Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Piramidalne ryzyko

Wywiad: Kto może nas ustrzec przed piramidami?

Andrzej Jakubiak jest przewodniczącym KNF od niespełna roku. Poprzednie pięć lat spędził w warszawskim ratuszu u boku prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jako jej zastępca. Andrzej Jakubiak jest przewodniczącym KNF od niespełna roku. Poprzednie pięć lat spędził w warszawskim ratuszu u boku prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jako jej zastępca. Wojciech Stróżyk / Reporter
O tym, jak się nie pogubić w świecie banków, parabanków, firm pożyczkowych oraz w strefie euro - mówi Andrzej Jakubiak.
Andrzej Jakubiak w środowisku bankowym uchodzi za człowieka kompetentnego, zdecydowanego i surowego. Rządzi rynkiem twardą ręką, dlatego zyskał już przydomek „szeryf”.Leszek Zych/Polityka Andrzej Jakubiak w środowisku bankowym uchodzi za człowieka kompetentnego, zdecydowanego i surowego. Rządzi rynkiem twardą ręką, dlatego zyskał już przydomek „szeryf”.

Adam Grzeszak: – Podczas niedawnej sejmowej debaty na temat Amber Gold wyjaśnienia przed posłami składał premier i szefowie instytucji publicznych zajmujących się tą sprawą. Zabrakło jedynie przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Andrzej Jakubiak: – Byłem w Sejmie, ale głosu nie zabierałem. Nie było potrzeby.

KNF sumienie ma czyste. Zrobiła w tej sprawie wszystko. A może nawet więcej.

Więcej?
Amber Gold zaczął reklamować swoją ofertę w październiku 2009 r. My już w grudniu zgłosiliśmy do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wpisaliśmy Amber Gold na naszą listę ostrzeżeń publicznych. Zidentyfikowanie zagrożenia i zawiadomienie organów ścigania było naszym obowiązkiem i z tego się wywiązaliśmy. Poszliśmy jednak dalej, bo kiedy prokuratura umorzyła postępowanie, odwoływaliśmy się do sądu, skarżyliśmy się na opieszałość postępowania, występowaliśmy do prokuratora generalnego. Naszą aktywność „docenił” nawet Marcin P. Skierował przeciw nam aż dwa pozwy cywilne: za wpisanie jego firmy na listę ostrzeżeń publicznych i za list do banków oraz zawiadomienie do prokuratury o rzekomym przekroczeniu uprawnień.

Marcin P. skarżył się też, że KNF nie kontaktowała się z Amber Gold, nie odpowiadała na jego pisma. Jak udało się wam tak szybko rozpoznać zagrożenie? Przeciek? Agentura?
Nie jesteśmy instytucją o charakterze policyjnym, to nie nasza rola. W przypadku Amber Gold, jak i wszystkich firm wpisanych na listę ostrzeżeń publicznych, nasza wiedza pochodzi jedynie z analizy ofert rynkowych oraz innych dostępnych źródeł, m.in. z KRS.

Obserwujemy rynek, otrzymujemy też sygnały od osób korzystających z takich ofert. Jeśli ktoś proponuje klientom, że będzie przyjmował od nich pieniądze na ustalony procent, czyli oferuje im lokaty i obciąża je ryzykiem, a nie jest bankiem ani SKOK, dopuszcza się przestępstwa opisanego w art. 171 prawa bankowego, czyli prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia. Jeżeli nazwie to funduszem inwestycyjnym, to także łamie prawo, bo działalność funduszy jest licencjonowana przez KNF. Nie musimy z firmą prowadzić korespondencji, wyjaśniać jej, dlaczego łamie prawo, szukać pokrzywdzonych ani prześwietlać ksiąg. Przestępstwo ma charakter formalny, a przepis jest prosty jak budowa cepa.

Prokuratura ma jednak z tym „cepem” pewien problem. Świadczy o tym długa lista ostrzeżeń publicznych KNF, na której wiele firm pozostaje latami. Prokuratorzy uznają rozmaite, często barwne oferty, te „wehikuły inwestycyjne”, „kontrakty lokacyjne” w ziemię, złoto, w kopalnie, za zwykłą działalność gospodarczą i postępowanie umarzają. Nie tylko w Gdańsku, ale w Warszawie i w innych miastach. Może trzeba zmienić prawo?
Pewne zmiany zostaną zapewne dokonane. Jeden z wniosków grupy roboczej, stworzonej w związku ze sprawą Amber Gold przez Komitet Stabilności Finansowej, przewiduje wyposażenie KNF w prawo do żądania wyjaśnień od firm, wobec których mamy podejrzenie, że łamią art. 171 prawa bankowego. Dziś często słyszymy z ich strony, że one nie podlegają nadzorowi, więc jakim prawem KNF wtrąca się do ich działalności. Nie sądzę jednak, by konieczna była radykalna zmiana prawa. Sprawa Amber Gold pokazuje, że prawo mamy dobre, trzeba je tylko konsekwentnie egzekwować. Postępowanie prokuratur w różnych miastach nie jest jednolite. Niektóre sprawy, wszczęte po naszym zawiadomieniu, zakończyły się umorzeniami, inne trafiły do sądów i skończyły się wyrokami skazującymi.

