Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Zarób na pożyczaniu

Niezły biznes: obligacje

Kto chce zainwestować w obligacje, musi pamiętać, że za każdą z nich stoi konkretny podmiot – państwo, samorząd terytorialny, firma czy bank. Kto chce zainwestować w obligacje, musi pamiętać, że za każdą z nich stoi konkretny podmiot – państwo, samorząd terytorialny, firma czy bank. Marek Sobczak / Polityka
Kryzys w Europie sprawił, że Polacy trzymają dziś rekordową część swoich oszczędności w bankach. Oprocentowanie wielu lokat jednak rozczarowuje. To szansa dla emitentów obligacji. W kolejce po nasze pieniądze ustawiają się m.in. Skarb Państwa, firmy i samorządy. To może być teraz niezły interes dla obu stron.
Polityka

W tym roku mija dwadzieścia lat od chwili, gdy każdy z nas mógł w III RP po raz pierwszy kupić obligacje emitowane przez polski Skarb Państwa. Dziś dostępne są w czterech różnych wersjach, a nabyć je można w oddziałach PKO BP i przez Internet. Nie zmieniła się główna zasada tego rodzaju inwestycji – pożyczamy pieniądze naszemu państwu na określony procent, a po upływie z góry ustalonego terminu resort finansów obligacje te od nas wykupuje.

Czy to bezpieczne inwestowanie? Nieustannie słyszymy przecież o Grecji, której wierzyciele musieli umorzyć znaczną część zobowiązań. Poważne problemy mają też inne kraje południa Europy, a agencje oceniające wiarygodność emitujących obligacje państw obniżają ich ratingi. Na szczęście Polska na tym tle pozostaje oazą spokoju. Nasze obligacje są dziś atrakcyjne z dwóch powodów. Nie należymy do krajów zagrożonych bankructwem, więc ryzyko przy zakupie polskich papierów jest minimalne. Równocześnie traktuje się nas jak kraj wciąż na dorobku, który niedawno przeszedł transformację gospodarczą i wciąż ma duży dystans do nadrobienia. To zaś oznacza, że Polska musi płacić inwestorom wyższe odsetki niż na przykład Niemcy, Brytyjczycy czy nawet Czesi. To co niezbyt cieszy naszego ministra finansów, jest wielką zaletą z punktu widzenia osób, które chcą zainwestować część swoich oszczędności w polskie obligacje.

Ile można zyskać?

Wszystko zależy od tego, na jak długo zdecydujemy się pożyczyć Skarbowi Państwa pieniądze. Najniżej oprocentowane obligacje dwuletnie pozwalają obecnie zyskać 4,75 proc. w skali roku. Kolejne ich serie wypuszczane są co miesiąc i minister może, ale nie musi, zmienić poziom wypłacanych odsetek. Oczywiście trzeba od nich zapłacić podatek Belki w wysokości 19 proc.

Jednak dwulatki to najniżej oprocentowane papiery.

Resort finansów nie ukrywa bowiem, że zależy mu przede wszystkim na tych, którzy są skłonni pożyczyć państwu polskiemu pieniądze na dłuższy okres. Czteroletnie obligacje pozwalają zarobić 5,25 proc. w pierwszym roku i 2,5 pkt proc. powyżej inflacji w kolejnych latach. Jeszcze atrakcyjniej wyglądają dziesięciolatki, bo tam gwarantowany zysk w każdym roku to 3 pkt proc. powyżej aktualnej stopy inflacji.

Dwu-, cztero- i dziesięcioletnie obligacje różnią się oprocentowaniem, ale poza tym są do siebie bardzo podobne. W przypadku każdej z nich bowiem możemy w dowolnym momencie zażądać od Skarbu Państwa pożyczonych pieniędzy z powrotem. W ciągu pięciu dni znajdą się na naszym koncie, ale przerywając inwestycję trochę na tym stracimy. Za każdą obligację płacimy po 100 zł. Przy wcześniejszym wykupie jej przez Skarb Państwa dostaniemy z powrotem 99 zł w przypadku dwu- i czterolatek, a tylko 98 zł przy dziesięciolatkach.

