W kopalni Mysłowice-Wesoła doszło do eksplozji metanu. To nie pierwsza taka katastrofa w polskim górnictwie. Poprzednie wielkie metanowe wybuchy miały miejsce w 2009 roku w kopalni Wujek (zginęło 20 osób), a wcześniej w 2006 w kopalni Halemba (23 ofiary). W Mysłowicach na szczęście nie było aż tak tragicznych skutków. Większość poszkodowanych (i to poważnie) udało się wywieźć na powierzchnię, trwają poszukiwania ostatniej ofiary. Choć nie opadł jeszcze dym i kurz, zaczęło się poszukiwanie winnych. Co poszło nie tak? Zawiniła kopalnia? Któryś z górników nie zachował ostrożności? Nadzór nie dopilnował właściwego odmetanowania? Wyższy Urząd Górniczy nie trzymał ręki na pulsie? A może doszło do samoistnego wybuchu? Sprawa będzie przedmiotem śledztwa.
Jedno jest jednak pewne: większość polskich kopalni ma problem z metanem. Zwłaszcza kopalnie należące do Katowickiego Holdingu Węglowego (jak Mysłowice-Wesoła) i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Paradoks polega na tym, że ta zmora górników jest jednocześnie cennym gazem ziemnym (cenniejszym niż węgiel). Który, niestety, jest traktowany jak odpad. Wprawdzie w większości kopalni pracują stacje odmetanowania, które przechwytują wydostający się gaz, to jednak zaledwie ok. 30 proc. udaje się wykorzystać jako paliwo. Reszta idzie do atmosfery, nasilając efekt cieplarniany. Ocenia się, że wydobycie jednej tony węgla wiąże się emisją 11 m sześc. gazu. A wydobywamy 70–80 mln ton. Dopiero od niedawna zaczęto prowadzić eksperymentalne profilaktyczne odmetanowanie złoża przed jego eksploatacją. Robi się to z powierzchni przy pomocy metody stosowanej przy wydobyciu gazu łupkowego. I jak na ironię pierwszym miejscem, gdzie takie prace niedawno się zaczęły, jest kopalnia Mysłowice-Wesoła. Tyle tylko, że odwierty prowadzone są nie na tym poziomie, na którym nastąpiła katastrofa.
Tragedia ta raz jeszcze przypomniała o ciemnej stronie węgla. Górnicy pod ziemią nie tylko ciężko pracują, ale też ryzykują życiem. Domagają się w związku z tym odpowiedniego wynagrodzenia. W efekcie węgiel kosztuje coraz więcej i staje się niekonkurencyjny wobec innych źródeł energii. Górnicy jeśli protestują, to głównie domagając się wyższych płac, a nie bezpieczniejszych warunków pracy. Nie żądają, by nie eksploatować najbardziej zagrożonych metanem pokładów. Nie chcą, by zamiast nich pracowały tam nowoczesne maszyny. Bo maszyny, zwłaszcza te najnowocześniejsze, mogą pozbawić ich pracy. Poza tym stanowią zagrożenie ekonomiczne.
Spółki węglowe, które ledwie dyszą, nie mogą sobie pozwolić na większe wydatki na sprzęt, bo najważniejsze jest zapewnienie wynagrodzeń dla górników. Kiedy zapytałem kiedyś rzecznika Kompanii Węglowej jak to jest możliwe, że kopalnia Silesia, którą KW sprzedała jako skrajnie nieopłacalną, teraz z prywatnym właścicielem, który ją unowocześnił, świetnie sobie radzi, odpowiedział: oni mogą sobie na to pozwolić, bo mają jedną kopalnię, a my ich mamy wiele. Niestety, mamy więcej kopalni niż nas na to stać.