Wydawcy książek zapowiadają pozew zbiorowy przeciw właścicielom portalu internetowego chomikuj. pl., z którego już w dniu premiery można ściągnąć najnowsze płyty, filmy, seriale i książki. Ten z kolei odpowie kontrpozwem za nazwanie go „pirackim”. Próby prawniczego podgryzienia internetowego chomika trwają bezskutecznie od dwóch lat, podczas gdy jego właściciele – formalnie spółka z Cypru – zarabiają pieniądze. Serwis pobiera od użytkowników drobną opłatę za korzystanie z usług, co u części mniej świadomych internautów wywołuje fałszywe przekonanie, że wszystko jest w porządku, choć twórcy zachomikowanych dzieł nie zobaczyli dotąd ani złotówki. „Wszystko przecież odbywa się zgodnie z prawem” – tłumaczą chomiki i chomikujący.
Kłopot polega na tym, że system prawa autorskiego, a zwłaszcza jego egzekucja, kompletnie nie przystają do nowych, cyfrowych czasów, w których dobra kultury oderwały się od fizycznego nośnika i są kopiowane milionami, jednym kliknięciem, w Internecie. Nie tylko w Polsce. Upadek w Parlamencie Europejskim umowy ACTA – która miała być ostatnią próbą unowocześniania przez zaostrzanie i doprecyzowanie starego systemu praw autorskich – powinien przyspieszyć czekającą nas wielką debatę o przyszłości własności intelektualnej.
Gorąca dyskusja tłumu ekspertów, urzędników, artystów i aktywistów, którzy przyszli na warszawską konferencję „Prawo autorskie post-ACTA” potwierdziła jednak zdanie jednego z panelistów, że w tej kwestii „pełna zgoda panuje jedynie co do elementów kosmetycznych”. Nawet jeśli goście z Europy byli zaskoczeni, jak bardzo Polska wyprzedza kraje UE w debacie, ministrowie Boni i Zdrojewski powinni narzucać większe tempo. Decyzja będzie trudna – jak rozszerzyć uprawnienia do cyfrowego wykorzystania dzieł kultury dla prywatnego i niekomercyjnego użytku przez ich legalnych nabywców, od wykorzystywania ich na skalę przemysłową przez przedsiębiorców, dzięki sprytnej interpretacji przepisów. Dopóki to się nie uda, twórcy i wydawcy będą tracić, a zyskiwać cypryjskie chomiki.