Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Nie sami i u siebie

TBS dla seniorów

Dom Stargardzkiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego dla osób 55 plus. Dom Stargardzkiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego dla osób 55 plus. AN
Eksperyment się udał. Zebrał laurki, rekomendacje ekspertów. Ale nie sposób go rozszerzyć ani skopiować w innym mieście, choć pytanie, gdzie mają mieszkać i jak żyć ludzie starzy i niepełnosprawni, staje się coraz bardziej palące.
Nie Sami – bo razem, w grupie. Bo wspierani z zewnątrz, połączeni za pomocą różnych nitek z otoczeniem.Anna Leopolder/PantherMedia Nie Sami – bo razem, w grupie. Bo wspierani z zewnątrz, połączeni za pomocą różnych nitek z otoczeniem.

Dom Stargardzkiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego, choć ma tylko dwie kondygnacje, został wyposażony w windę. To dom dla osób 55 plus. W perspektywie jest starość i malejąca sprawność. TBS w Stargardzie Szczecińskim zbudowało go pięć lat temu.

W przestronnej świetlicy pod ścianą stoją rzędem komputery. Jest kino domowe, stół do ping-ponga, tablica jak w szkole i stoliki, a na zapleczu kuchnia. W tym centrum życia sąsiedzkiego od godz. 8 do 16 rezyduje Lidia Durajczyk. Dama do towarzystwa – jak żartobliwie nazywają ją mieszkańcy. Dama też jest 50 plus. Długo nie pracowała zawodowo, zajmowała się czwórką dzieci. Pracy zaczęła szukać, gdy dorosły. Do świetlicy trafiła w ramach robót publicznych. Dobrze się tu czuje – są ludzie, są komputery, więc nadrobiła zaległości z techniki. Wreszcie ma własne pieniądze. Z kimś pogawędzi, kogoś podtrzyma na duchu, o kogoś zadba, doradzi.

No i czuwa nad systemem przywoływania. Lokatorzy wraz z kluczami do mieszkań (1–2 pokoje, 25–55 m kw.) otrzymali proste urządzenie z dwoma przyciskami – szarym wzywa się pomoc, będąc w budynku, czerwonym – gdy jest się poza nim (zasięg 300 m). Wtedy w świetlicy włącza się alarm. Chodzi o to, by starzejący się ludzie jak najdłużej mogli mieszkać samodzielnie. Są osoby, które zrezygnowały z pilota, uznając, że na razie nie jest im potrzebny. Są i takie, które nigdy go nie użyły, ale noszą ze sobą, bo daje im poczucie bezpieczeństwa. Projekt został nazwany Nie Sami.

Na jesień

Nie Sami – bo razem, w grupie. Bo wspierani z zewnątrz, połączeni za pomocą różnych nitek z otoczeniem. Po godz. 16 dyżur nad systemem przywoływania przejmują od pani Lidii wolontariusze. Są wśród nich sprawni mieszkańcy domu, ale także młodzi ludzie – uczestnicy projektu Na Start (o tym dalej), są sąsiedzi z bloków nieopodal, wreszcie społecznicy ze Stowarzyszenia Potrzebny Dom, które patronuje projektowi, pozyskuje sponsorów, by sfinansować seniorom różne atrakcje. – Osoby starsze potrzebują kontaktu, a tego często nie zapewniają ich dzieci – zabiegane, wiecznie zajęte. Dziś rodzice nie chcą być dla nich ciężarem, a tu mogą się poczuć jak w rodzinie – mówi Władysława Jankojć, wiceprezeska Potrzebnego Domu.

Najstarsza mieszkanka domu Urszula Wojnowska ma 93 lata. Mieszkała w kwartale przeznaczonym do rewitalizacji, czyli gruntownej przebudowy. Początkowo nawet nie chciała obejrzeć proponowanego lokum. Dziś mówi, że ta zmiana to najlepsze, co ją mogło spotkać – bo ciepło.

