Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Kino akcji

Jak prezes giełdy inwestował w uczucie

Lata prezesowania Ludwika to okres bujnego rozwoju GPW. Lista sukcesów jest długa. Lata prezesowania Ludwika to okres bujnego rozwoju GPW. Lista sukcesów jest długa. Szymon Łaszewski / BEW
17 stycznia stracił stanowisko i zarobki (1 mln 856 tys. zł w 2011 r.) Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Zawodowy dramat prezesa może stać się doskonałą dźwignią reklamową dla jego życiowej partnerki, początkującej aktorki Anny Szarek.
Ludwik Sobolewski i jego życiowa partnerka Anna Szarek.Marcin Dławichowski/Forum Ludwik Sobolewski i jego życiowa partnerka Anna Szarek.

Premiera filmu „Last minute” (roboczy tytuł „Klątwa faraona”), w którym Anna Szarek gra jedną z ról i który stał się przyczyną kłopotów jej partnera, przewidziana jest na luty. Frekwencję ma zapewnioną. Na film z pewnością wybiorą się osoby, których nie zainteresowała żadna z poprzednich produkcji reżysera Patryka Vegi. Ani „Stawka większa niż śmierć”, w której pokazała się Szarek, ani „Ciacho”, ani nawet „Pitbull” cieszący się najlepszymi recenzjami. Żaden z nich jednak nie wstrząsnął polskim rynkiem kapitałowym, jak udało się to „Klątwie faraona”.

Przez 20 lat, czyli od momentu powstania Giełdy Papierów Wartościowych, nie wybuchł na parkiecie żaden skandal, a jej prezesi, których dotąd było zaledwie dwóch (Wiesław Rozłucki i Sobolewski właśnie), cieszyli się nieposzlakowaną opinią. Personalne zawirowania wokół giełdy oznaczać mogą kłopoty nie tylko dla ministra finansów, ale dla całego rządu, jeśli inwestorzy w popłochu zaczynają pozbywać się papierów. Dla światowych rynków reputacja jest kapitałem nie do przecenienia, a dymisje szefów publicznych instytucji finansowych zdarzają się niezwykle rzadko.

Pół żartem, całkiem serio

Przyczyną odwołania Sobolewskiego ma się stać „nieetyczne zachowanie”. Zarzuca mu się, że on, a zwłaszcza jego współpracownik Emil Stępień, odpowiadający za New Connect, czyli tę część giełdy, która obraca walorami najmniejszych spółek, namawiali (a może tylko sugerowali ich akcjonariuszom taką możliwość) do zainwestowania w produkcję filmu Vegi. Dowodem są maile, jakie Stępień wysyłał ze służbowego komputera. Okolicznością obciążającą dodatkowo jest fakt, że Stępień, nadzorujący spółki, które namawiał do inwestycji, jest jednocześnie udziałowcem tej, która film Vegi produkuje. Finansowo ma być też zainteresowana powodzeniem filmu Anna Szarek. Kiedy po raz pierwszy, w październiku, napisał o tym „Puls Biznesu”, sprawa wydawała się błaha. Jeśli budziła podejrzenia, to raczej takie, że medialna wrzawa wokół „Klątwy faraona” jest celowo zamierzonym elementem promocji filmu. Jeden z członków rady giełdy, czyli ciała nadzorującego GPW, w żartach posądzał o to nawet samego prezesa. Dzisiaj już nikomu żartować się nie chce.

O tym, że Ludwik, ciągle niewyplątany z małżeńskich więzów, i o 20 lat młodsza od niego Anna – najpierw jego asystentka, potem przesunięta do działu PR, a od połowy 2011 r. już z giełdą zawodowo niezwiązana – są parą, wiedzieli wszyscy. Oni sami również tego nie ukrywali. Na galach organizowanych przez GPW, a to z okazji debiutu PZU na parkiecie, a to jubileuszu giełdy, w strojach wieczorowych prezentowali się pięknie. O tym, że związek jest bliższy, niż wynikałoby z relacji prezes–pracownica, wiedział biznes, media i rząd. Nie mówiąc o radzie giełdy, czyli odpowiedniku rady nadzorczej. W 2011 r. Sobolewski znów zostaje mianowany prezesem GPW. Kolejną nominację podpisuje Aleksander Grad, ówczesny minister skarbu. Pierwszą, w 2006 r., podpisał Wojciech Jasiński, członek rządu PiS, LPR i Samoobrony.

Dlaczego o konflikcie interesów zrobiło się głośno dopiero w październiku 2012 r., kiedy produkcja „Klątwy faraona” dobiegała końca? – Przeciek mógł wyjść od spółek notowanych na NewConnect – sugeruje osoba związana z Towarową Giełdą Energii, którą przed kilkoma miesiącami przejęła GPW. To kolejny sukces prezesa, który przysporzył mu i tak licznych wrogów. – Kilka tygodni przed wybuchem tej wrzawy zarząd giełdy podjął decyzję, że z małego parkietu trzeba zacząć usuwać padlinę. Tak nazywa się bezwartościowe spółki, których papierów nikt nie chce kupować, więc nie powinny znajdować się w publicznym obrocie. W tym kontekście spółki, które nie skorzystały z możliwości zainwestowania w „Klątwę faraona”, mogły się wystraszyć retorsji, czyli groźby wycofania z parkietu. Dla wielu z nich byłby to koniec – spekuluje rozmówca.

Duma i lekceważenie

To jest naprawdę dobry film o uczuciach, żadna sitcomowa produkcja – upiera się Ludwik Sobolewski, prywatnie zaprzyjaźniony także z Patrykiem Vegą. Nie chciałby krzyżować planów promocji filmu, która właśnie się zaczęła, więc streści fabułę w ogromnym skrócie. Wdowiec z dwojgiem dzieci i babcią wygrywa wycieczkę do Egiptu, którą cała czwórka dokumentować ma sprzętem sponsora. Jednak podczas pobytu biuro podróży, które ich tam wysłało, bankrutuje. Bohaterowie nie mogą wrócić do kraju, więc różnymi sposobami próbują przeżyć. Natalia, czyli Anna, która w tym czasie także spędza wakacje w Egipcie, przypadkowo spotyka wdowca, czyli ojca wspomnianej rodziny, który okazuje się jej licealną miłością. W finale rzuca męża, by związać się z tym, którego kocha naprawdę. – Last minute oznacza ostatnią minutę na to, żeby się zakochać i zmienić swoje życie – interpretuje prezes Sobolewski.

Scenariusz, który opowiada, wydaje się jednak o wiele mniej fascynujący od tego, który napisało życie, w głównej roli obsadzając właśnie jego. Może taki właśnie film powinien nakręcić Patryk Vega? Byłby to film o seksie, władzy i pieniądzach, czyli o tym, co interesuje ludzi najbardziej. I, oczywiście, o honorze.

 

W ostatnich scenach filmu akcja toczyłaby się w trójkącie: gabinet ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, gabinet prezesa GPW i mieszcząca się w tym samym gmachu siedziba kancelarii Lejba Fogelmana, w której odbywa się właśnie przedświąteczna impreza. Fogelman to najbarwniejszy warszawski prawnik celebryta. Jest partnerem w renomowanej międzynarodowej kancelarii, dla której Ministerstwo Skarbu jest jednym z najważniejszych klientów. Adres kancelarii ma więc dla niej prestiżowe znaczenie.

Ostatnie ujęcie przewidziane jest na 17 stycznia podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy GPW. Walne ma odwołać Ludwika Sobolewskiego.

Ale zacznijmy od początku. Obecnie główny bohater nie walczy już o stanowisko, które chyba definitywnie stracił, ale o honor, czyli o to, by nie odejść z opinią, iż naruszył etyczne standardy w biznesie. Niedzisiejsze? Wręcz odwrotnie! Obecnie honor, zwłaszcza w przypadku prezesa GPW, także da się przeliczyć na pieniądze.

