiwanie jest zastawiona w banku kazachskim.

Jeszcze w czasach PiS najwyżsi urzędnicy Ministerstwa Zdrowia przyjeżdżali do biura Krauzego w Marriotcie, bo biznesmen miał do nich sprawę. Nie do pomyślenia było, żeby zachodnie koncerny farmaceutyczne bezkarnie naruszały interesy jego Biotonu. Teraz wahadło wychyliło się całkiem w drugą stronę. Koncerny, manipulując stowarzyszeniem chorych, chcą zmusić Ministerstwo Zdrowia do wpisania na listę refundacyjną ich specyfików, kilka razy droższych. Odbyłoby się to kosztem polskiego Biotonu i… budżetu. Ale Krauze już nie wzywa ministra do siebie ani nawet nie zaprasza, prosi o pomoc PKPP Lewiatan. Formy lobbingu też się cywilizują.

Stosunków z państwem nie usiłuje wznowić Jerzy Starak, właściciel kupionej od państwa Polpharmy. Firma produkuje leki niechronione patentami i ciągle zapewnia godne życie głównemu udziałowcowi. W czasach rządu Millera miał on ambitne plany zagospodarowania, wspólnie z koncernem amerykańskim, rynku polskiej krwi (jej dysponentem jest Ministerstwo Zdrowia), ale przypominanie o tym mogłoby być obecnie kłopotliwe. Ma związek z niewybudowaną fabryką frakcjonowania osocza. Sprawa ciągle jest w sądzie.

Lepszy Bakala?

Andrzej Mikosz, minister skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, uważa, że państwo polskie dopracowało się już cywilizowanych standardów w stosunkach z wielkim biznesem. Nie miałby też nic przeciwko sprzedaży Kulczykowi Enei. Mikosz jest poznaniakiem i cieszy się, że już w listopadzie 2011 r. można będzie pojechać autostradą, którą po wielu, wielu latach wybuduje wreszcie firma Kulczyka. Nie do biznesmena ma też pretensje, ale do państwa, że – podpisując z nim umowę – nie zadbało o interes obywateli. Z autostrady Kulczyka prawie nie ma zjazdów, bo to podraża koszty budowy. Mikosz ma nadzieję, że takich umów urzędnicy już nie sporządzają.

Krzysztof Rozen z firmy doradczej KPMG dziwi się, że powrót wielkiego biznesu do transakcji prywatyzacyjnych budzi tak wielkie emocje. Kogo w Polsce stać, żeby wyłożyć 10 mld zł? Nawet nie Kulczyka. Przy Zdenku Bakali, czeskim oligarsze, Kulczyk jest ubogi. Ale Bakala w Polsce emocji nie budzi, bo nie wiemy, jak się dorobił. Czy byłoby lepiej dla polskiej gospodarki, gdyby to Bakala, a nie Solorz, przejął kontrolę nad PAK?

Tymczasem Solorz, choć w Polsce najbogatszy, też będzie musiał wybierać, na wszystko go nie stać. Bogusława Matuszewska z Polkomtela wcale nie jest pewna, czy pogłoski o chęci przejęcia przez niego operatora telefonii komórkowej nie są mocno przesadzone. – Inwestycja w szerokopasmowy Internet obarczona jest wielkim ryzykiem – uważa. – Nie wiemy, ile użytkownik komputera będzie chciał zapłacić za możliwość oglądania na nim programów telewizyjnych. Istnieje uzasadnione podejrzenie, że najchętniej skorzystałby z niej za darmo.

Może więc Solorz będzie wolał jednak zainwestować w PAK? Prawo pierwokupu ma Elektrim, obecnie w upadłości. Biznesmen musiałby go reanimować i – jak twierdzą analitycy – znów upublicznić jego walory. Kilka lat temu wyprowadził z firmy najcenniejsze aktywa – grunty Portu Praskiego. Reanimacja Elektrimu mogłaby być kolejnym etapem przywracania cywilizowanych standardów: jego drobni wierzyciele mieliby szansę na odzyskanie straconych pieniędzy. Przy okazji 400 mln zł odzyskałby Skarb Państwa. Z twarzą wyszedł też Solorz z konfliktu między udziałowcami PTC Era – właśnie zawarli ugodę.

Oligarchowie rosyjscy otrzymali fortuny od polityków i uwierzyli, że dzięki pieniądzom stali się niezależni. Kiedy jednak Chodorkowski spróbował kontrolę nad Jukosem sprzedać Exxonowi, szybko trafił do więzienia. Władza dała i odebrała. Tym razem rozgrywającym okazał się Putin. Na drugim biegunie, w Stanach Zjednoczonych, firmy paliwowe czy zbrojeniowe mają w Waszyngtonie lobbystów, regularnie spotykających się z kongresmenami, aby zabiegać o interesy firmy. Przez ostatnich kilka lat polski model polegał na udawaniu, że państwo z wielkim biznesem interesów robić nie będzie, a nawet nie będzie utrzymywać kontaktów. Teraz klimat jest łagodniejszy, ale lody jeszcze nie puściły.

Polityka 52.2010 (2788) z dnia 25.12.2010; Rynek; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Odwilż dla bogaczy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną