Całe ryzyko, związane z rosnącym ciężarem wypłaty emerytur, prywatne instytucje finansowe chcą bowiem przerzucić na państwo. W takim przypadku jedynymi beneficjentami tak rozumianej reformy byłyby PTE. Tylko one, jak na razie, na całym przedsięwzięciu dobrze wyszły i chciałyby, aby ten stan trwał jak najdłużej. Sami przyszli emeryci raczej nie mieliby się z czego cieszyć.
Tych, którzy w OFE i ZUS nie zaoszczędzą nawet na emeryturę minimalną (istnieje ryzyko, że może to być spora grupa), towarzystwa z góry chcą się pozbyć. Nie zamierzają im wypłacać żadnego świadczenia po zakończeniu pracy, pewnie dlatego, że byłoby i tak symboliczne. Po czternastu latach „pomnażania” naszych pieniędzy w OFE, średnie świadczenie z drugiego filara wynosi obecnie zaledwie… 82 zł. Do emerytur grupy najmniej zarabiających musiałoby więc sporo dopłacać państwo. Zgodnie z propozycją IGTE, osoby te zostałyby na garnuszku ZUS.
Pozostałym IGTE chciałaby wypłacać tzw. emerytury programowane. Przez co najmniej 10, a najdłużej 20 lat. Jeśli w tym czasie członek OFE umrze, resztę jego oszczędności odziedziczą spadkobiercy. Prawdziwy problem będą mieli natomiast ci, którzy będą żyć dłużej, czyli znów – całkiem spora grupa. Po wyczerpaniu puli oszczędności po prostu żadne świadczenie nie będzie im już wypłacane. Tym, że będą to ludzie w najbardziej podeszłym wieku, którzy pieniędzy potrzebować będą najbardziej, znów ma się martwić tylko państwo. Prywatne towarzystwa ryzyka naszej długowieczności brać na siebie nie zamierzają. To obowiązkiem państwa będzie wspomagać seniorów finansowo. W sumie – z tak rozumianej reformy pożytku nie odniesie ani państwo, ani przyszli emeryci. Miała sens tylko wtedy, gdy świadczenia z obu filarów byłyby wypłacane do końca życia.
Niezadowolonym towarzystwa proponują, aby za zgromadzone w OFE oszczędności wykupili sobie świadczenie w którymś z prywatnych towarzystw ubezpieczeń na życie. Tylko że za to, co dla nas zarobiły OFE (średni stan emerytalnego konta w OFE wynosi obecnie 30 tys. zł) o w miarę przyzwoitym dodatku do emerytury z ZUS nawet w przyszłości marzyć chyba nie można.
W rezultacie, czy ktoś zarabia dziś mniej, czy więcej, na starość i tak skazany będzie wyłącznie na ZUS- taka zaskakująca konkluzja płynie z propozycji IGTE. Nic dziwnego, że oburzeni nią są nawet najbardziej żarliwi obrońcy OFE. Gdyby teraz wprowadzono dobrowolność należenia do funduszy, większość z 16 mln jej członków z pewnością by się z nich wycofała.