Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Dominik Libicki. Władca multimediów

Z teatru na fotel prezesa mediowego giganta

Domink Libicki, prezes Cyfrowego Polsatu, przy wielkim satelitarnym centrum nadawczo-odbiorczym na obrzeżach Warszawy. Domink Libicki, prezes Cyfrowego Polsatu, przy wielkim satelitarnym centrum nadawczo-odbiorczym na obrzeżach Warszawy. Piotr Waniorek/Forbes / Forum
Dotąd kierował platformą cyfrowej telewizji satelitarnej, ale już od marca 2011 r. stanie na czele największej grupy medialnej w kraju.
Cyfrowy Polsat trafił na dobry czas, gdy talerz za oknem stał się symbolem statusu społecznego. Ale domów, w których jeszcze nie ma dekodera, jest już tylko 1,5 mln. Trzeba szukać nowych klientów.Krzysztof Wojcik/Forum Cyfrowy Polsat trafił na dobry czas, gdy talerz za oknem stał się symbolem statusu społecznego. Ale domów, w których jeszcze nie ma dekodera, jest już tylko 1,5 mln. Trzeba szukać nowych klientów.
Dominik Libicki - styl bycia sympatycznego południowca, ale w negocjacjach potrafi być zadziwiająco twardy.Reuters/Peter Andrews/Forum Dominik Libicki - styl bycia sympatycznego południowca, ale w negocjacjach potrafi być zadziwiająco twardy.

W połowie listopada 2010 r., w dzień po ogłoszeniu największej od lat transakcji na polskim rynku medialnym, Dominik Libicki (47 lat) – prezes platformy Cyfrowy Polsat – wyjechał na ponad tydzień z kraju. Wyruszył na tzw. road-show, czyli cykl spotkań i prezentacji w Pradze, Londynie i Nowym Jorku, gdzie rozmawiał z kluczowymi inwestorami i partnerami kierowanej przez siebie giełdowej spółki. A miał im sporo do wyjaśnienia. Musiał wytłumaczyć, dlaczego Cyfrowy Polsat, platforma telewizji satelitarnej kontrolowana przez Zygmunta Solorza-Żaka, ma zamiar przejąć telewizję Polsat, również kontrolowaną przez Zygmunta Solorza-Żaka. I dlaczego ma zamiar za nią zapłacić 3,75 mld zł, przy czym zdecydowaną większość tej kwoty musi wcześniej pożyczyć.

Za oboma przedsięwzięciami stoi Solorz – jeden z najbogatszych Polaków – i wychodzi na to, że przekłada sobie pieniądze z jednej kieszeni do drugiej. Analitycy giełdowi twierdzą jednak, że ta transakcja to majstersztyk planowania. A osoba, która opracowywała pewne jej szczegóły, zdradza, że była przygotowywana od dawna. Nie bez powodu akcjonariusze telewizji powoli, ale systematycznie przenosili swe interesy na Cypr, gdzie podatki są niskie, a biurokracja znikoma. Solorz poszukiwał strategicznego inwestora dla Polsatu przez wiele lat. Ostatecznie zrezygnował, bo żaden nie gwarantował mu zachowania tego, na czym mu najbardziej zależało, czyli pełnej władzy w firmie.

Zmieniono więc koncepcję. Postanowiono, że pierwsza polska telewizja prywatna (wystartowała w grudniu 1992 r.) zadebiutuje na giełdzie. I w 2011 r. faktycznie to się wydarzy, choć wejście na parkiet odbywa się niejako tylnymi drzwiami – wchłonie ją spółka już na GPW notowana.

Cyfrowy Polsat – wymyślony i założony przez Solorza w 1999 r. – to na przejmującego kandydat idealny. Sygnał tej największej dziś w kraju, i czwartej co do wielkości w Europie, płatnej platformy cyfrowej dociera poprzez anteny satelitarne do 3,2 mln domów i mieszkań. Każde z nich opłaca średnio 40 zł abonamentu miesięcznie. W ten sposób Cyfrowy Polsat stał się prawdziwą maszynką do zarabiania pieniędzy (w pierwszych 9 miesiącach 2010 r. spółka miała przychody 1,1 mld zł i zysk netto 222 mln zł), a jego giełdowy debiut dwa lata temu był sporym sukcesem.

Teraz, w wyniku przyłączenia Telewizji do Cyfrowego Polsatu, powstanie największa w kraju grupa medialna, wyprzedzająca TVP, Agorę (wydawcę m.in. „Gazety Wyborczej”), konkurencyjną platformę Cyfra+ oraz odwiecznych rywali z grupy TVN (w jej skład oprócz telewizji wchodzi też portal Onet i trzecia cyfrowa platforma: N). Transakcja ma być zakończona w marcu. Wtedy młodsza giełdowa spółka-córka przejmie spółkę-matkę. Zaś szefujący Cyfrowemu Polsatowi Dominik Libicki, niegdyś odkryty przez Solorza – jego pilny uczeń i naśladowca – wyrośnie oficjalnie na jedną z głównych postaci medialnego imperium spod znaku słoneczka. Nieoficjalnie jest nią już od dawna.

Pociągała go scena

Jak wielu w Polsacie, również Libicki pochodzi z Wrocławia. Jest członkiem tzw. klanu Libickich – znanej rodziny, która osiadła w Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku. Z klanu wywodził się m.in. Konrad Libicki, w latach 30. prezes Polskiej Agencji Telegraficznej (protoplastki PAP) oraz Polskiego Radia. Część rodziny Libickich, która wyemigrowała, zasiliła kadry Radia Wolna Europa.

Druga po mediach ich rodzinna fascynacja to polityka. Bardziej aktywnie uczestniczy w niej wielkopolska gałąź rodu. Stryjem prezesa Cyfrowego Polsatu jest Marcin Libicki, niegdyś główny rozgrywający w strukturach Prawa i Sprawiedliwości w Poznaniu i europoseł z ramienia tej partii. W 2009 r. był jednym z pierwszych, którzy odeszli z partii Kaczyńskich. Syn Marcina (a brat stryjeczny Dominika) – poseł Jan Filip Libicki – wszedł do Sejmu z listy PiS. Teraz jako secesjonista działa aktywnie w ugrupowaniu Polska Jest Najważniejsza Joanny Kluzik-Rostkowskiej.

Jeśli chodzi o poglądy polityczne, rodzina jest pęknięta dokładnie na pół. Tych z Poznania zawsze skręcało w prawo, zaś ci z Wrocławia sympatyzowali ze środowiskami Unii Wolności i PO. – Ostatecznie obowiązuje niepisana umowa, że przy rodzinnych uroczystościach o polityce się nie dyskutuje. Zresztą przez lata temperatura sporów przy świątecznym stole jakby opadła – tłumaczy poseł Jan Filip.

Karierę zawodową Dominika określił fakt, że dzień po jego 18 urodzinach ogłoszono stan wojenny. Musiał więc szybko wybrać studia, aby uniknąć przymusowego poboru. Ciągnęło go w stronę kierunków humanistycznych, ale ojciec namawiał na specjalizację, która w przyszłości da pewny zawód w niepewnych czasach. Skończył więc politechnikę z tytułem inżyniera ochrony środowiska bez specjalnego przekonania, że kiedykolwiek będzie pracował w zawodzie. Jeszcze w trakcie studiów chodził jako wolny słuchacz na wykłady z kulturoznawstwa. Zawsze czyta kilka książek jednocześnie. Ostatnio: „Stambuł” Orhana Pamuka, dzienniki Salvadora Dali i „Rodzinę Borgiów” Mario Puzo.

Ciągnęło go w świat, więc wpadł na pomysł, aby zarabianie pieniędzy za granicą połączyć z egzotyczną przygodą. Był m.in. stewardem na luksusowych statkach wycieczkowych pływających po Karaibach. Z tamtych lat została mu biegła znajomość języka hiszpańskiego i głęboka miłość do Ameryki Południowej. Odwzajemniona, bo kupił dom w Brazylii, gdzie lubi spędzać urlopy. Ze względu na urodę i luźny styl bycia południowca może czuć się tam jak u siebie. Po powrocie do kraju, na początku lat 90., odnalazł się w budującym się i rozwijającym błyskawicznie polskim show-biznesie.

Rekord Gołoty

Libicki pracował w Teatrze Polskim we Wrocławiu, a potem zajął się produkcją filmową i telewizyjną. Miał własne studio i w październiku 1998 r. organizował transmisję walki bokserskiej Andrzeja Gołoty z Timem Witherspoonem. Galę we wrocławskiej Hali Ludowej pokazywał na żywo Polsat. To wydarzenie zgromadziło rekordową jak na tamte czasy widownię – 11 mln osób, wynik do dziś budzący szacunek (potem takie rezultaty osiągał jedynie skaczący po kryształową kulę Adam Małysz). Wtedy właśnie Libickiego wypatrzył Solorz i ściągnął do Polsatu. W marcu 2001 r. 38-letni wtedy menedżer został szefem spółki wartej dziś miliardy złotych.

Jednak historia Cyfrowego Polsatu jest jak opowieść o brzydkim kaczątku. Gdy ruszał w 1999 r., na rynku działało już dwóch mocnych graczy – Amerykanie z Wizji TV i Francuzi z Cyfry+ (później w 2001 r. połączyli swe siły). Nastawili się na tzw. produkt premium, dla zamożnego wielkomiejskiego klienta, któremu pokazywali wielkie imprezy sportowe i filmy w cyfrowej jakości. Ale też kazali sobie słono za to płacić (nawet 100–150 zł abonamentu miesięcznie). Strategia Solorza, którą miał zrealizować Libicki, zakładała odmienne podejście. Należało zaoferować produkt masowy, o połowę tańszy niż konkurencja. „Zamiast walczyć o rynek w wielkich miastach, gdzie dodatkowo narażamy się na konkurencję ze strony kablówek, nastawimy się na mniejsze miejscowości i przedmieścia” mówił wtedy dziennikarzom. W branży zakładano się, kiedy przedsięwzięcie zbankrutuje.

Żarty skończyły się jesienią 2006 r., gdy firma kierowana przez Libickiego ogłosiła, że przeskoczyła konkurencję z Cyfry+. Sukces był na tyle nęcący, że postanowili go powielić rywale z TVN. W 2006 r. uruchomili własną platformę telewizji satelitarnej pod nazwą N.

Z ziemi chińskiej do Polski

Zarówno współpracownicy Dominika Libickiego, jak i jego biznesowi przeciwnicy wypowiadają się o nim z wielkim szacunkiem, choć raczej nie pod nazwiskiem. – To twardy negocjator i przewidujący strateg – mówi członek zarządu z konkurencji. Respekt wzbudza również fakt, że udało mu się ułożyć partnerskie relacje z tzw. dużym prezesem, jak wszyscy w podległych mu spółkach nazywają Zygmunta Solorza. – Libicki swymi kompetencjami i trafnymi decyzjami zbudował sobie pozycję i dużą niezależność – mówi bliski współpracownik obu panów. – Przez lata przeszedł z pozycji zarządzającego biznesem Solorza na pozycję robiącego mu biznes. To może zmiana subtelna, ale w tej firmie bardzo znacząca – dopowiada inna osoba od lat związana z Polsatem.

Zdaniem rozmówców, panowie dogadują się tak dobrze, bo mają podobne cechy charakteru. Obaj są typami przywódców. Obaj lubią mieć wszystko pod kontrolą w myśl zasady, że pańskie oko konia tuczy. Uważnie oglądają każdą wydawaną złotówkę. – Nie boją się zatrudniać ludzi z kompetencjami. Wiedzą, czego chcą, ale nie udają, że wiedzą wszystko. Dogłębnie prześwietlają każdy problem. Dotąd pytają i dociekają, aż wszystko zrozumieją. A potem podejmują decyzje – mówi Wiesław Walendziak, który wielokrotnie pracował dla firm z imperium Solorza. Dodaje również, że Libicki nigdy nie bał się podejmować wyzwań, które inni uznawali za niemożliwe.

Tak było np. z produkcją dekoderów Cyfrowego Polsatu. O tym, że większość sprzedawanego na świecie sprzętu pochodzi od dostawców z Chin i Tajwanu, wiadomo od lat. Zlecanie tam produkcji – wszystko jedno, odtwarzacza MP3, telefonu komórkowego czy nawigacji GPS – jest po prostu tańsze i wygodniejsze. Tymczasem Cyfrowy Polsat konstruuje swe dekodery tuż obok siedziby spółki. Nowoczesna fabryka, zatrudniająca blisko 200 osób, została zbudowana za płotem. – W ten sposób mamy nadzór nad całym procesem produkcji i możemy dokonywać błyskawicznych poprawek. W przypadku dostawców z Chin zmiana jednego niewielkiego elementu może trwać nawet kilka miesięcy, bo trzeba doliczyć czas transportu drogą morską – tłumaczy Libicki. Poza tym – przekonuje – oprócz jakości ważna jest cena, a na Dalekim Wschodzie nikt nie wyprodukuje i nie sprzeda mu tak dobrych dekoderów tak tanio jak on sam sobie.