Kto trzyma obligacje do końca, może liczyć na specjalną zachętę. Jeśli bowiem nie wycofa swoich pieniędzy i zdecyduje się nabyć kolejne obligacje, dostanie zniżkę na ich zakup w wysokości 20 gr za sztukę. Taki rabat fachowo nazywa się dyskontem.

Oferta obligacji została tak skonstruowana, żeby każdy inwestor mógł znaleźć najlepsze dla siebie rozwiązanie – mówi Anna Suszyńska, dyrektor Departamentu Długu Publicznego Ministerstwa Finansów. Papiery dwuletnie mają stałe oprocentowanie i przeznaczone są dla osób chcących oszczędzać w krótszej perspektywie. Obligacje czteroletnie pozwalają na wypłatę odsetek co roku, natomiast dziesięciolatki idealnie nadają się do oszczędzania długofalowego, choćby na emeryturę, a ich atrakcyjne oprocentowanie to nagroda dla klientów, którzy nie boją się na długo zamrozić pieniędzy.

Rynek obligacji

Specyficznym produktem są natomiast papiery trzyletnie, przeznaczone do obrotu na giełdzie. Nie można wcześniej zażądać ich wykupu przez Skarb Państwa, za to łatwo je sprzedać innym inwestorom. Ich oprocentowanie zależne jest nie od inflacji, ale od wskaźnika WIBOR 6M i zmienia się co sześć miesięcy. Są to zatem obligacje dla osób mających większą wiedzę o rynku kapitałowym. Wypłata odsetek w przypadku tego rodzaju papierów następuje częściej, bo co pół roku.

Obligacje trzyletnie mogą być dobrym wstępem do samodzielnego inwestowania, bo dzięki nim łatwiej odkryć inne możliwości pomnażania oszczędności. Pożyczać pieniądze chce przecież nie tylko Skarb Państwa, ale też wiele firm, banków i samorządów. Dla nich istnieje w ramach Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie osobny rynek Catalyst. Jest on młodszym bratem głównego rynku, ale handluje się na nim nie akcjami, lecz właśnie obligacjami. Te papiery nie dają możliwości głosu na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy, bo nie są z nimi związane żadne udziały. Jednak rynek obligacji jest znacznie spokojniejszy i bezpieczniejszy, rzadko dochodzi na nim do gwałtownych zmian kursów, a z każdym papierem związane są odsetki wypłacane przez tego, kto wyemitował obligacje.

 

Na rynku Catalyst odbywa się handel obligacjami, za pośrednictwem których pieniądze pożyczają przede wszystkim banki spółdzielcze, firmy i samorządy. Potrzeba trochę czasu, aby nabrać wprawy w szacowaniu, które papiery i za jaką cenę pozwolą najwięcej zarobić. Trzeba bowiem pamiętać, że odsetki należą nam się tylko za czas, w którym jesteśmy właścicielami obligacji. Większość emitentów sprzedaje najpierw papiery w ramach tzw. oferty zamkniętej, czyli ograniczonemu gronu inwestorów. Zaraz potem trafiają one jednak do obrotu na rynek Catalyst, więc handlować może nimi każdy, także na bardzo niewielką skalę.

A może fundusze?

Kto nie ma czasu na uważne śledzenie giełdy, a równocześnie nie chce się ograniczać do polskich obligacji skarbowych, powinien pomyśleć o funduszach inwestycyjnych. W dobie kryzysu wiele osób je porzuciło, rozczarowanych sporymi stratami. Trzeba jednak pamiętać, że największy zawód przyniosły fundusze akcji, których wyniki uzależnione są od sytuacji na giełdach. Istnieją również inne typy funduszy, przeznaczone dla tych, którzy nie lubią zbyt dużego ryzyka. Fundusze inwestujące w obligacje nazywane są dłużnymi. Nie zarobimy na nich tyle co na giełdzie podczas hossy, ale też nie grożą nam duże straty.

