Na przejściach granicznych z Federacją Rosyjską w Bezledach, Gronowie, Gołdapi, Grzechotkach ruch, jakiego dawno nie widziano. W ostatnich miesiącach wzrósł o 40 proc. W kolejce czekają głównie samochody osobowe. Miejscowe rejestracje. Celnicy oglądają dokładnie każdy samochód wjeżdżający do Polski. Zawsze szukali papierosów i alkoholu, bo to przemytnicza masówka. Ostatnio bardziej koncentrują się na sprawdzaniu konstrukcji aut.
– Każdy samochód może wjechać do Polski z pełnym zbiornikiem paliwa. Musi to być jednak zbiornik fabryczny, przeznaczony do tego właśnie modelu. Celnicy sprawdzają, czy w samochodzie nie dokonano niedozwolonych przeróbek – wyjaśnia Anna Hatała-Wanat z Izby Celnej w Olsztynie.
Przeróbki polegają na montowaniu domowym sposobem większego zbiornika z innego auta, a czasem także drugiego, dodatkowego. Celnicy zaostrzyli czujność od czasu, kiedy na przejściu w Gołdapi spalił się samochód kempingowy. Kierowca w ostatniej chwili salwował się ucieczką. Zapaliło się paliwo pochowane w prowizorycznych zbiornikach. Taki samochód turystyczny ma tysiące zakamarków, które aż kuszą, by je zagospodarować w celach przemytniczych. Zysk jest na tyle duży, żeby rozsądek schować do kieszeni.
Tam za litr benzyny płaci się mniej niż 30 rubli (ok. 3 zł), u nas trzeba wydać przynajmniej 5,20 zł. Głupi by nie skorzystał. Niektórzy próbują kombinować z przeróbkami czy wielkimi kanistrami w bagażniku, ale większość zadowala się małym, bezpiecznym zyskiem. Kto ma wielokrotną wizę, jedzie do obwodu kaliningradzkiego raz na dobę (częściej nie można) i wraca zatankowany pod korek. Do tego kanister 10 litrów, bo na taki zezwalają przepisy. No i oczywiście zestaw obowiązkowy – litr wódki plus dwie paczki papierosów. To wprawdzie żaden interes, ale grzech zmarnować kurs.