Polsat swój widzi ogromny

Samodzielność i samowystarczalność to zresztą cecha charakterystyczna projektów, które Libicki realizuje w Cyfrowym Polsacie. Tę ścieżkę wybrano również, gdy firma wprowadziła ofertę telefonii komórkowej, zostając tzw. wirtualnym operatorem. Większość tego typu przedsięwzięć na rynku, np. telefonia Mova sieci hipermarketów Carrefour czy skierowany do mężczyzn Mobilking, ogranicza się do zaprojektowania chwytliwej marki, a całą resztę – infrastrukturę techniczną, rozliczenia, a często nawet obsługę klienta, wykupuje u jednego z operatorów sieci komórkowej. Tymczasem Cyfrowy Polsat zaczął od sporych inwestycji w system billingowy, centralę, biuro obsługi klienta, logistykę, własną infrastrukturę.

– Staramy się zauważać najnowsze światowe trendy i wprowadzać je po swojemu, z uwzględnieniem potrzeb naszego rynku. Prosta zasada kopiuj-wklej moim zdaniem nie działa – mówi Libicki. Najgorętszy dziś światowy trend to dostęp do bardzo szybkiego, szerokopasmowego mobilnego Internetu, na który Cyfrowy Polsat teraz stawia. Głównie dlatego, że liczba nowych abonentów na dekodery telewizyjne nie będzie wiecznie rosnąć.

Już teraz klient może zamówić telewizję, telefon komórkowy i mobilny dostęp do sieci. Ale prawdziwym hitem, zdaniem Libickiego, będzie dopiero sieć czwartej generacji, tzw. LTE, która pozwoli ściągać z Internetu pliki z szybkością do 100 Mb/s (w przyszłości teoretycznie nawet 326 Mb/s). Dla porównania – najszybszy dziś Internet mobilny u operatorów komórkowych rozpędza się – w sprzyjających warunkach – do 21 Mb/s.

Choć na początku zasięg sieci LTE będzie niewielki, a klientów czekają zapewne niedogodności, które zawsze serwuje niestabilna w fazie narodzin technologia, to jednak Cyfrowy Polsat jako pierwszy w Polsce, i jeden z pierwszych na świecie, uruchomi w 2011 r. sieć 4G. Wyprzedzi nawet Plusa, Erę i Orange, operatorów od lat specjalizujących się w technologiach mobilnych. Już ruszyły testy Internetu w LTE – pierwszych 10 tys. klientów otrzyma dostęp do usług przez pół roku za darmo.

– Widzę przyszłość Cyfrowego Polsatu jako producenta i dostawcy informacji oraz rozrywki w polskich domach, niezależnie od metody i technologii wybranej przez klienta – przedstawia swą wizję Libicki. – Za kilka lub kilkanaście lat duża część biznesu będzie się opierała na transmisji danych. Klient kupi pakiet danych i sam zdecyduje, jak go wykorzysta – na ściągnięcie w dwie minuty filmu w technologii HD, obejrzenie wiadomości, surfowanie po sieci, gry czy tradycyjną rozmowę telefoniczną.

Aby ją zrealizować, Cyfrowy Polsat musi wejść do innej ligi – z firmy medialnej stać się gigantem telekomunikacyjnym. Stanąć w szranki z TP i operatorami komórek. Potrzebne wtedy będą olbrzymie pieniądze na infrastrukturę. Czy właśnie dlatego Solorz przełożył z jednej kieszeni do drugiej 3,75 mld zł? Pytanie, na co jednemu z najbogatszych Polaków potrzebne są pieniądze ze sprzedaży słonecznej telewizji, pozostanie w najbliższych miesiącach jednym z najciekawszych tematów do dociekań w świecie biznesu.

Polityka 01.2011 (2789) z dnia 07.01.2011; Ludzie Roku 2011 - Kariery; s. 118
Oryginalny tytuł tekstu: "Dominik Libicki. Władca multimediów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną