Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Cud Bieńkowskiej

Lech Witecki zdymisjonowany. Premier odwołał szefa drogowców

Lech Witecki, były szef GDDKiA. Lech Witecki, były szef GDDKiA. Adam Chełstowski / Forum
W firmach budowlanych strzelają korki szampana. Zdarzył się cud: premier odwołał znienawidzonego przez nich Lecha Witeckiego, szefa GDDKiA.

Odwołanie Lecha Witeckiego stało się dla branży drogowej prawdziwą obsesją. Narzekali na niego gdzie mogli, wytykając mu, że jest niekompetentny (był pierwszym Generalnym Dyrektorem DDKiA, który nie był drogowcem), że jest zarozumiały, że nie jest w stanie zdać egzaminu na urzędnika służby cywilnej (dwa razy oblał egzamin i dlatego był zawsze p.o.), że żąda rzeczy niemożliwych za nierealne pieniądze, że przerzuca na firmy drogowe ryzyka, które są niemożliwe do oszacowania, że kryje brak przygotowania projektów, za które odpowiedzialna jest administracja drogowa. I w końcu, że doprowadził do fali upadłości firm drogowych.

Dyrektor nie do ruszania

To rzeczywiście fenomen, że Polska buduje drogi na gruzach firm budowlanych. Teoretycznie realizacja tak wielkiego programu powinna była zbudować ich potęgę, a tu upadek za upadkiem. Ta skala okazała się zastanawiająca i zrodziła poważne problemy dla polskiej gospodarki (Polimex-Mostatal został uratowany przez państwo, by mógł budować elektrownię w Opolu).

Wszystko to kazało wicepremier Elżbiecie Bieńkowskiej, nowej minister infrastruktury, zastanowić się: skoro jest tak dobrze (wcześniej broniła Witeckiego), to dlaczego jest tak marnie? Drogi, które miały być zbudowane na Euro, do dziś są nieukończone, w sądach piętrzą się pozwy firm przeciwko GDDKiA o pieniądze, których administracja drogowa nie chce płacić.

Już kilkukrotnie wydawało się, że Witecki zostanie odwołany, ale za każdym razem wychodził z opresji obronną ręką. Według naszych informacji, minister Sławomir Nowak kilkukrotnie składał wniosek do premiera o odwołanie Witeckiego i za każdym razem słyszał krótkie: nie. A w końcu sam stracił posadę. Panowało przekonanie, że szef „gdaki” jest nie do ruszenia. Premier Bieńkowska okazała się większą siłą.

Reklama