Porównanie wyników funduszy inwestycyjnych w ostatnich latach pokazuje, że najbardziej stabilne i bezpieczne były te skupiające się na polskich obligacjach. W ciągu ostatniego roku można było na nich zarobić prawie 7 proc., a przez ostatnie trzy lata przyniosły 19,5 proc. zysku. W porównaniu z nimi fundusze akcji są dziś tylko dla ludzi o mocnych nerwach, bo wyniki zależą od momentu zakupu jednostek. Styczeń tego roku był bardzo dobry, ale już ostatnie dwanaście miesięcy przyniosło przeciętnie 15 proc. strat. Kto w fundusze akcji zainwestował trzy lata temu, czyli w chwili bardzo niskich kursów, do dziś zarobił ponad 50 proc., ale jeśli jednostki uczestnictwa kupiliśmy pięć lat temu – przed załamaniem rynków – jesteśmy teraz średnio 26 proc. pod kreską. Fundusze zrównoważone, które w różnych proporcjach mieszają akcje i obligacje, nie oferują co prawda aż tak wielkich wrażeń, ale też można na nich sporo stracić w przypadku giełdowego krachu.

Czy jednak fundusze dłużne przynoszą zawsze tylko zyski? Niestety, o ile wyniki funduszy polskich obligacji są cały czas pozytywne, to inaczej wygląda sytuacja w przypadku funduszy obligacji zagranicznych. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach jednostki uczestnictwa straciły nieco na wartości. Dzieje się tak, gdy występuje ogromny popyt na obligacje uważane w niepewnych czasach za bezpieczne. Przykładowo papiery Niemiec, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy krajów skandynawskich oferują dziś bardzo niewielkie odsetki. Gdy do tego dodamy zmiany kursów złotego, może się okazać, że w niektórych miesiącach fundusze dłużne zagraniczne, rozliczane w naszej walucie, przyniosą straty. Tak właśnie było na początku tego roku. Jednak w dłuższej perspektywie i one pozwalają zarobić – przez ostatnie 12 miesięcy średnio 10 proc.

Bez szaleństw

Fundusze dłużne stają się w Polsce coraz popularniejsze mimo generalnego zniechęcenia wielu Polaków do TFI. Świadczą o tym choćby wyniki przepływów finansowych. O ile bowiem w ciągu ostatnich miesięcy Polacy generalnie więcej pieniędzy z funduszy wycofują, niż do nich wpłacają, to dla segmentu funduszy dłużnych bilans jest zdecydowanie pozytywny. Ci, którzy boją się strat, ale nie chcą rezygnować z tej formy inwestowania, przenoszą swoje pieniądze z funduszy akcji i zrównoważonych do dłużnych.

Kto chce zainwestować w obligacje, musi pamiętać, że za każdą z nich stoi konkretny podmiot – państwo, samorząd terytorialny, firma czy bank. Bezpieczeństwo obligacji jest uzależnione właśnie od wiarygodności tego, kto chce pożyczyć od nas pieniądze. W przypadku obligacji nie istnieje odpowiednik Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, który chroni nasze depozyty na wypadek upadłości banku. Obligacje są uważane za papiery bardzo pewne, ale stuprocentowego bezpieczeństwa nikt nam nie da. Z drugiej strony umiejętne inwestowanie w obligacje pozwala zarobić nieco więcej niż na bankowych lokatach, a równocześnie uniezależnia nas od szaleństw na giełdach, na których gra w ostatnich latach więcej ma wspólnego z hazardem niż z rozsądkiem i logiką.

Polityka 10.2012 (2849) z dnia 07.03.2012; Poradnik finansowy; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Zarób na pożyczaniu"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną