Wyliczenia Centrum im. Adama Smitha to po części happening i zabawa, ale jednocześnie użyteczna informacja, jakie są aktualnie proporcje między wydatkami publicznymi a Produktem Krajowym Brutto. Wychodzi na to, że w tym roku jest ciut gorzej niż w poprzednim. Dzień Wolności Podatkowej przesunął się - i to w złym kierunku - o dobę głównie dlatego, że PKB od kilku kwartałów ledwie rośnie. W tej chwili polska gospodarka naprawdę jest bliska stagnacji co firmom i ich pracownikom wróży źle.
Ponieważ instytut prowadzi swoje rachunki już od dwudziestu lat to można się pocieszać, że bywało gorzej i uwolnienie z podatkowego jarzma (niestety tylko statystyczne) dwie dekady temu następowało nawet w pierwszych dniach lipca. Ostatnio, czyli od czterech lat, jest mała stabilizacja, ale jakoś nie umiem się z niej cieszyć.
Patrząc tylko na „dzień wolności” dokładnie tego nie widać, ale minister finansów z każdym rokiem próbuje nam jednak powolutku dokręcać podatkową śrubę. Podstawowe stawki PIT i CIT co prawda od kilku lat się nie zmieniają, ale progi podatkowe także nie rosną, co uderza w lepiej zarabiających. Znikają też stopniowo ostatnie ulgi (poza przebudowaną ulgą na dzieci) o czym pewnie długo mogliby opowiadać np. użytkownicy Internetu i ludzie inwestujący w mieszkania. Często więc mniej zarabiamy a podatki płacimy relatywnie większe, choć na pierwszy rzut oka trudno to zauważyć.
Z punktu widzenia podatników nie to jest jednak najgorsze. Większy sprzeciw budzi obecna polityka ministerstwa finansów, który zaczął interpretować podatkowe, skomplikowane przepisy zawsze tak, by wycisnąć z płacących jeszcze więcej. Ale czarę goryczy przelały całkiem świeże projekty zmian w ordynacji podatkowej, które mają dokręcić śrubę podatnikom a urzędom skarbowym ułatwić ich kontrolowanie, także poprzez praktyczne zniesienie dla kontrolujących tajemnicy bankowej. Cóż z tego, że to dopiero założenia projektu a przepisy, łącznie z bardzo kontrowersyjną klauzulą obejścia prawa, minister chciałby wprowadzić „dopiero” w połowie 2014 roku. Kierunek proponowanych zmian jest jasny: tych co do tej pory płacili podatki trzeba jeszcze bardziej przycisnąć, a na podatkowe przywileje różnych grup dalej przymykać oko.
Oczywiście minister finansów łatwo uzasadni potrzebę walki o każdą podatkową złotówkę, może przypomnieć skalę szarej strefy w Polsce i poziom oszustw podatkowych (nie tylko przedsiębiorców), ale sam przecież wie, że o należne fiskusowi pieniądze można walczyć na różne sposoby. Ten, który wybrał wydaje się daleki od doskonałości.