Były premier stwierdził, że trzeba się przygotować na najgorsze i że bez głębokiej reformy finansów publicznych się nie obejdzie. Niestety, zaraz potem napięcie zaczęło opadać, bo Leszek Miller tematu nie rozwinął. Ani Waldemar Pawlak (PSL), ani minister finansów Jacek Rostowski (PO), ani nawet Paweł Poncyljusz (PJN) nie wyrywali się z receptą, co kolejny rząd powinien zrobić, aby nas przed tym kryzysem uchronić.
Bąkali tylko o usuwaniu barier administracyjnych, jakby to mogło wystarczyć do pobudzania wzrostu gospodarczego. To nie błąd w scenariuszu, po prostu żaden z czwórki cwanych, zaprawionych w politycznych bojach lisów, nie dał się wpuścić na minę. Radykalne - zgłaszane tuż przed wyborami - recepty bolesnych reform, mogłyby źle wpłynąć na wynik. Miller do tej pory przecież pamięta, jak niefortunna wypowiedź Marka Belki pozbawiła Sojusz szansy na samodzielne rządzenie ponad dekadę temu.
Zamiast więc sprzedawać własne recepty na kryzys, panowie starali się krytykować konkurentów. Minister Rostowski przypomniał Pawłowi Poncyljuszowi, którego partia domaga się wydłużenia wieku emerytalnego, że głosował w Sejmie przeciwko emeryturom pomostowym. Leszek Miller atakował Platformę, że obiecywała podatki obniżać, a tymczasem je podwyższyła. Sam kiepsko się bronił, gdy Jacek Rostowski zapytał, dlaczego SLD chce wprowadzenia podatku klimatycznego. Taki podatek zapisany został w porozumieniu, jakie SLD podpisał z organizacją przedsiębiorców Business Centre Club i ujawnienie tego zapisu nie przysparza partii popularności. To niefortunne porozumienie - w którym mowa także o podatku katastralnym - mocno odbija się na Sojuszu. Leszek Miller nawet nie próbował go bronić.
Paweł Poncyljusz zaś, nie zostając w tyle, zapomniał najwyraźniej o niekorzystnej umowie z Rosją na gaz, jaką w 2006 r. podpisało Prawo i Sprawiedliwość, którego był wtedy członkiem i zgłaszał pretensje do Waldemara Pawlaka o wynik negocjacji z Gazpromem.
W sumie nie dowiedzieliśmy się, jaki program walki z nadchodzącym kryzysem mają pretendenci do władzy. Wiemy natomiast, że potrafią ze sobą rozmawiać, choć czasem bardzo ostro. Wiemy też, że kryzys i gospodarka nie bardzo interesują przedstawicieli PiS. Albo też nie mają oni w tej sprawie nic do powiedzenia.
To ważna informacja.