Może jednak KNF powinna zostać wyposażona w uprawnienia policyjne? Zamiast wywieszać ostrzeżenie, moglibyście szybko skontrolować podejrzaną firmę, sprawdzić, co się kryje za efektownymi ofertami.
To nieporozumienie. Komisja Nadzoru Finansowego sprawuje nadzór ostrożnościowy nad instytucjami finansowymi. Musimy się skupiać na bezpieczeństwie finansowym instytucji przez nas licencjonowanych i nadzorowanych. I to mając przede wszystkim na uwadze interes klientów – deponentów, inwestorów, ubezpieczonych. Ściganie oszustów to domena prokuratury.

Licencjonujecie, dbacie o interes deponentów, prowadzicie nadzór ostrożnościowy. A tak konkretnie, to na czym wasza działalność polega?
Dajemy licencje na działalność instytucji finansowych, zgoda KNF jest też potrzebna m.in. na wykonywanie głosów ze znaczącego pakietu akcji, powołanie prezesa, zmianę statutu. Nadzór opiera się na dwóch filarach: określaniu „reguł gry” dla rynku jako całości (np. wydawaniu rekomendacji dla banków) i indywidualnych działaniach nadzorczych wobec podmiotów podejmujących nadmierne ryzyko, żeby rynek „nie równał w dół”. Na bieżąco monitorujemy sytuację instytucji finansowych i sposób zarządzania przez nie ryzykiem. Robimy to zarówno „zza biurka”, analizując sprawozdania finansowe i inne pozyskiwane informacje, jak i w trakcie inspekcji w siedzibie instytucji. Jeśli stwierdzimy naruszenia, wydajemy zalecenia, których celem jest poprawa sytuacji. Mamy również prawo ukarania instytucji, np. karą pieniężną, a w krańcowych przypadkach – nawet odebraniem licencji.

 

Czy parabanki, takie jak Amber Gold albo Finroyal, stanowią dla polskiego rynku finansowego duży problem?
Amber Gold i Finroyal nie były parabankami, ale zwykłymi piramidami finansowymi, czyli przedsięwzięciami stworzonymi w celu wyłudzenia pieniędzy od klientów.

Czym w takim razie jest parabank?
Nie ma jasnej definicji, bo to określenie publicystyczne. Dla niektórych parabankami są firmy pożyczkowe, które działają poza rynkiem regulowanym przez KNF, ale w pełni legalnie. O ile oczywiście nie łamią ustawy antylichwiarskiej, czyli nie stosują oprocentowania przekraczającego czterokrotność stopy lombardowej NBP. To dziś 25 proc. rocznie. Niektórzy do parabanków – moim zdaniem mylnie – zaliczają także pośredników kredytowych, czyli firmy, które działają w imieniu banków.

Jest też SKOK. Czy to parabank?
To podmiot regulowany odrębną ustawą. Dotychczas znajdował się poza rynkiem regulowanym przez KNF. 27 października zacznie obowiązywać nowa ustawa obejmująca go nadzorem. Do tego czasu nie mogę nic więcej powiedzieć na ten temat.

Niedawno opisywaliśmy kłopoty SKOK z kondycją finansową kas i pogarszającą się jakością portfela kredytowego. Przygotowując się do przejścia pod nadzór KNF, by uniknąć tworzenia wymaganych wysokich rezerw, SKOK wyprowadza zagrożone należności za granicę do specjalnej spółki w Luksemburgu. Niebawem możecie mieć poważniejszy problem niż z parabankami.
Z chwilą przejścia SKOK pod nadzór KNF przeprowadzony zostanie audyt finansowy. Potrwa trzy miesiące. Po zapoznaniu się z raportem audytora będzie można komentować kondycję finansową kas należących do SKOK.

Jak duży jest alternatywny rynek finansowy?
Niewielki. 16 instytucji, które deklarują, że pożyczają pieniądze ze środków własnych, dysponują 2,4 mld zł. Tymczasem pieniądze zgromadzone przez Polaków w instytucjach nadzorowanych przez KNF to 1,3 bln zł.

 

Co ludzi ciągnie do parabanków?
Na nasze zlecenie zostało przeprowadzone badanie opinii publicznej, z którego wynika, że osoby decydujące się na powierzenie instytucjom typu Amber Gold swoich pieniędzy w zdecydowanej większości mają świadomość, że są to podmioty poza nadzorem KNF i ochroną Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. To nie są zagubieni emeryci. Osoby te uważają, że potrafią właściwie oszacować ryzyko. Pokusą są obiecywane wysokie zyski.

Z parabanków korzystają też pożyczający pieniądze. Ich kusi z kolei proste hasło: „pożyczka bez BIK”. KNF, narzucając bankom zaostrzone kryteria kredytowe, zmusza coraz więcej osób do szukania alternatywnych źródeł pieniędzy. Nakręcacie koniunkturę parabankom.
W jakimś stopniu na pewno tak się dzieje, dlatego przygotowujemy nowe rekomendacje dotyczące zarządzania ryzykiem kredytowym przez banki (T – dotyczące kredytów złotowych i S – mieszkaniowych). Chcemy uzależnić metody oceny zdolności kredytowej od kwoty kredytu. Przy mniejszych kwotach bariery powinny być niższe, a procedury prostsze i łatwiejsze do przejścia.

Jednocześnie chcemy pobudzić wymianę danych posiadanych przez Biuro Informacji Kredytowej (BIK) i Biura Informacji Gospodarczej – umożliwić bankom i firmom pożyczkowym dostęp do danych o saldzie zadłużenia osoby ubiegającej się o kredyt lub pożyczkę. Chodzi o to, by klienci nie szli do pośredników tylko dlatego, że oni nie będą ich sprawdzać w BIK. Firmy pożyczkowe będą musiały jednak przekazywać do BIK informacje o udzielanych pożyczkach. Myślę, że potrzebna też będzie zmiana ustawy o upadłości konsumenckiej, bo obecnie obowiązująca się nie sprawdziła.

Czy to wystarczy, by wyeliminować parabanki?
Ograniczy im rynek, ale nie wyeliminuje. Duża część osób korzystających z ich usług jest w trudnej sytuacji finansowej i nie ma szans na pożyczenie pieniędzy w banku nie z powodu polityki nadzorczej KNF, ale ze względu na swoją historię kredytową albo niekorzystną relację kredytu do dochodu. Nie widzę w tym nic nagannego, jeśli ktoś świadomie decyduje się na pożyczenie 500 zł, nawet jeśli realnie otrzymuje 400 zł. Natomiast muszą być skutecznie zwalczane przypadki wykorzystywania ludzi w trudnej sytuacji – pożyczki na kilka tysięcy procent albo pobieranie pieniędzy za rozpatrzenie wniosku, a potem odmawianie kredytu.

Nadchodzi spowolnienie gospodarcze, rośnie bezrobocie. Osoby, które niedawno chętnie brały kredyty mieszkaniowe i konsumpcyjne, a także zadłużone firmy, mogą mieć kłopoty z ich spłacaniem. Czy nie grozi nam kryzys bankowy?
Sytuacja polskich banków nie budzi obaw. Kredyty mieszkaniowe spłacane są bardzo dobrze, trochę gorzej wygląda sytuacja z kredytami konsumpcyjnymi. W przypadku kredytów dla firm szkodowość jest na poziomie kilkunastu procent. Polski system finansowy mógłby się znaleźć w trudnej sytuacji tylko w warunkach ekstremalnych. Gdyby gospodarka przeżyła głębokie załamanie połączone z długotrwałą recesją. A to raczej nam nie grozi.

 

W dyskusjach na temat polskich banków często powraca argument, że tak naprawdę są to banki niepolskie, bo w większości należą do zagranicznych właścicieli. Z tego ma wynikać niechęć do udzielania kredytów polskim firmom i obywatelom oraz potajemne transferowanie pieniędzy za granicę. Były premier i były prezes Banku Pekao Jan Krzysztof Bielecki mówi o konieczności repolonizacji banków. Czy rzeczywiście mamy powody do niepokoju?
Na razie nie widzę specjalnych zagrożeń wynikających ze struktury własnościowej polskich banków. Monitorujemy przepływy kapitałowe i nie notujemy wysysania z Polski pieniędzy do zagranicznych banków-matek. Przeciwnie, to do Polski napłynęło z zagranicy sporo kapitału, zwłaszcza w latach 2005–08, kiedy banki intensywnie inwestowały i rozwijały akcję kredytową. Dziś wielkość kredytów udzielonych przez polskie banki stanowi ok. 115–120 proc. wartości depozytów. Oznacza to, że akcja kredytowa w Polsce w części finansowana jest z zagranicznych oszczędności. Monitorujemy też politykę dywidendy. Dlatego zaleciliśmy, by ubiegłoroczne zyski zostały w większości przeznaczone na podwyższenie kapitałów własnych banku, a nie wypłacone akcjonariuszom w postaci dywidendy.

Coraz głośniej mówi się o utworzeniu europejskiej unii bankowej i europejskiego nadzoru bankowego. Może taki nadzór byłby łatwiejszy i skuteczniejszy?
Pomysł przejęcia nadzoru nad wszystkimi bankami ze strefy euro przez Europejski Bank Centralny jest nierealny, bo nikt nie jest na to przygotowany. Głównym problemem strefy euro są niestabilne finanse publiczne niektórych państw i unia bankowa tego problemu nie rozwiąże. Stanowisko Polski jest racjonalne – będziemy uczestniczyć w dyskusji nad przyszłym kształtem systemu, ale nie jesteśmy zainteresowani wejściem do unii bankowej, bo dużo byśmy stracili, nic nie zyskując w zamian. Jako kraj spoza strefy euro bylibyśmy członkiem drugiej kategorii – oddalibyśmy nadzór nad bankami, ale nie zyskalibyśmy wpływu na podejmowane decyzje ani możliwości korzystania przez banki z ewentualnego wsparcia płynnościowego lub kapitałowego. W Polsce mamy efektywny system bankowy i nadzór; nie jesteśmy zainteresowani płaceniem za cudze błędy.

Przy okazji afery Amber Gold powrócił odwieczny temat wolności i odpowiedzialności obywatela za własne błędy. Czy państwo powinno trzymać go za rękę i pilnować, by nie zrobił ze swoimi pieniędzmi głupstw, czy też powinno pozwolić mu, by powierzał je komu chce. Nawet Marcinowi P.
Państwo chroni Polaków w ten sposób, że zapewnia im system finansowy, w którym instytucje przyjmujące ich pieniądze są licencjonowane i nadzorowane. Jeżeli ktoś poszukuje pełnego bezpieczeństwa, wybiera lokatę bankową, która mu zapewni zwrot środków powiększony o niewielki procent. Jego pieniądze są chronione gwarancjami państwa do 100 tys. euro. Jeśli ktoś gotów jest na większe ryzyko, wybiera fundusz inwestycyjny, który może mu dać wysokie zyski, ale równie dobrze przynieść jeszcze większą stratę. Tej straty nikt mu nie pokryje i nikt nie domaga się, by ktoś ją pokrył.

W sprawie Amber Gold niektórzy chcą rzecz postawić na głowie, mówiąc o „utraconych oszczędnościach Polaków” i domagając się, by państwo te pieniądze teraz zwróciło. Powiedzmy sobie jasno: kilka tysięcy osób, które wybrały Amber Gold, zrobiło tak nie dlatego, że nie było innej możliwości ulokowania oszczędności. Po prostu podjęły świadomy wybór firmy, która była poza nadzorowanym systemem. Musiały się liczyć, że trafią na oszustów i stracą swoje pieniądze. Dlatego przy każdej okazji powtarzam: poza listą ostrzeżeń publicznych jest druga ważniejsza. To lista podmiotów licencjonowanych i nadzorowanych przez KNF. I tę listę radzę sprawdzać w pierwszej kolejności.

 

Andrzej Jakubiak jest przewodniczącym KNF od niespełna roku. Poprzednie pięć lat spędził w warszawskim ratuszu u boku prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz jako jej zastępca. Znają się od dawna, bo Jakubiak przez wiele lat pracował w NBP, także wtedy, gdy pani prezydent była prezesem banku centralnego. Z wykształcenia prawnik, był m.in. zastępcą prezesa w Generalnym Inspektoracie Nadzoru Bankowego. Odpowiadał za rozwiązywanie kryzysu, w jaki popadła wówczas część banków komercyjnych, potem szefował departamentowi prawnemu. Przed odejściem z NBP był członkiem zarządu banku. W środowisku bankowym uchodzi za człowieka kompetentnego, zdecydowanego i surowego. Rządzi rynkiem twardą ręką, dlatego zyskał już przydomek „szeryf”.

Polityka 40.2012 (2877) z dnia 03.10.2012; Rynek; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Piramidalne ryzyko"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną