Koniec cywilizacji może nastąpić w 15 minut. Najpierw zawieszą się systemy kontrolujące międzynarodowy obieg finansowy. Giełdy przestaną działać, a bankomaty wypłacać pieniądze. Oszaleją radary i sygnalizacja świetlna, przez co dojdzie do szeregu wypadków komunikacyjnych na drogach, kolei i w metrze. W ruchu lotniczym zapanuje chaos. Komórki zamilkną. Uszkodzenia w sektorze energetycznym będą dramatyczne i trudne do naprawienia – sieci przesyłu prądu zostaną przeciążone, a węzły w ciągu kilku minut ulegną spaleniu. Rurociągi i rafinerie eksplodują. Ostaną się zapewne elektrownie atomowe, ale trzeba będzie je czasowo wygaszać.
Taką wizję zagłady opisuje Richard A. Clarke, były doradca prezydentów USA do spraw bezpieczeństwa i terroryzmu. W najnowszej książce „Cyber War” przekonuje, że kolejny 11 września zacznie się w Internecie i wyspecjalizowanych sieciach komputerowych. A co gorsza – tożsamości cyberterrorystów prawdopodobnie nigdy nie da się ustalić.
Cyberwojna – akt I
Choć inni eksperci uważają, że Clarke celowo przesadza, to zagrożenia nie da się dłużej bagatelizować. Pierwszy w historii akt cyberwojny miał już zresztą miejsce. W wakacje 2010 r. w sieci grasował bardzo nietypowy wirus, a konkretniej robak internetowy o nazwie Stuxnet. Infekował głównie komputery, które miały do czynienia z zaawansowanym oprogramowaniem do sterowania procesami produkcyjnymi w fabrykach, napisanym przez niemieckiego Siemensa.
Eksperci ustalili, że Stuxnetu nie mogło stworzyć kilku programistów zapaleńców – to wyglądało raczej na bardzo przemyślany projekt, nad którym 30 osób musiało pracować co najmniej pół roku. Robak infekował komputery, a następnie – za ich pośrednictwem – maszyny w fabrykach. A konkretniej jeden typ maszyn – wirówki wykorzystywane do wzbogacania uranu w irańskim programie nuklearnym, które na skutek działania wirusa ulegały przegrzaniu i trwałemu uszkodzeniu. Irańskie władze to potwierdziły. Przypuszcza się, że w akcję mógł być zaangażowany wywiad Izraela i USA.
Jednym z pierwszych, który zaczął rozpracowywanie robaka, a następnie był członkiem międzynarodowego zespołu powołanego w tym celu przez Microsoft, był Jewgienij Kasperski – 46-letni milioner z Moskwy, twórca oprogramowania antywirusowego, szef i właściciel firmy Kaspersky Lab.
Interes z żoną
Przyszedł na świat w Noworosyjsku, na wybrzeżu Morza Czarnego, ale w młodości przeniósł się do Moskwy. Należy do ostatniego pokolenia specjalistów, których wykształciło imperium. W 1987 r. ukończył kryptografię, kierunek „sponsorowany” ówcześnie przez KGB oraz ministerstwo obrony ZSRR. Z takim dyplomem w kieszeni absolwenci robili karierę w służbach specjalnych, ale Jewgienij zdecydował się na pracę w administracji państwowej. Zainteresował się wirusami po tym, jak jeden z nich zaatakował jego ministerialny komputer i skasował ważne dokumenty. Miał smykałkę do programowania, więc w 1991 r. sam napisał program, który pozwalał wykrywać i usuwać wirusy. Wspólną firmę – pod nazwą AVP (od anti-virus program) – założyli w 1997 r. z żoną Natalią. On pisał kod, ona zarządzała i budowała sieć sprzedaży. Gdy okazało się, że z nazwą AVP nie mogą wejść na rynek amerykański – była już zastrzeżona – przemianowali firmę na Kaspersky Lab.
Dziś zatrudniają prawie 2 tys. osób, chwalą się 300 mln klientów na wszystkich kontynentach (w tym 200 tys. firm, które licencjonują technologie Kasperskiego, wykorzystując je w swoich programach). W rankingu największych firm informatycznych świata – Global Software Top 100 – klasyfikowana jest na 81 pozycji (z rocznymi przychodami ocenianymi na pół miliarda dolarów). Firma pozostaje prywatną własnością rodziny Kasperskich i nie ma obowiązku publikowania wyników finansowych. Ale i bez tego nietrudno zauważyć, że rozwija się dynamicznie: w ostatnich latach otworzyła biura m.in. w Niemczech, Szwecji, Francji. Ma laboratoria m.in. w Japonii i Oxfordzie, ale kwaterę główną wciąż w Moskwie, gdyż tamtejsze uczelnie techniczne zapewniają stały dopływ dobrze wykształconych inżynierów i matematyków. Pracy im nie zabraknie.
Kozacka fantazja
Przez 20 lat kariery w branży Kasperski przeszedł wszystkie ważniejsze stadia wojny z twórcami wirusów. – Przez dekady to była zabawa w kotka i myszkę. Źli chłopcy pisali wredny program, dobrzy chłopcy w kilka godzin przygotowywali program, który go usuwał – mówi. W erze Internetu nie jest już tak łatwo. Wrogie oprogramowanie potrafi przejąć kontrolę nad danymi użytkownika. Pozostaje w ukryciu i wie, jak zamaskować swą obecność przed twórcami programów antywirusowych. Do wykrywania i usuwania zagrożeń używa się dziś skomplikowanych matematycznych modeli (starając się jednocześnie optymalizować koszty i czas pracy). Nad ich poprawianiem pracuje w Moskwie sztab matematyków, statystyków i programistów.
Sam Kasperski odcina już trochę kupony od swego sukcesu i pozuje na Richarda Bransona Wschodu, w czym pomaga mu jego otwarta osobowość i serdeczny sposób bycia. Jeździ Ferrari, sponsoruje zespół Formuły 1 i wyprawy na Arktykę, rozdaje koszulki ze swą podobizną, na których wystylizowany jest na Che Guevarę, zabiera dziennikarzy na kolację i tańczy kozackiego na stole. Na firmowej stronie prowadzi bloga o swych podróżach. Nie zbija pieniędzy na gazie, ropie ani surowcach, więc nie jest w polu bezpośrednich zainteresowań Kremla. Jako twórca jedynej rosyjskiej spółki z branży nowoczesnych technologii, która zrobiła w świecie wielką karierę, jest nawet hołubiony jako żywy przykład innowacji w Rosji. Jednak gdy prezydent Miedwiediew ogłosił z pompą zbudowanie pod Moskwą specjalnej strefy ekonomicznej dla firm z branży informatycznej, która ma stać się wschodnią Doliną Krzemową (zwaną ironicznie Innogradem lub iGorodem), wielu powiązanych z Kremlem oligarchów zapowiedziało tam ogromne inwestycje, ale Kasperski z deklaracjami się nie spieszył.
Pozostaje nieco „biznesmenem osobnym”, bo i jego cel jest inny – podbijanie sieci, która jest z definicji globalna. Większość krajów zachodnich zdominowana jest dziś przez amerykańskich specjalistów od bezpieczeństwa – korporację Symantec (7 na liście Top 100, z przychodami 5,6 mld dol.) oraz Trend Micro i McAfee (miejsca 37 i 38, z przychodami około miliarda dolarów). Stąd Kasperski szuka luk w krajach, w których konkurenci nie mają dobrej oferty – Brazylii, Chinach, Indiach. To również ze względu na rynki wschodzące – oraz miłość do azjatyckiego kina akcji – Kasperski zatrudnia do reklamówek swych programów aktora Jackie Chana. Sam z nim zresztą w nich występuje.
Cyberwojna – akt II
W październiku 2011 r. Pentagon pod wpływem mediów musiał się przyznać, że tajemniczy wirus komputerowy zaatakował komputery pilotów w naziemnych stacjach kontroli bezzałogowych samolotów Reaper i Predator. Wrogie oprogramowanie przedostało się do najlepiej strzeżonych systemów świata. To dodatkowe uzasadnienie dla strategicznych decyzji podjętych jeszcze na początku prezydentury Obamy, który powołał Howarda Schmidta – byłego szefa bezpieczeństwa w Microsoft – na stanowisko koordynatora ochrony narodowej infrastruktury teleinformatycznej USA. Pentagon wydzielił specjalny dział do prowadzenia cyberwojny (Cyber Command). Podobne komórki powoływane są w siłach specjalnych Wielkiej Brytanii i Chin, aktywne na tym polu są Izrael i Iran.
Skalę zagrożenia ze strony cyberprzestępczości i cyberterroryzmu bardzo trudno oszacować, bo incydenty utrzymywane są w tajemnicy. Również przez zainteresowanych – rządy, instytucje finansowe i międzynarodowe korporacje. Dowiadujemy się tylko o jaskrawych przypadkach. Wiosną 2011 r. Sony w wyniku włamania hakerskiego i prawie miesięcznego zablokowania serwerów PSN (sieci łączącej na całym świecie graczy używających konsoli PlayStation) straciło 171 mln dol. i poniosło olbrzymie straty wizerunkowe. Sony przyznało, że w ręce hakerów mogły dostać się dane z 70 mln kont, w tym 375 tys. użytkowników z Polski.
Zagrożenie cyberprzestępczością w naszym kraju też będzie rosło. Jak wynika z raportu „Bezpieczniej w sieci” przygotowanego przez Ministerstwo Gospodarki, Urząd Komunikacji Elektronicznej i koalicję firm (m.in. polski oddział Kaspersky Lab), 70–80 proc. polskich internautów świadomie ryzykuje, wchodząc na strony z podejrzaną zawartością, ściągając i otwierając nieznane pliki oraz e-maile od obcych osób, z załącznikami, które mogą zawierać wirusy. Jak dotąd takie nieprzyjemności, jak włamanie do komputera czy kradzież danych, dotknęły 7–9 proc. badanych, zaś kradzież w ten sposób pieniędzy z konta bankowego – 2,5 proc.
Warto pamiętać, że używanie oprogramowania antywirusowego jest tylko jednym ze sposobów zapewnienia sobie bezpieczeństwa. W kwietniu 2011 r. media obiegła wiadomość, że 20-letni syn Kasperskiego został uprowadzony, gdy wychodził z biura firmy w Moskwie. Porywacze żądali 3 mln euro okupu. Chłopak na szczęście został uwolniony cały i zdrowy. Myśląc o zapewnieniu pełnego bezpieczeństwa w świecie wirtualnym, nie można zapominać o rzeczywistości w realu.