Dzisiejsze wiadomości gospodarcze z dwóch najważniejszych gospodarek strefy euro – Francji i Niemiec – okazały się nadspodziewanie dobre. To miła odmiana po ostatnich tygodniach, w których słyszeliśmy głównie rozważania o tym, kiedy i na jakich warunkach zbankrutuje Grecja i czy uda się jeszcze uratować Włochy. Tymczasem przez lato dwa kluczowe dla kontynentu kraje zanotowały bardzo przyzwoite wyniki. Niemiecki PKB w trzecim kwartale urósł o 0,5 proc. w porównaniu do drugiego, a francuski – o 0,4 proc. W przypadku Niemiec to potwierdzenie siły tamtejszej gospodarki, która wciąż korzysta z eksportowego ożywienia, ale też większych wydatków swoich konsumentów. Szczególne powody do radości mają Francuzi po fatalnych danych z drugiego kwartału.
Niestety, eksperci przewidują pogorszenie koniunktury w czwartym kwartale i bardzo słaby wzrost lub wręcz stagnację dla większości krajów europejskich w 2012 r. Negatywne prognozy trudno zignorować, bo zaczynają one znajdować potwierdzenie w twardych danych – dotyczących na przykład zamówień dla firm i nastrojów w przedsiębiorstwach. A nie ma nic gorszego dla gospodarki niż samospełniająca się przepowiednia. Skoro słyszymy, że ma być znacznie gorzej, redukujemy zamówienia, gdy jesteśmy szefami i odkładamy zakupy jako konsumenci. A to prosta droga do recesji.
Jak na tym tle wypada polska gospodarka? Dane GUS dotyczące trzeciego kwartału poznamy dopiero 30 listopada, ale nie powinny one wypaść źle. Szczególnie przy dobrych wynikach naszego najważniejszego partnera handlowego w tym samym okresie. Komisja Europejska prognozuje dla nas na przyszły rok wzrost PKB o zaledwie 2,5 proc. (4 proc. w tym roku). Warto przypomnieć, że przy poprzednim spowolnieniu eksperci zarówno Komisji, jak i prywatnych banków, nie docenili odporności Polski. Na wiosnę 2009 r. KE przewidywała u nas spadek PKB aż o 1,4 proc. Skończyło się wzrostem o 1,7 proc. Większy optymizm prezentuje Narodowy Bank Polski. W opublikowanej dziś projekcji zakłada, że polska gospodarka w przyszłym roku urośnie o 3,1 proc. Miejmy nadzieję, że ma rację.
Nie wiemy dziś, jak poważne dla Europy okaże się nadchodzące spowolnienie. Wszelkie prognozy obarczone są olbrzymim ryzykiem, bo nikt nie potrafi przewidzieć dalszego rozwoju kryzysu zadłużeniowego. Jeśli czekają nas dramatyczne wydarzenia z udziałem Włoch czy Hiszpanii, sytuacja może okazać się naprawdę bardzo poważna. Ale gdyby nowym premierom w Grecji i Włoszech (a już niedługo i w Hiszpanii) udało się uspokoić nastroje na rynkach i dokonać istotnych reform, może spowolnienie będzie krótsze i mniej dotkliwe niż przypuszczamy? Pewne jest tylko jedno – przyszły rok pozostaje dla całego kontynentu wielką niewiadomą. Również dla nas, choć gdyby szukać kraju z najlepszymi perspektywami w Europie na nadchodzące miesiące, byłaby to bez wątpienia - znowu Polska.