Bohater tego filmu nie byłby postacią jednowymiarową, budzi silne emocje, zwłaszcza negatywne. Ale też pozytywne, jak wtedy, gdy po raz pierwszy dostawał nominację na prezesa giełdy. Rynek bał się, że politycy PiS posadzą na fotelu kogoś, kto rozwój GPW zahamuje. Jej twórcy, Wiesławowi Rozłuckiemu, po kilkunastoletniej prezesurze dano do zrozumienia, że stanowiska nie utrzyma. Kiedy więc prezesem został młody prawnik z Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych, który jest czymś w rodzaju banku rejestrującego wszystkie transakcje zawierane na giełdzie, wszyscy odetchnęli z ulgą. Ludwik Sobolewski na rynku finansowym amatorem nie był. W tle filmu jakoś trzeba by to zamarkować. Podobnie jak to, że politycy, dość bezceremonialnie traktujący spółki kontrolowane przez państwo, państwową giełdę traktowali z szacunkiem. Z czasem nabierała coraz większego znaczenia dla gospodarki. Pozostawienie przez rząd PO-PSL Sobolewskiego na stanowisku wpisywało się w międzynarodowe standardy.

Na dzisiejsze kłopoty Sobolewski pracował od lat, a cieszy się opinią niesłychanie pracowitego. Na początku filmu mogłaby się znaleźć scena, w której prezes GPW zaprasza do swego gabinetu na pojednawczą rozmowę kilka bardzo szanowanych i wpływowych osób, które poczuły się przez niego obrażone i zlekceważone. Liczą, że prezes przeprosi. Od początku istnienia giełdy pracowały nad stworzeniem kodeksu dobrych praktyk. Chodziło o to, by przedsiębiorstwa notowane na parkiecie postępowały nie tylko zgodnie z prawem (bo to obowiązuje wszystkich), ale także – etycznie.

Kiedy Sobolewski został prezesem giełdy, uznał ich dorobek za nieistotny i postanowił nowy kodeks stworzyć sam. Firmować go będzie GPW, której logo także zmienił, bo stare kojarzyło się z Rozłuckim. Z czasem jednak doszedł do wniosku, że z autorytetami, takimi jak prof. Stanisław Sołtysiński czy Grzegorz Domański, powinien jednak poprawić stosunki i stąd to zaproszenie. Z przeprosinami poszło jednak znacznie gorzej. – W rezultacie prof. Sołtysiński wyszedł, niemalże trzaskając drzwiami – wspomina jeden z uczestników. – Ale teraz jesteśmy ze sobą po imieniu – dodaje prezes Sobolewski. Może to świadczyć, że autorytety nie żywią już urazy. Albo po prostu, że nie da się robić dobrych interesów na rynku finansowym, będąc w złych stosunkach z prezesem GPW.

Prywatna wojna Sobolewskiego

Scenarzysta będzie miał z czego wybierać, planując sceny ilustrujące trudny charakter prezesa. Apodyktyczny, ze skłonnością do kumulowania władzy nad rynkiem finansowym. Toczył wojny z instytucjami, z którymi giełda musi współpracować. Zarówno z KDPW, z którego wyszedł, jak i z Izbą Domów Maklerskich. Były prezes izby Janusz Czarzasty konflikt z prezesem GPW usiłuje rozwiązać w sądzie. Sam Sobolewski uważa, że w rankingu osób mu nieprzyjaznych Czarzasty zajmuje pozycję numer jeden. Teraz wyprzedził go minister Mikołaj Budzanowski. Bohater filmu mógłby widzieć to w kategoriach, że obaj usiłują udowodnić, iż są samcami alfa.

Atrakcyjne dla widzów może być też spotkanie zwołane przez Sobolewskiego w sprawie tworzonej wtedy przez niego giełdy gazu. Zaprosił na nie osoby najbardziej w rynku paliwa zorientowane. Ale znów go poniosło i w ciągu pierwszej pół godziny dał im do zrozumienia, że o giełdowym handlu gazem nie mają pojęcia, tylko on się na tym zna – relacjonuje jeden z uczestników. Wcześniej, w 2007 r., skrytykował Alana Greenspana, byłego szefa Rezerwy Federalnej USA, który ostrzegał przed nadchodzącym kryzysem. Sobolewski uznał, że Greenspan jest nieodpowiedzialny. To samo zarzucał krajowym analitykom. Temperament prezesa stawał się jego największym wrogiem. Publicznie mówiono, że nazywany jest w środowisku Królem Słońce, jak Ludwik XIV. Po cichu życzono mu losu Ludwika XVI, czyli gilotyny.

Ale duet Ludwik Sobolewski–Aleksander Grad wydawał się dobrany, publicznie panowie mówili jednym głosem. Nie do końca tak było, ale – zgodnie ze światowymi standardami – spory między nimi nie wyciekały na zewnątrz. Ministrowi chodziło o to, żeby mieć ciastko i zjeść ciastko. Czyli tak prywatyzować wielkie państwowe firmy, aby nie tracić nad nimi kontroli. Było to możliwe jedynie w przypadku sprzedaży części ich akcji na GPW. Sobolewski w realizacji tych planów okazał się bezcenny. Ratowano budżet wpływami z prywatyzacji, nie tracąc wpływu na obsadę setek stanowisk.

 

Identycznie stało się z GPW, która 9 listopada 2010 r. weszła na własny parkiet i upubliczniła walory. Minister finansów za sprzedane akcje zgarnął do budżetu 1,2 mld zł, a jego kolega ze skarbu nadal kontroluje firmę, chociaż ma mniej niż 50 proc. udziałów. Prywatyzacja giełdy to również osobisty (i finansowy) sukces Ludwika Sobolewskiego. Jako prezes państwowej GPW miał wprawdzie ogromną władzę nad rynkiem kapitałowym, ale marne zarobki, ograniczone „kominówką”. Po debiucie zaczął zarabiać naprawdę, co też nie przysparza mu przyjaciół. Ponieważ spółki publiczne muszą ujawniać zarobki swoich zarządów (kodeks dobrych praktyk!), dowiedzieliśmy się, że za 2011 r. zainkasował w sumie 1,8 mln zł.

Lata prezesowania Ludwika to okres bujnego rozwoju GPW. Lista sukcesów jest długa. Podczas gdy inne giełdy naszego regionu marginalizowały się i zostały w rezultacie przejęte przez konkurentów, GPW wyrosła na środkowoeuropejskiego lidera. Handluje już papierami ponad 50 spółek zagranicznych, m.in. takich gigantów, jak czeski CEZ czy węgierski MOL. Obecnie jej obroty są ponad dwukrotnie wyższe niż obroty giełdy wiedeńskiej, która planowała przejęcie GPW – mógłby powiedzieć w filmie prezes, gdyby reżyser uznał, że może to dla widowni brzmieć interesująco. Choć, gdyby ubarwić to wystąpieniem byłego już prezesa giełdy w Pradze, który wolał dać się przejąć Wiedniowi, niż spróbować nawet rozmawiać o fuzji z Sobolewskim… Tak go nie znosił.

Przez te lata prezesowi nie zabrakło pary, żeby snuć plany na przyszłość. Jego kadencja miała się kończyć w połowie 2014 r. Marzyła mu się wiktoria wiedeńska, czyli przejęcie przez GPW austriackiego konkurenta. „Klątwa faraona” pokrzyżowała te plany.

Czas honoru

Bohater filmu doskonale zdaje sobie sprawę, że tkwi w sytuacji konfliktu interesów. Zanim jeszcze wybucha afera, przychodzi mu do głowy, by porozmawiać o tym z prof. Leszkiem Pawłowiczem, przewodniczącym rady giełdy. Rada zdominowana jest przez osoby mianowane przez właściciela pakietu kontrolnego, czyli ministra skarbu. Branża ocenia jednak, że na jej skład spory wpływ miało środowisko gdańskich liberałów, z byłym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim. Prezes sądzi, że rada jest mu życzliwa. Sam jednak dochodzi do wniosku, że rozwiązanie, które chce zaproponować Pawłowiczowi, jest krótkowzroczne. No bo co z tego, że jako prezes GPW nie będzie podejmować żadnych decyzji dotyczących NewConnect, jeśli kiedyś może się okazać, że w produkcję kolejnego filmu z udziałem Ani zechce zainwestować jakaś duża spółka publiczna, na przykład z WIG 20? To co, jako prezes przestanie też zarządzać giełdą? W końcu rezygnuje z planowanej rozmowy. Informuje tylko szefa rady giełdy o roli Ani w „Klątwie faraona”.

Kiedy już skandal wybucha, rada próbuje go załagodzić. Minister Budzanowski ma opinię czułego na sprawy obyczajowo-etyczne. Wraz z liczbą publikacji na temat zaangażowania Sobolewskiego w produkcję „Klątwy faraona” rośnie przekonanie członków rady, że minister zechce prezesa surowo ukarać. Na drugim planie można zasygnalizować, że już od dawna chciał prezesa odwołać, są tacy, których miał pytać, czy nie zajęliby jego stanowiska. Ale nie można dwa razy karać za to samo przewinienie. Jeśli więc rada ukarze prezesa pierwsza, wytrąci ministrowi broń z ręki.

Ucieranie kompromisu na temat wysokości kary mogłoby się na filmie odbywać 19 grudnia podczas imprezy u Fogelmana, w gmachu giełdy. Jest na niej także prof. Pawłowicz oraz wiceminister skarbu Paweł Tamborski. Pada propozycja, by polecieć prezesowi po premii, a w uzasadnieniu napisać, że „naruszył zasady etyki w biznesie i obniżył prestiż giełdy”. To pozwoli mu zachować stanowisko. Mimo że potem „prestiż” wypada, bohater filmu się na takie rozwiązanie nie godzi. Grozi złożeniem rezygnacji ze stanowiska, jest pewien, że się przestraszą. Wie, co robi. Z rysą na wymaganej przez prawo „nieposzlakowanej opinii” i tak nie ma szansy na utrzymanie stanowiska prezesa. Impreza kończy się uzgodnieniem, że jeszcze sprawę przemyśli.

Ale na drugi dzień nikt go już o efekt tych przemyśleń nie pyta. 21 grudnia rada, na żądanie ministra, zawiesza prezesa do 17 stycznia. To termin walnego, które ma Sobolewskiego odwołać. W Wigilię bohater filmu pisze jeszcze emocjonalny list do premiera. W jednej z ostatnich scen list mógłby leżeć na biurku ministra skarbu. Czy przed ostatnim klapsem może się jeszcze zdarzyć coś nowego? Oczywiście oprócz wskazywania konfliktów interesów, w które uwikłane są osoby aspirujące do fotela prezesa GPW. „Klątwa faraona” przy nich to pryszcz.

Na warszawskim parkiecie obraca się akcjami, których obecna wartość zbliża się do 300 mld dol. Produkcja „Klątwy faraona”, według zapewnień prezesa Sobolewskiego, kosztowała 4 mln zł. Patryk Vega na Wyspach Kanaryjskich przygotowuje się do premiery. Anna Szarek, choć nie gra głównej roli, z pewnością będzie na niej gwiazdą.

Nieżyczliwi prezesowi podpowiadają, że od sformułowania powodów dymisji zależy także wysokość odprawy prezesa. Walka o honor jest także walką o pieniądze.

I jeszcze tytuł...

Może „Stawka większa niż praca” albo chociaż „Szpilki na parkiecie”?

Polityka 02.2013 (2890) z dnia 08.01.2013; Ludzie i Style; s. 91
Oryginalny tytuł tekstu: "Kino akcji"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną