Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Zmiany, zmiany, zmiany

Zaskakujące decyzje inwestycyjne rynkowych gigantów

Samochód jeżdżący bez kierowcy, zaprojektowany przez Google. Samochód jeżdżący bez kierowcy, zaprojektowany przez Google. Google
Każdy chce więcej zarabiać, nawet wielki i bogaty. Potężne firmy szukają więc nowych pól do inwestowania. Ich pomysły bywają zaskakujące.
Kadr z filmu „Lego: Przygoda”. Duński producent zabawek już myśli o kolejnej produkcji kinowej.Everett/EAST NEWS Kadr z filmu „Lego: Przygoda”. Duński producent zabawek już myśli o kolejnej produkcji kinowej.
Tramwaj autobusowej firmy Solaris.Adam Ciereszko/PAP Tramwaj autobusowej firmy Solaris.

Słynny producent klocków Lego przynosi ostatnio rekordowe zyski. W 2014 r. duńska spółka zarobiła na czysto 7 mld koron, czyli prawie 4 mld zł. Dzięki takim wynikom Lego stało się największym producentem zabawek na świecie, wyprzedzając amerykańskiego Mattela (tego od lalek Barbie). Jednak te sukcesy duńska firma zawdzięcza nie tylko słynnym klockom, ale także… przemysłowi filmowemu.

Animacja „Lego: Przygoda” okazała się wielkim sukcesem na całym świecie. Powstał film pasjonujący dzieci bawiące się klockami i dorosłych, którzy pamiętają Lego z dzieciństwa. Duński producent był pod takim wrażeniem finansowego sukcesu filmu, że już myśli o kolejnej części, która ma być gotowa za dwa lata. „Lego: Przygoda” kosztował 60 mln dol., a w kinach całego świata zarobił prawie osiem razy tyle. Oczywiście dla Lego najważniejsza pozostaje produkcja i sprzedaż klocków, ale nowy biznes kinowy pozwala poczuć się jeszcze pewniej.

Lego to jedna z wielu firm, które chroniąc główne źródła zysków, próbują znaleźć nowe możliwości zarabiania pieniędzy. Jedne czynią to z chęci ekspansji, inne widzą w tym konieczność, sądzą, że tylko tak zapewnią sobie bezpieczną przyszłość. Lego akurat nie musi się bać, bo dzięki udanym zmianom przeprowadzonym kilkanaście lat temu (koncern był zagrożony upadkiem) rozwija się świetnie. Również Apple i Google, dwaj amerykańscy giganci nowych technologii, przynoszą dziś ogromne zyski i mogliby w spokoju liczyć kolejne miliardy ze sprzedaży iPhone’ów (Apple) i reklam w wyszukiwarce (Google). Jednak obie firmy postanowiły sprawdzić swoje możliwości na rynku motoryzacyjnym.

Autobusy na tramwaje

Google od kilku lat pracuje nad technologią umożliwiającą jazdę samochodem bez udziału kierowcy. Ten będzie mógł czytać książkę lub wysyłać maile. Google nie szczędzi pieniędzy na swój projekt, a w kilku amerykańskich stanach przeforsował nawet zmiany w prawie, które pozwalają takim automatom jeździć po publicznych drogach. Mniej wiadomo na razie o nowym projekcie motoryzacyjnym firmy Apple, znanej dotąd z produkcji komputerów, smartfonów i tabletów.

Apple pracuje nad elektrycznym samochodem przyszłości. Owiany tajemnicą projekt nazwano Tytan. Cel jest ambitny. W finale ma pojawić się realna alternatywa dla samochodów spalinowych, pojazd, który po jednym ładowaniu będzie mógł jeździć dużo dłużej niż obecne modele. Na razie znane koncerny samochodowe twierdzą, że nie boją się konkurencji ze strony Apple, ale kiedyś też nie bardzo wierzono w przełom technologiczny, jaki przyniosło wprowadzenie na rynek iPodów, iPhone’ów czy iPadów.

Zarówno Google, jak i Apple inwestują na nowych dla siebie polach, bo widzą w tym szansę na przełom, podobny jak ten, którego dokonali w branży komputerowej. Zakładają, że przemysł motoryzacyjny czeka analogiczna rewolucja, jak telekomunikację czy informatykę. I chcą być liderami tej zmiany. A że mają dziś gigantyczne zyski, mogą na ten cel przeznaczać ogromne sumy, nie martwiąc się skutkami ewentualnej porażki.

Jednak nie tylko giganci próbują sił w nowych dla siebie dziedzinach. Nasz Solaris, producent autobusów i trolejbusów, podjął takie ryzyko kilka lat temu, gdy postanowił zbudować tramwaj. Było to przedsięwzięcie o tyle niecodzienne, że zazwyczaj tramwaje to domena producentów pociągów, a nie autobusów. Jednak Solaris zauważył, że w Polsce coraz więcej miast, dzięki unijnym pieniądzom, zaczyna kupować tramwaje. Do tego na rynku niemieckim także trwa wymiana starego taboru na nowy. Zaryzykowali. – Znaliśmy potrzeby klientów, mieliśmy też wiedzę o napędach elektrycznych, bo wiele lat firma produkowała trolejbusy. Doświadczenie w konstruowaniu tramwajów zdobyliśmy, uczestnicząc w konsorcjum, które budowało tabor dla Krakowa – wspomina Solange Olszewska, do niedawna prezes zarządu Solarisa.

Dla firmy spod Poznania autobusy to wciąż produkt podstawowy, ale liczba wygranych przetargów na tramwaje rośnie. Zaczęło się od Poznania, potem pojawiły się miasta niemieckie – Jena, Brunszwik, Lipsk. Pod koniec tego roku tramwaje Solarisa zaczną jeździć po Olsztynie, który dokładnie po pół wieku przywraca ten rodzaj komunikacji. Dzięki odważnej decyzji biznesowej sprzed kilku lat Solaris zapewnił sobie nowe źródło przychodów, chyba perspektywiczne, bo Unia Europejska lubi „zielone” tramwaje i chętnie wspiera ich zakupy.

Pożegnanie z komputerem

Czasem jednak nowym biznesem trzeba zająć się nie po to, żeby zwiększać zyski, ale by bronić własnej pozycji, przy okazji szkodząc konkurencji. Taka właśnie motywacja kieruje potężnymi kolejami niemieckimi, które coraz więcej inwestują w przewozy… autobusowe. Nie robią tego chętnie, ale nie chcą bezczynnie patrzeć, jak autobusowe spółki podbierają im pasażerów.

Przez wiele lat Deutsche Bahn nie musiała się o to martwić, bo – poza nielicznymi przypadkami – państwo gwarantowało jej transportowy monopol. Jednak na początku 2013 r. zmieniły się przepisy. Od tej chwili każda firma może otwierać konkurencyjne dla pociągów połączenia autobusowe. Autokary jadą co prawda dłużej, ale bilety kosztują mniej, więc w krótkim czasie udało się zdobyć wielu klientów. Tylko w ubiegłym roku dalekobieżne autobusy przewiozły w Niemczech 20 mln pasażerów – głównie studentów i emerytów, którym bardziej niż na szybkości zależy na niskiej cenie.

Tego sukcesu firm autobusowych kolej się nie spodziewała. Szefowie Deutsche Bahn zaczęli więc kupować dziesiątki nowych autobusów i uruchamiać kolejne linie. Liczą, że w ten sposób zaszkodzą typowym przewoźnikom drogowym.

Taka strategia może też jednak nie wypalić, bo coraz więcej Niemców odkrywa tanie przewozy autobusowe i jest z nich zadowolona (inaczej niż z usług niemieckiej kolei). U naszych zachodnich sąsiadów to dyżurny obiekt krytyki.

Także amerykański Microsoft na początku z niedowierzaniem, a potem z rosnącą irytacją przyglądał się nowej konkurencji. Ten producent systemu operacyjnego Windows i pakietu biurowego Office nie docenił mobilnej rewolucji. Gdy w końcu zorientował się, że w świecie telekomunikacji i internetu przyszłość należy do smartfonów i tabletów, postanowił walczyć o ten rynek, chociaż do tej pory zajmował się produkcją oprogramowania, a nie sprzętu.

Microsoft wykorzystał swoje ogromne zapasy gotówki z tłustych lat i za ponad 7 mld dol. przejął część fińskiej Nokii, odpowiedzialnej za produkcję telefonów komórkowych. A dziś na tych urządzeniach promuje swoją mobilną wersję systemu operacyjnego Windows. To trudne i ryzykowne, bo liderami rynku smartfonów są Apple, używający własnego systemu iOS, i Samsung, korzystający z popularnego Androida. Microsoft nie miał jednak wielkiego wyboru i musiał zainwestować w branżę mobilną. Bez niej skazany byłby na powolną śmierć, bo znaczenie tradycyjnych komputerów maleje.

Nokia, po pozbyciu się przynoszących coraz większe straty montowni telefonów komórkowych, też próbuje znaleźć nową niszę i przeżyć. Dla niej to nie pierwszyzna. Przez 150 lat istnienia przetrwała już wiele rewolucji. Powstała z połączenia spółek zajmujących się produkcją gumy, papieru i kabli. Dziś stara się przetrwać jako dostawca wysokiej jakości sprzętu telekomunikacyjnego dla sieci komórkowych. Czy jej się uda, nie wiadomo. Jednak podobna transformacja powiodła się w przypadku innego technologicznego giganta, firmy IBM.

Kiedyś IBM znana była z produkcji komputerów osobistych, wyznaczała standardy dla całego świata. Dziesięć lat temu wycofała się jednak z tej branży, sprzedając tę część przedsiębiorstwa chińskiemu Lenovo. Dziś dostarcza byłym konkurentom oprogramowanie wysokiej jakości i choć produkty z logo IBM na domowych biurkach już trudno spotkać, to koncernowi wiedzie się całkiem nieźle. A przecież w latach 90. IBM był o krok od upadku. Przetrwał, bo gwałtownie zmienił strategię, zrezygnował z podstawowego biznesu, na którym niegdyś zbudował swoją wielkość.

Meble, ale i wiatraki

Trafny wybór nowej branży to czasem kwestia przetrwania, ale nie zawsze jest tak dramatycznie. Znany szwedzki producent mebli Ikea ciągle ma świetne wyniki, więc nie musi zmieniać strategii. Mimo to postanowił zapuścić korzenie na nowym dla siebie polu. Od kilku lat interesuje go rynek odnawialnych źródeł energii. Ikea postawiła sobie ambitny cel. – Chcemy osiągnąć niezależność energetyczną do końca 2020 r. Chodzi o to, żeby produkować z odnawialnych źródeł tyle prądu, ile zużywają wszystkie firmy naszej grupy. Do końca tego roku wydatki Ikea na ten cel przekroczą 1,5 mld euro na całym świecie – wyjaśnia Katarzyna Rut Balashov, zastępca dyrektora Komunikacji Korporacyjnej i Public Affairs w polskim oddziale Ikea.

W Polsce meblowy koncern zainwestował dotąd w farmy wiatrowe, instalacje do spalania biomasy, kolektory słoneczne czy pompy ciepła. Zarząd liczy, że tego rodzaju działalność umocni proekologiczny wizerunek firmy, pieniądze na razie są na drugim planie. Być może jednak z czasem stwierdzi, że to opłacalne dodatkowe źródło zysków, i zacznie produkować coraz więcej prądu na sprzedaż. Szczególnie że kolejne państwa, w tym Polska, niedługo zaczną dotować energię z odnawialnych źródeł.

Nawet jeśli biznes z farmami wiatrowymi będzie się rozwijać, Ikea pewnie długo jeszcze pozostanie znana głównie z produkcji mebli. Ale co będzie za kilkadziesiąt lat? Mało kto dziś pamięta, że wiele znanych marek zaczynało swoją działalność od zupełnie innych branż. Słynny producent konsol do gier, japoński Nintendo, najpierw sprzedawał gry, ale karciane. PayPal, używany dziś do płatności bezgotówkowych w internecie, sprzedawał programy do szyfrowania dokumentów. Xerox, producent słynnych kserokopiarek, został założony w 1908 r. jako Haloid i przez długi czas sprzedawał papier fotograficzny. Dopiero po opatentowaniu technologii kopiowania w 1961 r. zmienił się w Xerox. W przypadku wszystkich tych przedsiębiorstw nowy biznes z czasem okazał się tak intratny, że zdominował całą działalność. Miał być sposobem dorabiania na boku, a stał się podstawą sukcesu.

A może przyszłość należy do tych, którzy w ogóle nie uznają specjalizacji, robią to, co aktualnie przynosi zysk? Wystarczy spojrzeć na firmę Amazon, która zaczynała od sprzedaży w internecie książek, a teraz wprowadza do oferty kolejne produkty, łącznie z ubraniami i jedzeniem.

Dziś Amazon jest wielkim elektronicznym hipermarketem, w którym książki wcale nie mają wyjątkowego miejsca. Produkuje tablety, a ostatnio pod własną marką sprzedaje smartfony. W internecie otwiera wypożyczalnie filmów i seriali (niektóre nawet sam zaczął produkować, konkurując w ten sposób z Netflixem). W ofercie ma także usługi chmury obliczeniowej i testuje drony, które w przyszłości mają być alternatywą dla poczty i kurierów.

Czy w przyszłości świat zdominuje kilka megakoncernów w stylu Amazona, które połkną całą konkurencję i same zaoferują klientowi dowolny produkt czy usługę? To byłby koszmar, ale kto wie?

Polityka 15.2015 (3004) z dnia 07.04.2015; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Zmiany, zmiany, zmiany"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną