Hiszpański ogórek może i został zrehabilitowany, ale marna to pociecha dla rolników z Półwyspu Iberyjskiego, których cały świat załamał się z powodu tragicznego błędu, popełnionego w Hamburgu przez lokalne władze. Hiszpanie szacują swoje straty na przynajmniej 200 mln euro tygodniowo, co dla kraju i tak od kilku lat pogrążonego w kryzysie, jest szczególnie deprymujące. Ale przecież nie tylko hiszpańscy rolnicy ucierpieli na niewłaściwej diagnozie Niemców. Spadek zainteresowania klientów świeżymi warzywami, nie tylko ogórkami, zanotowano w całej Europie – także i u nas.
A do tego Rosja jak zwykle wykorzystała okazję, by przypomnieć o swoim znaczeniu i pod pretekstem dbania o zdrowie własnego narodu zakazała natychmiast importu jakichkolwiek świeżych warzyw z całej Unii Europejskiej. Dla Polski postawa Rosjan może mieć fatalne konsekwencje, bo tylko w ubiegłym roku wyeksportowaliśmy do wschodniego sąsiada warzywa warte ok. 120 mln euro. A dane za pierwszy kwartał wskazywały, że ten rok może być jeszcze lepszy.
Nic zatem dziwnego, że ministrowie rolnictwa wszystkich krajów unijnych, by uspokoić nastroje na swoich rynkach, obiecują rekompensaty. Wyrównaniem strat ma się zająć Komisja Europejska, choć pewnie wielu rolników, nie tylko z Hiszpanii, chętnie wysłałoby rachunki prosto do Niemiec. I miałoby sporo racji, bo o ile Niemców często stawia się za wzór właściwej organizacji i porządku, tym razem popełnili kardynalny błąd. Przeprosiny niewiele już w tym momencie pomogą, tym bardziej że wrażenie pozostaje fatalne. Rzucono podejrzenie na inny kraj (do tego reprezentujący południe kontynentu, symbolizujące problemy strefy euro), a w tej chwili wszystko wskazuje na to, iż źródło zarażeń zabójczą E. coli leży w samych Niemczech. I to – o ironio - niezbyt daleko od Hamburga, skąd wyszło fałszywe oskarżenie.
Ostatecznie za błędy urzędników i polityków zapłaci europejski podatnik. W Brukseli dość jest specjalnych funduszy, aby znaleźć pieniądze na rekompensaty dla poszkodowanych rolników, także polskich. Ale straty finansowe to nie wszystko. Nawet gdy ostatni chorzy wyzdrowieją, pozostanie zatruta atmosfera podejrzliwości i goryczy. Bo jaki sens mają górnolotne hasła o europejskiej integracji, pojednaniu i coraz ściślejszej współpracy, gdy jedna bakteria jest w stanie w ciągu kilku dni skłócić między sobą państwa członkowskie i zniweczyć opracowywane od lat mechanizmy kryzysowe?