Chodziło o sprawne zbieranie należności od przewoźników za faktycznie przejechane kilometry autostrad, dróg ekspresowych i najważniejszych dróg krajowych. Na razie viaTOLL obejmuje 1,5 tys. km tras. System uruchomiono jednak z opóźnieniem, działa zawodnie, a na dodatek doprowadził do bałaganu na drogach i masy konfliktów. Przewoźnicy uciekają z dróg przeznaczonych do ruchu ciężkiego na równoległe, do tego nieprzystosowane, na których opłaty nie są pobierane. Drogi są niszczone, mieszkańcy miejscowości, do których wróciły tiry, grożą protestami.
Najgłośniej protestują jednak koncesjonariusze prowadzący płatne autostrady – Stalexport Autostrada Małopolska (A4 Kraków–Katowice) i Autostrada Wielkopolska (A2 Nowy Tomyśl–Konin). Na tych trasach system viaTOLL obejmuje też drogi równoległe, ale jeszcze nie działa (np. na DK 92), są też spore różnice wysokości opłat, co zniechęca do autostrad. Wynika to między innymi z faktu, że państwo pobierając e-myto nie musi naliczać podatku VAT, a koncesjonariusz musi. Koncesjonariusze oburzają się też, że resort infrastruktury przyprawia im gębę przekonując, że zawyżają opłaty za przejazd. Piętnował ich niedawno w Sejmie wiceminister infrastruktury Radosław Stępień. Tymczasem w oficjalnych dokumentach resort przyznaje, że stawki viaTOLL na drogach publicznych zostały ustalone na poziomie 38 proc. kosztów związanych z ruchem ciężarowym. Oznacza to, że do każdej ciężarówki budżet musi dopłacić brakujące 62 proc. kosztów. My nie mamy z czego dopłacać – przekonują koncesjonariusze.