Najwyżsi rangą polscy politycy co pewien czas jeździli do Chin, ale na rewizytę trzeba było czekać 25 lat. Wen Jiabao, premier Chin, jest właśnie w Warszawie. Towarzyszy mu sztab urzędników i 600 chińskich biznesmenów. Jeśli Chiny coś robią, to zawsze na dużą skalę. Teraz – podobno - odkrywają gospodarcze zalety tej części Europy.
My - ze swej strony - chińskie tanie towary odkryliśmy już dawno. Przez ostatnie dwie dekady polski import z Państwa Środka gwałtownie rósł i przekracza już 54 mld złotych. Niestety, to dziesięciokrotnie więcej niż wynosi nasz eksport. Teraz wizyta chińskiego premiera ma być nie tylko okazją, żeby choć trochę wyrównać ten bilans, ale – przede wszystkim – żeby przekonać Chińczyków do finansowych i przemysłowych inwestycji w Polsce, a jednocześnie do zacieśnienia relacji z chińskimi odbiorcami polskich towarów. Nie będzie to pewnie łatwe, bo o względy Chińczyków, ich gigantyczny rynek i ich niemniejsze pieniądze, ubiega się dzisiaj niemal cały świat, dość gładko przełykając ułomności (najdelikatniej mówiąc) tamtejszego systemu politycznego. To dziś przecież najszybciej rozwijająca się, a za chwilę - największa gospodarka świata. Jej ignorowanie byłoby ciężkim błędem i niemal wszędzie moralne dylematy schodzą, niestety, na dalszy plan.
Chiński premier został przyjęty z honorami. W Warszawie odbywa się wielkie forum gospodarcze Polska-Europa Środkowa-Chiny, na które przyjechały setki biznesmenów i kilkunastu premierów z krajów naszego regionu. Do tej pory Chińczycy, sądząc po wielkości ich inwestycji, najbardziej upodobali sobie Węgry, ale to Polska, nie tylko ze względu na rozmiary, ma szansę stać się w tej części Europy ich pierwszoplanowym partnerem w przyszłości.
Tu pierwsze doświadczenia nie wypadły, niestety, najlepiej. W zeszłym roku wykonawcy i pracownicy z chińskiego konsorcjum Covec porzucili budowę kilku odcinków autostrady A-2, grzebiąc szansę jej ukończenia przed mistrzostwami Europy. Kontrakt został zerwany. Nie jest też, jak dotąd, rozliczony - co kładzie się cieniem na naszych stosunkach gospodarczych i skłania do ostrożności. Nie może też jednak paraliżować. Chińczycy oficjalnie zapowiadają chęć podwojenia w ciągu 5 lat wzajemnych obrotów, które już teraz nie są przecież małe. Ich firmy energetyczne i banki (Bank of China i ICBC) próbują wejść na polski rynek. W lutym chiński koncern Liu-Gong kupił cywilną część Huty Stalowa Wola i chce znacznie zwiększyć produkcję. Dzisiaj to największa chińska inwestycja w Polsce. Już widać, że nie ostatnia.
Jeśli nie zniechęcą nas meandry chińskiej polityki, bariera językowa, różnice kulturowe i korporacyjne to przynajmniej część ambitnych planów - o których mówi się dzisiaj w Warszawie - uda się pewnie zrealizować.