Natomiast Zygmunta Maciaszka do zamieszkania tu nie trzeba było przekonywać. 84-letni technik mechanik i wynalazca (8 patentów), wdowiec, ma dwóch synów, u jednego mógłby mieszkać. Ale spodobał mu się pomysł na samodzielność bez samotności. Swoje dawne mieszkanie, spółdzielcze dwa pokoje, zostawił wnuczce, a ona wpłaciła mu partycypację do TBS – 25 proc. wartości lokalu, zaciągając na ten cel kredyt. Z wszystkimi przyjaźnić się nie da, lecz kilku przyjaciół w tym domu znalazł. Szkoda tylko, że nie grają w brydża i szachy. Partnerów do tych gier musi zapraszać z zewnątrz, z miasta. Jeździ na rowerze, grywa w ping-ponga z panią Lidią, chodzi z kijkami, tańczy – na wieczorkach w świetlicy i w działającym w mieście zespole. Jako wolontariusz bierze na siebie dyżury przy systemie przywoływania.

Podobnie jak Bożena Łuczak. Była księgowa, lat 78, którą do przeprowadzki skłoniło inwalidztwo męża. Ona ma dużo energii. On jest sporo starszy, po wypadku – samochód potrącił go na pasach dla pieszych i skończyło się na wózku. Mieszkali wtedy w bloku TBS na trzecim piętrze, bez windy. Schodzenie po schodach trwało pół godziny, wchodzenie jeszcze dłużej. Dlatego zdecydowali się na ten dom – dwa pokoje z ogródkiem, na parterze, z łazienką przystosowaną do potrzeb niepełnosprawnych i starszych. Mąż pani Bożeny zaczął ćwiczyć chodzenie samodzielne. Najpierw o kulach, teraz przy balkoniku. Żona zza firanki czujnie obserwuje te rundki. Jest lepiej.

 

Na problemy

Mieszkanką i wolontariuszką jest także Iza Andrysiak, rocznik 1952. Komuś zmieni opatrunek, komuś zrobi zakupy w mieście i przywiezie, bo ma samochód. Wcześniej była dyrektorką w kilku firmach. U progu emerytury stwierdziła, że musi coś zmienić w życiu – wyciszyć się, zmniejszyć tempo – i usłyszała o stargardzkim pomyśle. Od razu poczuła: tak, tego chce. Miała w Szczecinie mieszkanie obciążone kredytem, zrezygnowała z niego, rozliczyła się z bankiem. Wniosła wkład do TBS – na dwa pokoje, z których z czasem przeniosła się na mniejsze i tańsze o ponad 200 zł miesięcznie. Cieszy się, że w tym domu może ją odwiedzać młodsza siostra, która porusza się na wózku.

W Stargardzie Iza Andrysiak została kimś w rodzaju łącznika między młodymi i starymi. Od ponad dwóch lat jest na etacie opiekuna dla usamodzielniających się wychowanków domów dziecka. W budynkach TBS, które sąsiadują z domem dla seniorów, stworzono dla młodych trzy inkubatory – mieszkania ze wspólną kuchnią. Osiemnastolatki z placówek opiekuńczych otrzymują osobne pokoje i uczą się żyć samodzielnie – gotują, sprzątają, płacą rachunki, załatwiają sprawy w urzędach. Pani Iza (prywatnie matka dwóch dorosłych synów i babcia) służy im radą, dogląda, wspiera, uczy różnych umiejętności, których nie wynieśli z placówek (bywa, że nie odróżniają buraka od ziemniaka).

Młodzi przychodzą do świetlicy seniorów na wspólne lekcje niemieckiego, na gimnastykę pod okiem instruktora. O dziwo, wpadają też na senioralne potańcówki. Jak się coś podrze, popruje, to starsze panie naprawią. Dopytują się, czy nie są głodni. Młodzi zaś pomagają w kopaniu ogródków, pokazują nowinki w internecie, ustawiają kanały w telewizorach. Długo wyglądało to na wymianę usług – coś za coś. Aż jeden z młodych dostał mieszkanie docelowe. Seniorzy dali mnóstwo rzeczy, aby ułatwić start Januszowi – firanki, szafki do kuchni, stół. Zamieszkał na swoim. Ale świetlicę odwiedza. Teraz jako wolontariusz.

Jak to się stało, że TBS w Stargardzie wyszło poza rolę dostarczyciela mieszkań na wynajem, włączyło się w rozwiązywanie problemów społecznych? Jadwiga Dąbrowska, wiceprezes TBS, pamięta ów pierwszy impuls. Przyszedł przewodniczący tutejszego oddziału Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Powiedział, że reprezentuje rodziców takich osób. I że nie chcą, by gdy umrą, ich dzieci trafiły do domów pomocy społecznej. Przyniósł projekt mieszkań chronionych. Na każdej kondygnacji: kuchnio-jadalnia oraz trzy pokoje z odrębnymi łazienkami. A na ostatnim piętrze lokum dla opiekunów. Dom udało się wybudować. TBS administruje tymi mieszkaniami, a opiekunów dla lokatorów zapewnia stowarzyszenie.

Potem pojawiły się kolejne pomysły: mieszkania dla niepełnosprawnych ruchowo (we współpracy ze Stowarzyszeniem Pomoc), wspomniane już inkubatory dla wychowanków domów dziecka (program Na Start). W 2009 r. dołączyli ostatnie ogniwo – dom seniora. Podpatrywali, jak to robią za granicą. Zarówno młodym, jak i seniorom patronuje Stowarzyszenie Potrzebny Dom. Jego prezesem jest Piotr Mync, a Jadwiga Dąbrowska jedną z wolontariuszek. Mync to w tym wszystkim ważna postać. Architekt z zawodu, z chlubną kartą w solidarnościowej opozycji, od 1991 r. skoncentrowany na problemach mieszkaniowych. W rządzie Jerzego Buzka był podsekretarzem stanu. Przez ostatnie 10-lecie prezesował Stargardzkiemu TBS. Obecnie jest wiceprezydentem Szczecina. Szefuje też Stowarzyszeniu Zachodniopomorskie Tebeesy. To orędownik tego, by mieszkalnictwo postrzegać nie jako dział budownictwa, ale polityki społecznej. Wtedy do świadomości decydentów dotrze, że sam rynek problemów mieszkaniowych nie roz­wiąże. Że prócz mieszkań własnościowych i komunalnych potrzebne są społeczne mieszkania czynszowe, w tym te chronione i wspierane.

 

Na wynajem

Władze Stargardu Szczecińskiego ideę mieszkalnictwa jako elementu polityki społecznej kupiły. Dało to wymierne efekty. Do końca grudnia 2012 r. w całej Polsce zbudowano 650 mieszkań chronionych różnego typu, z tego aż 93 zbudowało TBS w tym 68-tysięcznym mieście. Ale podstawowym polem aktywności Stargardzkiego TBS była, jak wszędzie, budowa i administrowanie mieszkaniami na wynajem, przeznaczonymi dla osób, które zarabiają za mało, by bank skredytował im zakup, a za dużo, by ubiegać się o mieszkanie komunalne. Czynsze w tych mieszkaniach nie są małe, ale i tak mniejsze niż w wynajmowanych na wolnym rynku (w Stargardzie za metr kwadratowy w kawalerce na wolnym rynku płaci się średnio 25,40 zł, w większym ok. 20 zł, w zasobach TBS – 11,50 zł). Budowali także mieszkania komunalne na zlecenie władz miasta. Wspólnie dbali o to, by lokatorzy byli wymieszani – komunalni, zwykle ubożsi, mniej zaradni, z różnego rodzaju słabościami, z tymi tebeesowskimi, którzy funkcjonują dobrze, nawet jeśli daleko im do zamożności. W budynkach, które nazywają miksami, można się przekonać, że działa formuła „równaj w górę”.

Mieszkańcy domu na jesień życia też zostali zmiksowani. Zaplanowano jeszcze trzy takie budynki, zarezerwowano miejsce. Potrzeba jest oczywista – starzejące się społeczeństwo, tempo życia młodszych generacji, brak czasu i sił, by opiekować się rodzicami i nierzadko również dziadkami, zmieniające się preferencje mieszkaniowe seniorów (lokale specjalnie przystosowane, na ogół mniejsze ze względu na skromne emerytury). Jednak te trzy domy nie powstaną – w 2009 r. został zlikwidowany Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. Dla TBS był on źródłem finansowania budowy mieszkań na wynajem z wolnego naboru, w tym tych chronionych i wspomaganych. Nie powstało nic w zamian. Zwolennicy miksów zostali wymiksowani. – Pieniądze na mieszkania komunalne są, ale boimy się budować pełną parą, żeby nie wyszły nam społeczne getta – mówi wiceprezes Dąbrowska.

Od tego czasu państwo wspierało tylko mieszkania dla młodych – i na własność. Powstał program Rodzina na Swoim, wkrótce zastąpiony przez Mieszkanie dla Młodych, który w gruncie rzeczy okazał się kołem ratunkowym rzuconym deweloperom – pomoc obejmuje tylko nabywców mieszkań nowych, a więc droższych. Tymczasem eksperci szacują, że 50–60 proc. tych, którzy mieszkań potrzebują, nie ma zdolności kredytowej, a jednocześnie ma za duży dochód, by starać się o mieszkanie komunalne. Jest luka. Brak myślenia całościowego, że często rodzice i dziadkowie są gotowi przekazać swoje mieszkania młodym, lecz muszą mieć coś dla siebie. Że można naraz rozwiązać problemy różnych grup wiekowych.

Na przyszłość

Według kryteriów unijnych wśród polskich 50-latków co trzecia osoba ma ograniczoną sprawność fizyczną, a wśród 70-latków aż dwie trzecie (co czwarta poważnie), dwie osoby na trzy, mają problemy z wykonywaniem czynności domowych. Po osiemdziesiątce jest gorzej. Większość ludzi starszych mieszka w budynkach z lat 50.–70. ubiegłego wieku, o niskim standardzie technicznym, z barierami architektonicznymi (brak windy – w blokach 4-piętrowych kiedyś ich nie montowano, strome schody, wąskie drzwi do łazienki). Zajmują mieszkania dla nich za duże i kosztowne w utrzymaniu. Bariery architektoniczne w połączeniu z niepełnosprawnością w pewnym momencie skazują część z nich na domy pomocy społecznej. Skazują, bo aż 70 proc. osób 65 plus nigdy nie chciałoby tam zamieszkać, a 22 proc. traktuje ten wariant jako ostateczność. Mimo to na miejsce w publicznym DPS można czekać dwa, trzy lata.

W Stargardzie mówią o „odspołecznieniu polityki mieszkaniowej”. O tym, że jest ona uprawiana w sposób technokratyczny. Niedawno pojawiła się zapowiedź uruchomienia Funduszu Mieszkań na Wynajem, które od deweloperów miałby kupować i wynajmować ludziom Bank Gospodarstwa Krajowego (docelowo 5 mld zł na 20 tys. mieszkań w pełni wyposażonych). Ale tylko w sześciu największych miastach. Co z resztą? Z tymi, którzy mają pracę w małych miastach, ale nie mają gdzie mieszkać?

Właściwie nie wiadomo, dlaczego rządzący porzucili wypracowane już rozwiązania. Dlaczego nie promuje się innowacji przetestowanych, skutecznych? Najpewniej w kolejnych budżetach państwa zabrakło na te cele pieniędzy. Rozwiązania ze Stargardu Szczecińskiego znalazły uznanie ekspertów z otoczenia prezydenta RP i Biura Rzecznika Praw Obywatelskich – ale to środowiska o ograniczonej mocy sprawczej. Projekty Mynca i reszty wciąż odbijają się od drzwi rządowych gabinetów. Wiceprezes Dąbrowska jest zapraszana przez Biuro RPO na spotkania w różnych miastach. Więc jeździ, dzieli się doświadczeniami, a na koniec mówi, że nie można tego powtórzyć, dopóki nie ma sensownych rozwiązań finansowych. Stowarzyszenie Zachodniopomorskie Tebeesy (Stargardzki TBS jest jego członkiem) zaczęło właśnie szukać partnerów za granicą. Nawiązało kontakt z brytyjską grupą mieszkaniową Places for People – może coś z tego wyniknie?

Polityka 11.2014 (2949) z dnia 11.03.2014; Rynek; s. 41
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie sami i u siebie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną