Główny Urząd Statystyczny na razie podał wyniki wstępne, ale nie będą one różnić się wiele od ostatecznych. W III kwartale br. Produkt Krajowy Brutto wzrósł o 1,9 proc. Kwartał wcześniej było to tylko 0,8 proc. a na początku roku zbliżaliśmy się niebezpiecznie blisko zera.
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Donald Tusk mógł więc przypomnieć z satysfakcją, że już kilkanaście miesięcy temu właśnie takiego rozwoju wydarzeń się spodziewał, a prognozy rządu koniec końców sprawdziły się niemal idealnie. Teraz widmo recesji szczęśliwie i pewnie na dłużej się oddala. W całym bieżącym roku PKB może wzrosnąć o znośne 1,5 proc. z perspektywą solidniejszego odbicia do 2,5 proc. w roku 2014. Ludzie odpowiedzialni za ocieplanie wizerunku władzy mogą zacząć mówić, że „stopniowo wychodzimy na prostą”. A sądząc tylko z trafności ostatnich rządowych prognoz można dodać, że polska gospodarka rzeczywiście staje się coraz bardziej przewidywalna.
Uratował nas, tak to dzisiaj wygląda, przede wszystkim eksport, który przez wiele miesięcy był niemal jedynym kołem napędowym, skutecznie pobudzał produkcję i sprzedaż. Gdyby nie to, że w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy br. polskie firmy, w tym także operujące w Polsce zagraniczne koncerny, sprzedały towary i usługi wartości 113 mld euro (wzrost w stosunku do tego samego okresu roku ubiegłego o 6,3 proc.) wielomiesięczna stagnacja gospodarcza w Polsce byłaby murowana.
Szczęśliwie eksporterzy potrafili utrzymać się na europejskim, głównie niemieckim, rynku i zdobyć też sporo nowych odbiorców w innych częściach świata. Konkurowali, skutecznie, przede wszystkim cenami, dusząc nieustannie własne koszty, a przy okazji płace zatrudnianych. Ten kij miał też jednak i drugi koniec. Coraz gorzej opłacani i zagrożeni bezrobociem pracownicy, siłą rzeczy mniej kupowali, więcej oszczędzali i popyt wewnętrzny spadał, co oczywiście negatywnie wpływało na gospodarczy wzrost.
W ostatnim kwartale sytuacja i na tym polu stopniowo zaczęła się jednak poprawiać. Polacy, choć rzecz jasna nie wszyscy, przestali kurczowo ściskać pieniądze, poprawiły się też nastroje przedsiębiorców i ogólne wskaźniki społecznego optymizmu. Rząd liczy, że budząca się z gospodarczego letargu Europa da nam znowu zarobić, a polska gospodarka jeszcze bardziej przyspieszy. Premier właśnie obiecał, że będzie teraz na nią „chuchał i dmuchał”. W przedsiębiorstwach, po często bolesnych doświadczeniach, jakoś nie bardzo chcą w to wierzyć, ciągle więc niewiele inwestują, ale największy dołek faktycznie mamy chyba za sobą. Do najbliższej serii europejskich i parlamentarnych wyborów faktycznie powinno chyba tego wzrostu wystarczyć.
A potem się zobaczy.